niedziela, 30 grudnia 2018

Podsumowanie grudnia

Witajcie w przedostatnim dniu grudnia. Ah, więc wataha istnieje już ponad pół roku..
Post pojawia się dziś, ponieważ jutro nie znajdę już na niego chwili. W końcu sylwester, nieprawdaż? ;)
~~~
Podsumowanie w pigułce:

  • 13 napisanych opowiadań
  • 2 wilki zostały wydalone z watahy
  • 1 wilk dołączył do watahy

~~~
Najwięcej opowiadań napisał w tym miesiącu Levithan, który otrzymuje 3 punkty do wybranych um., po dwa opowiadania zaś napisali Sitri oraz Nimdhir, którzy otrzymują po 2 punkty do wyb. um.
Po jednym opowiadaniu napisali Absolem, Lea, Jung Yunge, Lacerta, Lupo oraz Oriabi.

~~~
Z watahy zostały wydalone dwa wilki jakimi byli Arles, oraz Nibo. Powód: nie pisanie opowiadań.

~~~
On nowego roku regulamin ulegnie zmianom, które wejdą w życie między lutym a marcem. Będą one dotyczyć głównie zmiany czasu na napisanie opowiadania (ulegnie on skróceniu).

~~~
24.12 nasz Lupo obchodził urodziny. Z tej okazji otrzymuje 3 FL.

~~~
Zawarliśmy także sojusz z nowo założoną Watahą Najskrytszych Marzeń!
Zapraszam :) watahanajskrydszychmarzen.blogspot.com

~~~
W trudem muszę przyznać, że w własnej watasze zaczęłam się mniej odnajdywać, niż w innych do których należę. No trudno, miejmy nadzieję, że niedługo ten fakt ulegnie zmianie.
W tym miejscu dopiero chciałabym życzyć Wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, zdania wszelkich testów, które przed Wami stoją, powodzenia w szkołach i pracach, jak i oczywiście w sprawach rodzinnych, miłosnych... oraz dużo, dużo zdrowia. Bo to chyba najważniejsze, nieprawdaż?

Ten rok przyniósł nam wiele... powstała wataha, poznaliśmy się...
Przez watahę przewinęło się dwadzieścia jeden wilków, z czego szesnaście dalej w naszych szeregach jest. Tylko jedna wadera odeszła z własnej woli, reszta niestety została z niej wyrzucona z powodu braku aktywności. Oj słabiutko..
Zdecydowanie najbardziej aktywnym miesiącem był lipiec, w końcu wakacje, jak i wiele wilków dołączyło.
Najwięcej opowiadań napisał Levithan, który w watasze jest od jej początków. Tuż za nim w rankingu wypada Riley, która niestety z naszych szeregów odeszła.
Oby kolejny rok był lepszy dla nas wszystkich. Powodzenia!


Pozdrawiam i do "zobaczenia" w nowym roku :)

czwartek, 27 grudnia 2018

Od Oriabi c.d.Fornax'a

Super się bawiliśmy. Na prawdę. Było trochę śmiechu i zauważyłam, że Volans starał się mi zaimponować. Cóż na pewno doprowadził mnie do śmiechu, przez co zaświeciły mu się oczy i dalej pobiegliśmy nad wodospad. Brat Volansa - Fornax ucieszył się z tego pomysłu i potruchtał przodem, prowadząc nas na miejsce. W międzyczasie opowiedziałam 2 żarty, które dobrze się przyjęły. Były to żarty typu dziwnych kształtów i skąd się wzięły, ale jednak każdy się zaśmiał. Kiedy byliśmy na miejscu, postanowiłam zaproponować zabawę.
- Hmm może będziemy wskakiwać do wody na mój znak, a ten kto wskoczy ostatni, będzie groźnym rekinem. My natomiast będziemy skakać przez wodę, po różnych kamieniach, a on będzie musiał nas chociaż lekko dotknąć. Jeśli kogoś dotknie, to wchodzi za niego. I jak? - uśmiechnęłam się i pomachałam ogonem.
Wszyscy się zgodzili i zaczęliśmy wskakiwanie. Skończyło się na tym, że mój brat został rekinem, a wszyscy śmiali się i dobrze unikali jego dotyku, ale w końcu ja dostałam i się z nim zmieniłam. Zaczęłam warczeć na niby, żeby dodać grozy bycia rekinem, ale śmiałam się dalej. W końcu usłyszałam głos mamy, która była niedaleko.
- Oriabi! Elver! Wracajcie już! - krzyknęła.
- Już idziemy mamo! - odkrzyknęłam. - Było super. Dzięki, że pozwoliliście nam się ze sobą pobawić.
- Nie ma sprawy. To pa. - odparła Sagitta.
- Papa. - powiedział Elver i pobiegliśmy do mamy.
- Hej moje maleństwa. - powiedziała mama.
- Hejka! - odparłam wesoło i opowiedziałam jej, co się zdarzyło.
Potem malowaliśmy jeszcze po ścianie jaskini i lekko ciągaliśmy się za uszy. Następnie pod wieczór udaliśmy się na dach jaskini, żeby popatrzeć na księżyc i gwiazdy. Były takie piękne! Chciałabym kiedyś jakiejś dotknąć. Razem z bratem i mamą udaliśmy się na spoczynek z uśmiechami na pyszczkach.

sobota, 22 grudnia 2018

Przerwa Świąteczna

Witajcie towarzysze! Boże Narodzenie już za rogiem, a więc pragnę życzyć Wam wszystkim zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt.
Z racji iż większość z nas obchodzi wyżej wymienione święta i myślę, że nie będzie miała czasu na takie rzeczy jak wataha, ogłaszam świąteczną przerwę. Wszelkie opowiadania, zapytania itd można dalej wysyłać, lecz zostaną dodane one z opóźnieniem.
Przerwa potrwa do około 28 grudnia. :)

wtorek, 18 grudnia 2018

Od Sitri'ego c.d.Lei

-Nic mi nie jest, powtarzam po raz ostatni...- westchnąłem chcąc uciec jak najdalej od Alfy, Lacerty i Absolema. Jung Yunge katowała mnie swoim przerażonym lamentem od ponad godziny, oczywiście nie do końca wiedząc co się stało. -Obiecuję, że popracuje nad zwinnością. - dodałem chcąc ją jakoś obłaskawić.
Jednak to nie przekonało zmartwionej wilczycy, która coraz bardziej się nakręcała. Wytykała wszystko co tylko mogła aby zatrzymać mnie w jaskini chociaż na parę dni. Ostatecznie nie miałem innego wyjścia jak tylko skapitulować pod groźbą związania i unieruchomienia na amen.
-Na trzy dni zostajesz zwolniony z obowiązków. W tym czasie masz odpoczywać i pod żadnym pozorem się nie przemęczać. Będę Cię sprawdzać!- warknęła zła gdy pozostali opuścili już moją kwaterę.- A teraz łaskawie wyjaśnisz mi co się stało?
Tego dnia przegrałem dwa razy. Najpierw z nadopiekuńczością Alfy, potem z jej przenikliwym wzrokiem...

~Trzy dni później.~

Wraz z Lupo i Theor`em otrzymaliśmy zadanie, którym było sprawdzenie naszych granic tuż przed śnieżycą. Jung Yunge chciała mieć pewność, że wataha będzie bezpieczna podczas gdy większość traktów zamieni się w zaspy. W ostatnim czasie na naszych terenach mogło zagnieździć się "coś", o czym nie mieliśmy pojęcia. Na dodatek po śnieżycy utknęli byśmy z tym "czymś" aż do wiosny, więc bez problemu zgodziliśmy się z Alfą. Oczywiście nie obyło się od szczególnych wytycznych, z których nie odpowiadała mi jedna decyzja, a mianowicie ta, która zakazywała mi walki. Przełknąłem jedynie ślinę, nie chcąc grabić sobie u Jung jeszcze bardziej. Co za uparta wilczyca...
Najpierw ruszyliśmy przez las w kierunku pustkowia, by jak najszybciej dotrzeć do granicy. Biały śnieg pomagał dostrzec wszelakie tropy a wiatr działał na naszą korzyść. Niestety zanim zdążyliśmy opuścić rozległy las, dotarły do nas opady śniegu. Mimo to brnęliśmy dalej, mając na względzie bezpieczeństwo watahy. Pod wieczór postanowiliśmy rozbić prowizoryczny obóz . Nazbieraliśmy nieco opału a Lupo rozpalił ognisko. Temperatura spadała więc postanowiliśmy rozgrzać się przed dalszą wyprawą. Nie zdążyłem dobrze rozgrzać zmarzniętych łap, gdy ni stąd ni zowąd Lupo zaczął kłócić się z ... szczeniakiem? Nie miałem pojęcia skąd młoda wilczyca wzięła się tutaj a na dodatek kompletnie sama. Zabrałem więc młodą damę na stronę by porozmawiać z nią sam na sam a Theor w tym czasie uspokajał Lupo. Poznawszy Lee, wypytałem ją o najważniejsze rzeczy. Byłem w szoku, gdy usłyszałem, że młodziutka waderka przybyła sama, nie do końca wie gdzie się znajduje a na dodatek miała czelność zadzierać nosa i oskarżać nas o niszczenie śniegu.
-Chciał bym Cię z kimś poznać. Należymy do Watahy Lodowego Księżyca i myślę, że nasza Alfa nie będzie miała nic przeciwko, jeżeli zechcesz zostać z nami.- zaproponowałem, szukając najbardziej odpowiednie wyjście z sytuacji. Lea zamrugała kilkakrotnie po czym w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki. Mimo to zgodziła się z lekkim uśmiechem. Wróciliśmy więc do pozostałych aby się przegrupować.
-Zabiorę naszą młodą damę do Jung i zdam raport a wy zajmiecie się ukończeniem misji?- zaproponowałem na co Theor zgodził się bez przeszkód. Jedynie Oblivion mruczał coś pod nosem co drugi wilk szybko mu wyperswadował szturchnięciem łapą w bok.
Pożegnawszy się z towarzyszami, ruszyłem w drogę powrotną. Lea wydawała się być pewną siebie wilczycą. Mimo wszystko była jednak tylko szczeniakiem, przez co w połowie drogi zauważyłem, jak zaczynają plątać jej się łapki a odgłos ziewania zwiększył częstotliwość.
-Wezmę Cię na grzbiet. Będzie Ci cieplej a ponadto dotrzemy szybciej do Watahy.-zaproponowałem.
-Nie ma mowy! Sama sobie poradzę! Pokaże Ci jaka jestem silna-ahh!- naburmuszyła się, ziewając po raz kolejny.
-Nie twierdzę iż jesteś słaba. Uważam jednak, że lepiej się pospieszyć.- odparłem chcąc ją jakoś przekonać.
Lea jednak dalej upierała się przy swoim, więc ruszyliśmy dalej. Po kilku kilometrach zmęczona waderka potknęła się, przez co wylądowała w zaspie. Prychnąłem widząc jedynie wystający z śniegu, machający w wszystkich kierunkach ogon. Wyciągnąłem samiczkę z zaspy, która teraz wyglądała nie tylko na zmęczoną ale bardzo zmarzniętą.
-Ponawiam propozycję młoda damo.- rzuciłem kładąc się obok wilczycy.
-Dobrze ale jesteś dla mnie tylko transportem!- zaznaczyła wdrapując się na mój grzbiet.
-Wedle życzenia.- zaśmiałem się, przyspieszając kroku.
Po parunastu minutach poczułem jak Lea wtula się w moje gęste, zimowe futro. Otulona nim zasnęła spokojnie. Uważając więc na śpiocha, maszerowałem przed siebie, przedzierając ciemną, śnieżną noc.
Kiedy dotarliśmy do watahy, oboje przypominaliśmy bałwanki. Nie budząc malucha skierowałem się do Yunge , która właśnie czytała jakąś księgę.
-Witaj.- szepnąłem- Przyniosłem małą wojowniczkę, która miała czelność kłócić się z Lupo.
Przedstawiłem Alfie naszą nową członkinie po czym oddałem malucha w jej łapy.

niedziela, 16 grudnia 2018

Od Lupo - Quest Świąteczny #3

Moje picie herbaty z Fiołków Brylantowych (Tak z Questa) przerwało pukanie, a raczej walenie w drewniane drzwi. Zdenerwowany zeszedłem na dół, aby sprawdzić co, a raczej kto dobijał się do mnie. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie zastałem. Zrobiłem krok, aby wyjrzeć czy jakiś szczeniak nie robi sobie żartów i wtedy poczułem coś pod moimi łapami. Spojrzałem, aby zobaczyć, na co stanąłem. Był to list ładnie zapakowany. Podniosłem go i zamknąłem drzwi. Wróciłem do stołu. Otworzyłem delikatnie kopertę oraz wyjąłem list. Przeczytałem go bardzo szybko.
~... Czyli Zaprosili cię na wigilię? A mnie nie...~ Głos mojej towarzyszki przybrał delikatnie smutnej barwy.
-Bo gdyby ciebie zaprosili to by szczeniaki nie przyszły straszydło - obejrzałem się na nią. Zobaczyłem jeszcze do koperty. Była tam jakaś karteczka, którą wyjąłem. "Na święta dajemy sobie również prezenty. A teraz proszę wylosowaną osobę: Katana" Zadziwiony przeczytałem jeszcze raz. O Jezu. Spojrzałem na datę. O nie. Czas do jutra! Wstałem szybko i wziąłem sztylet. - Wychodzę - rzekłem na odchodne. Po chwili wybiegłem z domu. Idę do Teneko.
Chwilę Później
Wszedłem do jaskini Teneko wilczyca patrzyła się na swoje pociechy bawiące się. Powolnym krokiem podszedłem do niej. - Hej... - powiedziałem cicho i zobaczyłem zdziwiony wzrok szaro żółtej. - P-potrzebuje pomocy... - pierwszy raz prosiłem kogoś o pomoc. To takie dziwne. - Dzieci zaraz wrócę - powiedziała spokojnie do swoich wilczków. Po czym wstała i machnęła ogonem, abym poszedł za nią. Gdy już odeszliśmy usiadła.
- Co Chcesz? - zapytała spokojnie.
- Co lubi Katana? - spojrzałem na swoje łapy. Eght jakie to żałosne. Wilczyca nie ukryła zdziwienia.
-Ale że kwiaty? Czy ogólnie? Bo tak ogólnie jest łuczniczką więc... - powiedziała zdziwiona moim pytaniem. A no tak. Łuczniczka.- Dziękuje! - rzekłem i zostawiłem jednego kwiatka przy wilczycy. Po czym odbiegłem. Szybko prze teleportowałem się do drzewa z fiołkami brylantowymi zwanego Czarnym Brylantem. Miało bardzo wytrzymałe drewno więc zacząłem szukać wielkiej gałęzi i zbierałem parę małych. Z wielkimi zapasami czarnych patyków świecących różnymi kolorami. Wziąłem pierwszą lepszą książkę o smokach. I zacząłem szukać pewnego gatunku. Od kiedy ja się tak angażuje - zadałem sobie pytanie, nad którym zastanawiałem się już jakiś czas. W końcu natrafiłem na daną stronę. "Smok wodolodowy - Smok występujący w wodzie. Zamieszkuje czeluście mórz i jezior. Przy powierzchni jest tylko w zimę. Bardzo pożądanym produktem od niego jest włos sprężysty i wytrzymały" Wziąłem sztylet i Luustiano moim kierunkiem było Jezioro Trzeciej Nocy.
Jakiś czas potem
Gdy już doszedłem do jeziora było ciemno. Szybko zażyłem eliksir, po czym wskoczyłem do wody. Dziwnym uczuciem było, gdy uświadomiłem sobie, że mogę oddychać. Zacząłem pływać w poszukiwaniu niebieskiego gada. W pewnym momencie poczułem jak coś miota mną o ścianę, po czym przygniata do niej ogonem. Zobaczyłem Gada patrzącego na mnie przeszywającym spojrzeniem. Ciemność panująca wokół dodawała mu groźności. Poczułem jak kładę po sobie uszy. Jedna z nie licznych sytuacji, których się przestraszyłem.

- Czego chcesz?! - zapytał wyraźnie zły i zirytowany
- J-ja.. - zatrzymałem się i przełknąłem ślinę - Możesz mnie puścić? - zapytałem delikatnie pewniej.
- Mogę - przybliżył się do mnie - ale nie muszę. Dalej mów - warknął zirytowany.
-Bo ja chciałem twój włos - powiedziałem i wziąłem oddech.
-Więc tak po prostu sobie przychodzisz i chcesz go wziąć? - zapytał - Odważnie. Możesz go wziąć, ale jesteś mi winny przysługę. Przysługą tą będzie, że musisz w ciągu miesiąca wykonać dwa moje żądania. - Poczułem jak smoczysko puszcza mnie. - Rozumiesz? - zapytał. Na co kiwnąłem głową. Wyrwał włos i podał mi go. Po czym wypchnął mnie na powierzchnię. A ja zdziwiony i zmieszany prze teleportowałem się do domu. Odłożyłem podarunek od gada a sam poszedłem się wytrzeć. Gdy to zrobiłem wziąłem sztylet podszedłem do czarnego drewna. I zacząłem skrobać.
Parę godzin później około czwartej
Gdy skończyłem swoje arcydzieło do perfekcji dorobiłem do niego sznurek z włosa i koniec! Efekt był taki, jakiego pragnąłem - Mistyczny i tajemniczy.

Strzały też były idealne i z trudno zniszczalnego materiału, którego miałem nie sety mało więc zrobiłem 6 sztuk. Teraz moim jedynym marzeniem było położyć się spać. Nawet nie zdążyłem odejść od łuku a błogi sen mnie objął. Gdy obudziłem się mistycznego łuku nie było.
- CO JEST! - wystraszony warknąłem. - MERRY CO ZROBIŁAŚ Z MOIM ŁUKIEM - zapytałem a moja towarzyszka się pojawiła.
~... To nie ja!...~ zaprotestowała. Zobaczyłem, na którego oknie nie zamknąłem ślady łapek jakichś gadów. Już wiedziałem co jest nie tak. Przeteleportowałem się na skraj lasu przy łąkach. Zobaczyłem młode ogniste stworki - fiouny pędzące z moim łukiem na pustynie.

Ruszyłem za nimi. - EJ WY - odwrócili się na mnie. - TO MOJE! - krzyknąłem i zobaczyłem, że stają i szykują rogi do walki. - Oh. - wyciągnąłem pazury. Zobaczyłem, że na mnie szarżują - 6 osobników. Uderzyłem jednego pazurami a reszta uderzyła mnie rogami odpychając. - A więc to tak.- warknąłem strzepnąłem krew z barku. Byłem pobijany, ale rzuciłem się na nich co za skutkowało wystraszeniem się młodych i ich ucieczką. - Łatwo poszło - powiedziałem naprzeciw mojemu wyglądu. Miałem wypalony kawałeczek futra oraz wiele ranek i obdarć. Zabrałem szybko mój łuk ze strzałami. Nie miałem czasu na nic więcej niż na doklejenie karteczki z napisem: Dla Katany. Przeteleportowałem się do miejsca spotkania te zaczęło się już. Więc odłożyłem mój prezent pod choinkę - Wolałem zostać anonimem. I niezauważenie zająłem sobie miejsce. Alfa po jakimś czasie gadania powiedziała: „Czas na dawanie sobie prezentów.” Wszystkie wilki zerwały się, aby dać sobie prezenty. Ja tylko spojrzałem na katanę, która już zdążyła znaleźć swój prezent oraz uśmiechnąć się. Mimo wolne również się uśmiechnąłem. - Spodobał jej się mój prezent jej - pogratulowałem sobie cicho.

Od Lacerty c.d.Absolema

Trzeba przyznać, że rzadko bywałam w tak abstrakcyjnych sytuacjach. Bo bycie gonionym przez… króliki, jednak nie jest typowe. Zastanawiałam się co właściwie mogłyby mam zrobić? Wyprychać albo za miziać puchatymi pyszczkami? No błagam… Najgorsze jednak było to, że nie miałam odwagi się zatrzymać i na własnej skórze przekonać o słuszności moich poglądów. Mogłam pocieszać się jedynie, że Absolem również nie ma ochoty stawać pyskiem w pysk z bandą małych zającowatych.
- Absolem co robimy?- Zapytałam biegnącego koło mnie wilka. Poniewczasie zorientowałam się, że nie może mi odpowiedzieć skoro, w pysku trzymał jednorożca. Rudy kot, siedzący teraz na grzbiecie basiora, rzucił mi zirytowane spojrzenie. A ja uznałam, że, to jednak dobrze, że szczenięta zostały w Osadzie.
Gdy tylko ta myśl przemknęła mi przez głowę, wiedziałam już gdzie biegniemy. Wataha poradzi sobie z królikami, choćby nie wiem jak wściekłymi. Nie byłam jednak pewna, czy rzeź, która miał nastąpić z podoba się Absolemowi. Miałam co do tego wątpliwości, było to jednak najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Puchate kulki był naprawdę wściekłe, a wystarczyło tylko przekroczyć rzekę i w zasadzie byliśmy w Osadzie. Rzeka… Woda… Zatrzymałam się tak nagle, że o mało co nie straciłam równowagi i nie runęłam na ziemię. Spojrzałam do tyłu i bardzo szybko wróciłam do pełnego galopu. Małe potworki było coraz bliżej, co w zasadzie nie powinno być możliwe.
Myśli o nietypowym zachowaniu królików zostawiłam na później, teraz musiałam poradzić się mojego towarzysza w dość pilnej sprawie.
- Absolem, czy króliki umieją pływać?* - zapytałam basiora, gdy tylko się z nim zrównałam. Absolem przekrzywił łeb z zaciekawienie, a po chwili potrząsnął głową w jednoznacznej odpowiedzi.
- Świetnie - wysapałam. - Biegnijmy nad rzekę.
I ruszyłam pędem w kierunku potoku, przecinającego tereny watahy. Po kilku minutach byliśmy już odgrodzeni, od puchatej furii na czterech łapach, spokojnym nurtem rzeczki. Króliki wydawały niepokojące odgłosy, a mój towarzysz raz po raz się skrzywiał.
Widząc mojej zaciekawione spojrzenie, zaczął tłumaczyć, położywszy kota i jednorożca na trawę.
- Lacerto, one uważają, że jestem mordercą. Cokolwiek bym nie zrobił na moich podwieczorkach giną ich współbracia. Nie wiem dlaczego.
- Jesteś pewien, że nie podałeś im niczego trującego?- zapytałam patrząc jak zgraja szaraków powoli zaczyna się rozchodzić.
- Piłem i jadłem dokładnie to, co one- basior westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to, co nie jest trujące dla wilka, może być trujące dla królika?

[Absolem? Szukamy rozwiązania zagadki umierających królików na twoich przyjęciach;)?]

*Teoretycznie króliki, jak większość innych zwierząt, umieją pływać. Ale no.

sobota, 15 grudnia 2018

Od Levithana do Nimdhir

Nastała chwila ciszy. Wadera delikatnie się uśmiechnęła, choć w tym wyrazie była nuta niepewności, bądź zmieszania.
- A tak. Racja... to bardzo ciekawe. - spojrzałem w ziemię. - Chociaż to nie aż takie dziwne.. nie spędzam wiele czasu wśród innych. Pierwsze miesiące wręcz nigdy mnie nie było w pobliżu...

Zaśmiałem się pod nosem. Przypomniało mi się, że odkąd wataha istnieje byłem tutaj ja i Riley. Od samego początku... i obojgu nas nigdy nie było gdy byliśmy potrzebni. Następnie po odejściu wadery izolowałem się wręcz, a ostatnie dwa dni spędzałem z Sitrim prawie na końcu watahy.
Zdałem sobie sprawę, że wadera wpatruje się w zamyślonego mnie już ponad pół minuty, a ja patrzyłem cały ten czas w ziemię. Położyłem lekko uszy po sobie na wznak zawstydzenia.
- Nie znam tu wielu wilków, chociaż należę od samego początku istnienia tejże watahy. - obróciłem oczami. - Słyszałem nawet o szczeniętach, mimo iż nigdy na oczy ich nie widziałem, haha.


< Nimdhir? >

piątek, 14 grudnia 2018

Od Nimdhir c.d.Levithana

Nie powiem, pytanie basiora nieco mnie zaskoczyło. Popatrzyłam na niego niepewnie, nie do końca pewna, jak odpowiedzieć.
- Tak, to od urodzenia. – stwierdziłam, poruszając uszami nerwowo. Nie byłam zbytnio przyzwyczajona do takich „wyznań” tuż po poznaniu, ale w końcu Levithan nie pytał mnie o nic strasznie osobistego, więc to raczej nie stanowiło problemu. Chyba. – Myślę, że to przez moją matkę. Była szamanką i po części parała się magią, więc może jakaś część „tego” – zagryzłam wargę. – przeszła na mnie.
„Zapewne tak jak te wizje” – dodałam w myślach, obserwując reakcje basiora. Tamten tylko rzucił mi pojedyncze, zaciekawione spojrzenie i usiadł na ziemi.
- Wiesz, ciekawe, że się wcześniej nie poznaliśmy. – próbowałam kontynuować tą nietypową wymianę zdań. Levithan spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu i wziął głęboki oddech, chcąc zacząć kolejną wypowiedź, lecz po chwili znów zamilkł, wbijając we mnie nieobecny wzrok. Już chciałam zapytać czy wszystko dobrze, ale basior nagle przełknął ślinę i wyprostował się.
- Mówiłaś coś? Przepraszam, nie słyszałem. – zapytał spokojnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, nadal nieco zszokowana tym nagłym „zawieszeniem”.


Levithan? Przepraszam, że krótko, ale moja wena postanowiła wyjechać na ferie do ciepłych krajów :)

Od Jung Yunge - Szum 1, #1

Chłodny, spokojny dzień. Od kilku dni prószy śnieg, który delikatnie szczypie Jung Yunge, alfę tutejszej watahy w opuszki, z każdym kolejnym krokiem nasilając się. Rozgląda się dookoła - las wygląda naprawdę ładnie, gdy otuli go biały puch. Po wzięciu głębokiego oddechu odczuwa, jak mroźny jest dzień. Wadera wypuszcza siwą parę z nozdrzy, po czym czuje jak dreszcz ogarnia Jej drobne ciało. Jung nie przepada za zimą, bardzo łatwo marznie.
Ostatnimi dniami niespokojne sny nękają samicę bardziej niż ostatnio, co odbija się na Jej funkcjonowaniu. Można dostrzec, iż jest delikatnie osowiała, oraz mogłoby się także wydawać - iż mniej czujna. Momentami, jeżeli lubisz samotnie powędrować po miejscach watahy gdzie wiele wilków raczej nie zagląda, można dostrzec jak alfa ucina sobie drzemki, a to na gałęzi pewnego drzewa, a to na jakiejś półce skalnej.
Niedawno dobry przyjaciel wadery - Levithan - przyniósł do niej samej poszkodowanego dość wilka. Był to nikt inny jak Sitri, a więc Jung Yunge nie odczuła aż tak ogromnego zdziwienia faktem, że przy Levithanie coś mu się stało. Samica czując w tedy własną słabość jedynie nadzorowała oględziny szamanów, medyka jak i zielarzy, który starali się pomóc basiorowi. Alfa dostrzegła, iż moc od dawna skrywana w głębi serca Levithana zadziałała i tutaj, na wnętrzu potężnego basiora.
Wstała ociężale i bez słowa oddaliła się tam, gdzie ponosiły ją łapy. Siedząc przed potężną lipą w lesie, podszedł do niej basior, którego serce choć delikatnie pokruszone - wciąż dobre, troskliwe.
- Mam wrażenie, że coś jest z Tobą nie tak. - stwierdził, przysiadając się przy prawym boku wadery.
- To te sny. Nie wiem czym są, co znaczą i dlaczego w ogóle.. eh - westchnęła wadera ciężko, jakby ze szczyptą nadziei, że wdechem wyrzuci z głowy wszystkie myśli, które ją wręcz przytłaczały.
- Może pora podążyć za krukiem ze snów? - odparł po chwili Levithan.
- Być może, lecz co jeżeli tam nic nie ma? - spojrzała na niego wzrokiem mającym wręcz charakter prośby. Co jeżeli wadera naprawdę potrzebowała pomocy?
- Zawsze można sprawdzić. - odparł samiec polizawszy Jung po czubku ucha.
- Masno ni. - prychnęła delikatnie wadera, jakby myślami była z innym świecie, a ciałem w jeszcze innym.
- Tylko musisz zdecydować kogo wybierzesz ze sobą w wędrówkę. - zaznaczył basior, choć odpowiedź Jego drogiej przyjaciółki była już mu dobrze znana...
- Sama. - odparła stanowczo alfa.

Levithan mógł jedynie spojrzeć na waderę błagalnie. Czyn ten może okazać się nieodpowiedzialny, a bynajmniej pewne jest, że byłby wręcz ryzykowny. Niestety Levithan znał Jung Yunge od dziecka. Samica była zawsze uparta, często stawiała na swoim i dążyła do tego, co we własnej głowie ustaliła. Nie słuchała bardzo często nikogo, oraz będąc niespełna rocznym szczenięciem uciekała poza tereny watahy w której przyszła na świat. Wbrew cechom typowej, nieusłuchanej nastolatki, wadera okazała się być wierną przywódczynią, oraz niezwykle silną psychicznie jak i fizycznie samicą.


Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 13 grudnia 2018

Od Levithana c.d.Nimdhir

Idąc spokojnym tempem podziwiałem ośnieżony las. Kto by pomyślał, że przez coś tak zwykłego jak śnieg, ten las może się aż tak przemienić. W niedalekiej odległości dostrzegłem choć jedno ujście z wodą, która nie przemieniła się jeszcze w lód. Schyliłem się, aby nawilżyć gardło. Podczas rozkoszowania się przyjemnie zimną wodą, wyczułem zapach, który już kojarzyłem, lecz nie do końca znałem. Wyprostowałem się i powoli obróciłem. Na odległość około siedmiu metrów stała niewielkiej postury wadera, o jasnym kolorze futra. Tym, co zwróciło mą uwagę był ogon, a raczej trzy ogony.
- Hmm... - mruknąłem.
- Halo? Kim jesteś? - zapytała niepewnie, przystępując z nogi na nogę. Zimno Jej, czy się obawia? Mnie? Tfu.
- Levithan. Jeden z tutejszych członków watahy, a Ty jeżeli dobrze kojarzę także należysz do naszych szeregów. - uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc nieco sprawić, by wadera nie była aż taka spięta.
- Fakt. Jestem Nimdhir. - wadera podeszła dwa kroki bliżej.
- Masz ciekawe ogony. - wypaliłem wprost. Sam nie wiem co mnie posunęło do tego, lecz odczułem potrzebę poznania istoty tejże niespotykanej cechy.
- Oh - odwróciła głowę, by sprawdzić co mam na myśli. - są po prostu trzy.
- Masz tak od urodzenia, tak? To bardzo ciekawe. - powiedziałem z typowym dla siebie spokojem.

< Nimdhir? >

Od Levithana c.d.Sitri'ego

Widok basiora przygniecionego przez drzewo wprawił mnie w kompletne osłupienie, zaś głębokie smugi z których sączyła się delikatnie krew, a sam samiec wyglądał niezwykle marnie - w lekką panikę. Sitri zaproponował odpoczynek, a czyste sumienie nakazało mi spełnić prośbę starszego. Po chwili jednak basior przymknął oczy i odpłynął na jawę. Przypuszczałem, że może się to źle skończyć, więc postanowiłem zaryzykować. Samiec był od mnie znacznie większy, a my byliśmy daleko od watahy. Prędzej przeniósł by się na inny świat, niż dotarłbym z nim na plecach bliżej centrum watahy, gdzie mógłby ktoś doświadczony w tej dziedzinie udzielić mu pomocy.
Położyłem się obok i skupiłem jak tylko mogłem. W mej głowie pojawił się okrąg świateł, podobnie, gdy uwalniałem Riley spod głazów. Dostrzegłem mięśnie basiora, kolejno żebra, płuca, oraz inne organy, aż po pojedyncze nici nerwów. Odpłynąłem z tym co robię, widziałem w tej głowie jak samca żebra wracają na swe miejsca, podobnie jak płuco, które zalało się delikatnie krwią, przez co odpadło do dołu. Krwiak... krew znalazła ujście przy gardle, zaś z całego stanu, który jest mi wciąż niezmiernie obcy, wybudził mnie delikatny jęk. Basior unosił się z pięć centymetrów nad ziemią, po czym opadł. Z pyska sączyła mu się krew, co wprawiło go w delikatny szok po otwarciu oczu. Podniósł się ociężale.
- Coś Ty, tfu - wypluł mieszankę krwi i śliny - zrobił?
- Wydaje mi się, że pomogłem. - stwierdziłem z pewnością w głosie. Spojrzałem na Jego bok. Z głębokich wcięć pozostały blizny.

Postanowiliśmy powoli udać się w kierunku watahy. Sitri delikatnie kulał, oraz momentami pluł krwią, choć z każdym kwadransem dostrzegałem, że częstotliwość wykonywania tego czynu przez basiora zdecydowanie zmalała.
Po dotarciu do watahy oddałem Sitri'ego alfie, która postanowiła zabrać samca dalej do szamanów, medyka i zielarza. Dalszych losów basiora nie znam obecnie niestety, lecz wierzę, że niebawem się spotkamy.

środa, 12 grudnia 2018

Od Lei

Pada śnieg pada śnieg - mówiłam skacząc i łapiąc na język. Zima! Ah ta piękna pora roku! Przez moje zamyślenie zawirowałam w powietrzu i wywróciłam robiąc parę fikołków. W skutek tej sytuacji leżałam rozpłaszczona na ziemi z łapami na wszystkie strony świata. A mała śnieżynka wylądowała mi na nosie. Wstałam oraz otrzepałam się. Nagle coś mi mignęło. Zobaczyłam błysk. Bez zastanowienia i z milionem pytań podeszłam tam. Przybliżając się zobaczyłam czarne postacie oraz ciepły pomarańczowo-czerwono-żółty błysk tak zwany ogień. Ojojo! Wilki! Nie wiedziałam że tu jakieś są. Ale po chwili zastanowienia zezłościłam się. Przez nich topnieje śnieg! To nie dorzeczne. Szybkim krokiem podeszłam do zbiorowiska.
- Przepraszam państwa - Powiedziałam i poczułam spojrzenia wilków. Wszystkie zdziwione moim przyjściem. Niektóre zawarczały wrogo a inne patrzyły na mnie i mój wygląd - Dlaczego państwo niszczą śnieg i tak piękną pogodę! Jeszcze państwo coś zniszczą - powiedziałam zdenerwowana. Po chwili usłyszałam śmiech. - Oh małe dziecko będzie się wymądrzać! Jakiesz to urocze! - Zmierzyłam czarnego wilka wrogo wzrokiem - Nie waż się do mnie pyskować. - rzekłam chłodnym głosem a mój wesoły humor znikł. Basior podszedł do mnie. - Będę robił co chcę po za tym idiotów nie słucham. - Spojrzał się na mnie z góry. Już miałam coś powiedzieć. Ale coś a raczej jakiś mądry wilk przerwał.
- Oblivion uspokój się! Ja z nią porozmawiam. - Popatrzyłam na mówcę. Niestety w blasku nie mogłam zobaczyć czy to basior czy Wedra. Zobaczyłam że machnął ogonem abym poszła za nim. Gdy odeszliśmy od tłumu usiadł i dał znak abym zrobiła to samo.
-Jak się nazywasz? - zapytał gdy już wygodnie usiadłam. Nie znają mnie tu?! Nie wieżę.
-Jestem Lea - Odpowiedziałam a w mojej głowie mnożyły się pytania - A ty?

<Ktoś? I Wiem że krótkie ale nie miałam dziś weny>

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Nowy członek watahy - Lea!

Design commission by griffsnuff

Z początkiem jakże chłodnego, lecz pięknego dnia jakim jest wtorek, pragnę powitać oraz przedstawić wszystkim nową członkinię watahy o imieniu Lea
Jest to roczna wadera, stworzona w... laboratorium. ;)

czwartek, 6 grudnia 2018

Od Absolema c.d.Lacerty

Porcja suszu herbacianego wylądowała na wyciągniętej łapie Lacerty i już po chwili została poddana dokładnej wzrokowej analizie. Absolem obserwował badającą mieszankę wilczycę niemal cały czas, w przerwie tylko pochłaniając dwa ciasteczka z kolorowym lukrem. Po dłuższej chwili wyraz skupienia na pysku wadery zastąpiła pokerowa mina. Nie zdradzając nic w żaden sposób, Lacerta oddała popielatemu basiorowi liście. Wilk schował je do woreczka, po czym dokładnie zawiązał go rzemykiem.
– I jak, oględziny się udały? – zapytał, posyłając towarzyszce delikatny uśmiech. Odpowiedziała tym samym gestem, chociaż wydawała się być nieco zmieszana.
– Och, tak, tak. Co to za roślina? – zapytała nieco zbyt szybko.
– Oglądałaś susz jednej z czerwonych herbat – wyjaśnił Absolem. – Tak jak czarna herbata różni się od zielonej, tak czerwona różni się od nich obu zarówno smakiem, jak i zapachem. Możliwe, że po prostu nigdy jej nie piłaś.
– Rozumiem – odparła Lacerta, po czym upiła łyk brunatnego naparu. Tymczasem gospodarz nachylił się i chwycił pudełko z ciasteczkami, po czym przysunął do swojego gościa.
– Ciaste... – przerwał w pół słowa, dostrzegając za wilczycą niemałą grupę zbliżających się postaci. – Do białej herbatki, nie mogli wybrać innego dnia?
– O co chodzi? – zapytała Lacerta, odwracając się. Przez rozległą równinę kicało ku nim całkiem spore stado królików. Niewielkie wierzęta wydawały się być mocno wnerwione, co nie zdziwiło Absolema ani trochę. Już nieraz te puchate stworzonka nawiedzały go w trakcie herbatek, domagając się zadośćuczynienia za śmierć ich kolegów, braci, sióstr, kto wie, kogo jeszcze? Fakty były dwa: pierwszy – króliki zawsze ginęły na podwieczorkach Absolema, niezależnie, co im zaproponował i drugi – reszcie przedstawicieli tego gatunku nigdy się to nie podobało.
Nie, żeby śmierć bliskich powinna podobać się komukolwiek, ale wilk nie rozumiał, dlaczego musiały odwiedzić go akurat w trakcie świętowania zaparzenia największej herbaty na Pustkowiu. Dotychczas akceptował sporadyczne przerywanie mu picia zwyczajnych herbat, ale to zaszło już trochę za daleko.
– Problemy z królikami – wyjaśnił Absolem Lacercie. Wilczyca kiwnęła głową, zupełnie jakby dobrze wiedziała o talencie zielarza do zabijania tych stworzeń. Kto wie, może właśnie z obawy o własne życie wadera przyglądała się suszowi?
– Śmierć mordercy! – skandowały dzikie króliki, coraz bardziej zbliżając się do uczestników podwieczorku. Zielona Herbata Bez Cukru zeskoczył ze swojego krzesła, z dezaprobatą przyglądając się nadciągającemu tłumowi.
– Powinny się nauczyć, że to nic nie da – prychnął, machając ogonem i jeżąc nieco sierść na karku.
– Lepiej pójdę i z nimi porozmawiam – stwierdził Absolem, zsuwając się z krzesła.
– Jak chcesz to zrobić? Piszczeć i prychać? – zapytała Lacerta. Dopiero wtedy popielaty basior uświadomił sobie, że wilczyca nie zrozumiała królików, które musiały mówić w swoim własnym języku. Wilk spojrzał na towarzyszkę i posłał jej szeroki uśmiech szaleńca.
– A żebyś wiedziała – odparł i pobiegł truchtem w kierunku nadciągającej fali puchatych braci mniejszych. W połowie drogi jednak gwałtownie wyhamował. Zauważył, że króliki przyspieszyły, wydając bitewne okrzyki, a w ich oczach można było dostrzec niezwykłą dla tych zwierząt wściekłość. Absolem szybko przekalkulował swoje szanse i doszedł do wniosku, że nawet on, szaleństwo i dzbanek herbatki nie będą w stanie zatrzymać stada. Zielarz odwrócił się więc na pięcie i popędził w kierunku stolika. Ku zaskoczeniu wszystkich gości na podwieczorku, błyskawicznie wepchnął mebel wraz z nakryciem do swojego pozaprzestrzennego schowka. W międzyczasie króliki pokonywały ostatnie dzielące je od biesiadników metry. Basiorowi wystarczyło tylko jedno krótkie spojrzenie, by podjąć ostateczną decyzję.
– Wiejemy! – wrzasnął Absolem, po czym chwycił Kocimiętkę i zaczął uciekać, byle dalej od królików. Pozostali na szczęście mieli dobry refleks i już po chwili wszyscy pędzili w kierunku lasu, ścigani przez króliki żądne krwi popielatego basiora. Zielarz nie był zbyt szczęśliwy, że wciągnął w tę abstrakcyjną i absurdalną sytuację osoby zupełnie z nią nie związane, ale jak mógł przewidzieć działania zajęczaków? Teraz pozostawało im tylko uciekać i improwizować. Albo imprezować, co w biegu mogłoby jednak stwarzać problemy.

<Lacerta? Wybacz, że trochę bezwenowo>

wtorek, 4 grudnia 2018

Od Nimdhir

Gdy tylko wyściubiłam nos z mojej jaskini poczułam niewiarygodny chłód.
- Brr! – warknęłam, przyzwyczajona do letnich upałów. Taaaaa… Zima raczej nie jest moją ulubioną porą roku. Mimo, że jeszcze nie spadł śnieg, na karku czuło się mroźny oddech lodowych demonów, w które wierzyła moja poprzednia wataha. Zawsze uważałam to za bajeczki dla dzieci, ale teraz z łatwością potrafiłam wyobrazić sobie wielkie, zimne olbrzymy siedzące w chmurach i próbujące ustalić, który z nich ma mroźniejszy oddech. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaśmiałam się cicho. Co te pory roku robią z wilkiem? Wyszłam na dwór, niuchając powietrze w poszukiwaniu woni świeżej zwierzyny. W podskokach pobiegłam w stronę lasu. Mimo, że dopiero opuściłam wnętrze mojej jaskini, już chciałam do niej wracać. Przystanęłam, po raz kolejny wąchając powietrze. Królik, którego uprzednio wytropiłam, uciekł gdzieś w krzaki, lecz nie to przyciągnęło moją uwagę. Zapach nieznajomego wilka, płci nierozpoznawalnej przez krążące wokół aromaty. Zrobiłam kilka kroków i zaczęłam się przedzierać przez kolcolist. Ciernie nieprzyjemnie smagały moje futro, co chwila zostawiając na skórze płytkie zadrapania. Stanęłam na małej polance nad rzeką. Obcy stał tyłem do mnie i pił wodę.
- Halo? Kim jesteś? – zapytałam niepewnie, przestępując z łapy na łapę.


Ktoś? Coś? Arlesa nie ma, nie wiem do kogo pisać :)

sobota, 1 grudnia 2018

Od Sitri'ego - Quest Świąteczny #1

Na terenach watahy zawitały pierwsze mrozy, przynosząc ze sobą spory balast w postaci śniegu. Nie powiem ażebym był z tego faktu wybitnie zadowolony jednakże to zawsze jakaś odmiana. W końcu biały puch przykrył wszechobecne błota i przegniłe liście, sprawiając iż las wyglądał niczym posypany cukrem pudrem. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominałem sobie jak kilka lat temu w niemalże identycznych warunkach ścigałem się po zamarzniętym jeziorze z kompanami. Ahh to były czasy! Wziąłem kolejny głęboki oddech, gdy nagle ... oberwałem śnieżką!
-Mam Cię Oriabi!- zakrzyknął czarno-czerwony wilczek wyskakując zza krzaków.-Oj... Prze-przepraszam?- zająknął się.
Spojrzałem na niego srogo, marszcząc brwi. Czyżbym znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? Nie zdążyłem nawet nabrać śniegu w łapy gdy oberwałem kolejnymi śnieżkami w plecy. Obróciłem się w kierunku napastnika, który jak się okazało nie pracował w pojedynkę. Teneko wraz z Oriabi właśnie przypuszczały atak na młodego samca a przy okazji na mnie. Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, dołączyłem do zabawy. Wskoczyłem za pobliską zaspę gdzie po kilku sekundach zawitał także Elver, wyraźnie zbombardowany przez wilczyce. Rozchmurzyłem się, nabierając coraz większej ochoty na zabawę. Cóż, aż tak stary jeszcze nie jestem, ha!
-Nasza męska duma właśnie została wystawiona na próbę. Nacieramy w ramach odwetu?- zapytałem z uśmiechem zdezorientowanego szczeniaka, na co ten kiwnął głową zadowolony.
Wyrównawszy szansę przystąpiliśmy do ataku. Ja natarłem od frontu a młodzieniec w tym samym czasie skradał się na terytorium wroga ażeby zaatakować od tyłu. Kiedy dotarł do określonej pozycji rozpoczęliśmy ostrzał z dwóch stron, przez co damy zmuszone były się wycofać w głąb lasu. Walczyliśmy ładnych parę godzin, na zmianę bawiąc się w podchody niczym partyzanci na polu bitwy, jednak kiedy zaczęło się ściemniać, postanowiliśmy zawrzeć chwilowy sojusz. Umówiliśmy się na kolejną bitwę, tym razem chcąc zaprosić do zabawy jeszcze więcej wilków aby zwiększyć poziom radości do maksimum. Odprowadziłem Teneko wraz z maluchami do jaskini po czym udałem się na spoczynek. Jutro miała rozegrać się kolejna, większa bitwa, w której prawdopodobnie weźmie udział cała wataha. Ciekawe czy los będzie nam sprzyjał?

piątek, 30 listopada 2018

Podsumowanie listopada

Witajcie kochani w ostatni dzień miesiąca jakim był listopad! Przyznam, że mam wyjątkowo dobry humor, jak na tak zimny i nielubiany przez mnie osobiście miesiąc :D
Aktywność znacznie się poprawiła (odpukać) co aż sprawia, że chce się dalej bloga prowadzić. Dziękuję wszystkim!

~~~
Podsumowanie w pigułce:

  • 19 napisanych opowiadań! 
  • W watasze nikogo nowego...
  • 2 wilki zostały wydalone z watahy.
  • Pojawił się Event Świąteczny, który jak widać bardzo przypadł naszym członkom do gustu :)
  • Nawiązaliśmy 4 nowe sojusze.
~~~
Najaktywniejszymi wilkami zostali Sitri oraz Teneko, oboje napisali po 3 opowiadania. 
Drugie miejsce na podium zajmują Lupo wraz z Theor'em, którzy napisali po 2 opowiadania. 
Levithan, Katana, Sagitta, Volans, Lacerta, Fornax, Elver, Jung Yunge, oraz Absolem napisali po 1 opowiadaniu. 

W tym miesiącu postanowiłam obdarować wszystkie wilki, które napisały chociaż jedno opowiadanie, jednym punktem do losowej umiejętności (tej, w której jest najwięcej kuleczek zaznaczonych ;)), oraz liczbą FL odpowiadającą ilości napisanych opowiadań. Oznacza to, że np Sitri dostanie 3 FL, Lupo 2 FL, zaś Katana 1 FL. 
Wilki, które nic nie napisały pozostają bez zmian.

~~~
Aktywność na ''Podstronie z Humorem''.
Za rysunki wilków, Jung Yunge oraz Teneko otrzymują po 1 FL.
Lupo za wiersz do Questa (a bo wiem, że to nie łatwe zadanie :D) także otrzymuje dodatkowo 1 FL.

~~~
W tym miesiącu urodziny obchodzili Nibo oraz Arles. Niestety nie są oni ostatnio aktywny, lecz mimo to przyznaję obojgu po 2 FL.

~~~
Na zakończenie chciałabym podziękować wszystkim aktywnym na blogu, oraz każdemu kto nasunął mi wiele pomysłów. Jesteście wielcy, oby tak dalej. Życzę miłego grudnia!

~~~
Edit:
W tym miesiącu nawiązaliśmy współpracę z blogami Hidden, The Island of Cursed, Aed Varen, oraz Line Between Worlds. 

Alfa Watahy Lodowego Księżyca, 
Jung Yunge

Od Theor'a

Ciąg dalszy opowiadania Katany 

- Nie najgorzej, rzekłbym, że ostatnio wręcz znakomicie- odpowiedziałem, uśmiechając się przy tym lekko, by po chwili zaciągnąć się rześkim jeszcze jesiennym powietrzem- A ty? Jak się miewasz?
Wadera, wpatrując się w rozgwieżdżone nocne niebo, przez chwilę milczała, gdy zaś się odezwała, mówiła prawie szeptem:
- Nasza wataha bardzo się rozrosła, nieprawdaż?
- O tak, choć szczerze powiedziawszy, za długo przebywałem sam i z kilkoma z nich nawet nie rozmawiałem. Chyba czas to zmienić - odpowiedziałem, mając nadzieję, że dobrze odgadnąłem, do czego wadera pije.
- Co masz na myśli?- zapytała, wydając się lekko zaniepokojoną. Ciekawe…
- Cóż, tak piękna noc i wszystkie wilki razem. Żal by było nie skorzystać.
- W takim razie nie będę Cię zatrzymywać- powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem. Ech, wilczyce, z nimi źle, a bez nich, bodaj jeszcze gorzej.
-Myślałem, że pójdziesz ze mną. Wypadałoby podziękować Alfie i Sitri'emu. - To poskutkowało, bo wadera odwróciła się do mnie zdziwiona
- Sitri'emu? - zapytała - To jeden z nowszych wilków?
- Tak, ten z białą głową. To on i Alfa upolowali niedźwiedzia.
- Skąd wiesz? Rozmawiałeś z którymś z nich?
- Nie musiałem, Absolem mówi dużo, nawet bez pytania - zaśmiałem się lekko na wspomnienie wilka, który wparował mi jak gdyby nic do jaskini, mówiąc przy tym o największej uczcie i największym niedźwiedziu jakiegokolwiek widział.
-Och, chyba nie wiem nawet kim jest Absolem - przyznała cicho wilczyca i opuściła głowę.
- W takim razie proszę za mną. Przedstawię Cię - rzekłem i ruszyłem w stronę pozostałych członków watahy, mili zaskoczony tym, że Katana naprawdę za mną szła. Myślałem, że będzie się opierać, jednak samotne życie musiało zmęczyć ją bardziej, niż był skłonna przyznać.

Po chwili byliśmy już w kręgu światła padającego z ogniska, natychmiast wypatrzyłem
Absolema i Sitri'ego siedzących koło Alfy i Levithan'a. Ten ostatni wydawał się w lepszym humorze, niż kiedy ostatni raz go widziałem. Złamane serce zawsze boli.
- Alfa, Levithana, Absolem, Stiri - przywitałem się z każdym z osobna, a następnie odwracając się do Katany, dodałem:
- Katano, poznaj Absolema oraz Stiri'ego - I oba wilki przywitały się z moją towarzyszką niemal w tym samym momencie, gdy Levithan mruknął w moją stronę:
- O Theor, wreszcie wylazłeś z jaskini. I nawet nie wyglądasz, jakbyś chciał nas wszystkich zeżreć. Jestem pod wrażeniem. - Słysząc to, wyszczerzyłam zęby do basiora i powoli oblizałem wargi.
- Oj, Levithan, ja po prostu już jadłem - głośny śmiech całej piątki był najlepszą odpowiedzią.


[Ktoś?]

Od Sitri'ego - Quest Świąteczny #2

Tego dnia obudziłem się wcześniej niż zwykle. Siarczysty mróz dotarł nawet do najdalszego zakamarka jaskini przez co zmuszony byłem rozważyć jakiekolwiek działania zaradcze aby na przyszłość nie obudzić się ze szronem na uszach, albo kto wie w o wiele gorszych miejscach. Brrr! Zima to jednak upierdliwa pora roku. Pozornie cieszymy się, że spadnie śnieg ale tuż po świętach zaczynamy z tęsknotą wyczekiwać na wiosnę.
-Puk puk!- zaśmiała się Jung Yunge, która właśnie wkroczyła w moje skromne progi.
-Witaj Sitri! Wybacz, że tak wcześnie ale chciałam Cię prosić o pomoc. Jesteś zainteresowany ?
-Coś poważnego?- zapytałem, bacznie się jej przyglądając. Nie wiem dlaczego ale wilczyca wydawała mi się zadziwiająco zadowolona a wręcz radosna?
-Jak dobrze wiesz, święta tuż tuż więc wpadłam na pomysł aby zorganizować nam wspólną Wigilię. Nie chciała bym aby ktokolwiek spędził ten wyjątkowy wieczór sam, a szczenięta nie mogą się doczekać niespodzianek ukrytych pod choinką... I tutaj właśnie pomyślałam o Tobie! Gdybyś zajął się tą sprawą była bym niezwykle wdzięczna!- wyszczerzyła się jak nigdy dotąd, co jeszcze bardziej wzbudziło we mnie podejrzliwość. - Zgadzasz się? Jesteś moją ostatnią deską ratunku!
-Są jakieś szczególne wymagania?
-Niewielkie. Nawet ich nie odczujesz. Nie możesz odmówić, tyle szczeniąt na Ciebie liczy rycerzu!
-No to chyba faktycznie nie mam wyjścia.- westchnąłem lekko się uśmiechając. Nie miałem pojęcia, że właśnie zawarłem pakt z diabłem, który zrujnuje mi cały dzień.
-Świetnie! Pamiętaj, że nie ma odwrotu! Tak więc potrzebujemy dwie choinki: jedną taką piętnastometrową na plac główny watahy, obojętnie jakiego gatunku i drugą taką samą, najpiękniejszą w całym lesie do nowej izby głównej, którą w końcu będę miała zaszczyt otworzyć właśnie w Wigilię! Czy to nie cudowne?- zakrzyknęła uradowana, machając ogonem.- Sitri?
Patrzyłem na wilczycę nie do końca kojarząc co tu się tak właściwie stało. Jakimś cudem z jednego drzewka zrobiły się dwa, do tego gabarytowo nie dał bym rady tego przenieść w nienaruszonym stanie nawet gdybym był koniem pociągowym a żeby było śmiesznie, jedno z drzewek miało stać w centrum izby?! Szlak trafił idee przyniesienia maks półtora metrowego świerku, rosnącego nieopodal. Zamrugałem kilkakrotnie z niedowierzania po czym westchnąłem niczym największy męczennik tego świata.
-Zobaczymy co da się zrobić.
Rozpromieniona alfa podskoczyła radośnie, klasnęła w łapy i skierowała się do wyjścia. Tuż przed opuszczeniem jaskini, wzdrygnęła się nagle jakby właśnie przypomniała sobie coś ważnego, po czym odwróciła się i rzuciła przez ramię:
-Ozdoby czekają w kącie sali. Powodzenia!
Patrzyłem jeszcze przez kilka minut w kierunku pustego wejścia do jaskini. Że co proszę? Jakie ozdoby? Jeszcze przed sekundą miałem tylko zdobyć monstrualne choinki a teraz miałem jeszcze je ubrać?! Nie dość, że nienawidziłem kłujących igieł z całego serca to jeszcze taki numer... Oj zapamiętam sobie aby nigdy ale to przenigdy nie zawierać żadnej umowy z alfą kiedy jest w tak bajecznym humorze. Po raz ostatni dałem się wkopać!
-Za jakie grzechy...- westchnąłem zbierając się z jaskini.- Samo się nie zrobi.

Wyłoniwszy się z jaskini, skierowałem się do pierwszej lepszej jaskini sąsiada. Wszystko wszystkim ale zastrzeżeń co do tego abym walczył z chaszczami w walce jeden na jeden nikt nie wysunął, tak więc rozsądniej było to robić w grupie. Pierwszym i jak się szybko przekonałem, najgłośniejszym pomocnikiem został Nibo. Odkąd zaproponowałem mu współpracę, basior rozpromienił się szatańsko niczym Jung Yunge a do tego, zaczął śpiewać świąteczne piosenki, przez cały okres poszukiwań Theor'a i Levithana. Tak więc we czwórkę ruszyliśmy w głąb lasów aby znaleźć wymagane drzewka. Błąkaliśmy się po nim jakieś trzy godziny, szukając drzewka spełniającego wymagania. Jednakże nie było to wcale takie łatwe jak nam się wydawało, ponieważ potencjalne choinki albo były krzywe, albo posiadały kilka odstających w różnych kierunkach czubków, albo zostały zmasakrowane przez zwierzęta. Winnych przypadkach gaduła Nibo protestował, że za taką choinkę sami zawiśniemy jako ozdoby albo, że jest to herezja dla jego oczu czy też co my sobie wyobrażamy uznając taki wiecheć za choinkę idealną. Tak więc szukając drzewka perfekcyjnego, zmuszeni byliśmy po raz pięćdziesiąty słuchać Last Christmas. Nie mając sił słuchać go dłużej, zwiększyliśmy zakres poszukiwań aby ratować swoje biedne uszy, więc najzwyczajniej w świecie szliśmy w szeregu w dużych odstępach.
- Last Christmas, I gave you my heart. But the very next day you gave it away. This year- urwał serenadę, krztusząc się śniegiem. Theor nie wytrzymał i w końcu zrobił to o co każdy z nas z osobna modlił się w duchu.- Za co to?!
-Za katowanie tejże pieśni do porzygu!- warknął wściekle.- Uszy mi więdną więc jak nie przestaniesz to Cię w tej zaspie zaraz zakopie i to definitywnie będą Twoje ostatnie święta.
-Co myślicie o tym drzewku?- przerwałem im kłótnie, wskazując łapą na gigantyczny, gęsty, rozłożysty i na szczęście idealny okaz jodły kaukaskiej.
-Na brodę Świętego Mikołaja! W końcu znaleźliśmy to jedyne drzewko!- zakrzyknął Nibo. Przysiągł bym, że na widok tego krzaka miał w oczach serduszka.
Ja zająłem się ścięciem choinki a Levithan delikatnie za pomocą swoich mocy położył drzewko na śniegu. Z kolei Nibo wraz z Theor`em ciasno związali gałęzie drzewka abyśmy mogli bez większych przeszkód przetransportować je do watahy. Cała akcja poszła sprawnie i gładko, przez co zaczęliśmy mieć nadzieję, że z drugim mniej ważnym drzewkiem lepiej sobie poradzimy. Niestety podczas srogi powrotnej nasz niereformowalny bard ponownie zaczął katować świąteczną piosenkę. Kiedy dotarł do słów: All I want for Christmas is you, nie wytrzymaliśmy jego wokalu. Związaliśmy basiora dokładnie, zwracając szczególną uwagę na najgłośniejszy organ jego ciała zwany pyskiem, po czym przewiesiliśmy go niczym worek na pniu drzewa i transportowaliśmy w ciszy w kierunku watahy.
Niespełnionego piosenkarza uwolniliśmy dopiero przed wejściem do izby głównej. Ledwo to zrobiliśmy a nasze uszy zostały zaatakowane niezdarnie śpiewnymi słowami piosenki Jingle Bells. Nie wierzyłem że wilk jest w stanie tak długo zdzierać gardło i mieć przy tym tyle radości. Moi towarzysze z kolei prawdopodobnie marzyli o tym aby lokalny odpowiednik Kakofonixa w końcu stracił głos i dał im święty spokój. Wnieśliśmy więc choinkę do Izby, nie chcąc tracić więcej czasu a niewyżyty artysta Nibo od razu zaprosił do zabawy w ubieranie choinki wszystkie szczeniaki. Młodziki okazały się o wiele bardziej kompetentne w tejże kwestii niżeli pieśniarz, który sam z siebie zrobił drugą choinkę.
-No Panowie, choinka zapiera dech w piersiach!- ekscytowała się alfa.
-Jeszcze nie! Jeszcze Gwiazda na czubek!- zakrzyknął Nibo, niezgrabnie szukając możliwości zamontowania najważniejszej ozdoby.
Odwróciliśmy się wraz z Theor`em i Levithanem w celu przytaszczenia kolejnego drzewka na plac główny kiedy usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Zerknąłem przez ramię w kierunku Nibo, który źle obliczył trajektorię lotu i utknął w połowie choinki tak, iż tylko wystawał z niej jego tyłek i machający nerwowo ogon.
-Nie dość, że przynieśliśmy choinkę, to jeszcze z wbudowaną pozytywką.- zaśmiał się Theor.- Szkoda, że bez wyłącznika i z wiecznie pełnym akumulatorem.
Drugą choinkę przynieśliśmy już we troje, pozostawiając barda w drzewku, gdzie jego miejsce.


*Nie miałem na celu obrazić żadnego wilka tak więc, traktujmy tę przygodę jako żart i rozgrzewkę przed prawdziwymi świętami xd Pozdrawiam!

czwartek, 29 listopada 2018

Od Sitri'ego c.d.Levithana

Rozciągnąłem zdrętwiałe mięśnie gdy basior postanowił sobie uciąć krótką drzemkę. Spędziliśmy cały dzień nad Jeziorem Trzeciej nocy, plotkując o różnych błahostkach, byleby odreagować przygnębiającą aurę. Mimo iż Levithan żywił melancholijne podejście do świata, powoli zaczynał się uśmiechać i reagować bardziej pozytywnie na bodźce zewnętrzne. Chociaż z drugiej strony, mógł dobrze udawać... Mimo to szczerze wierzyłem, że szybko wyjdzie na prostą. Położyłem łeb na wyprostowanych przed sobą łapach. Mieliśmy szczęście, gdyż tej nocy raczył nas odwiedzić Księżyc w pełni. Bezchmurne niebo delikatnie a za razem w całej okazałości eksponowało srebrną poświatę, zdobiąc wszechobecną ciemność setkami gwiazd. Stuliłem uszy wzdychając cicho. Nie raz marzyłem o tym, by wznieść się w powietrze i zostać tam na wieki, zostawiwszy przeszłość raz na zawsze na Ziemi aby móc dotknąć srebrzystej tarczy i na nowo poczuć opuszkami chłód Leraje*! Żałowałem, że położyłem swą dumę na szalę, w zamian za coś, co było nieosiągalne. Takim sposobem straciłem Leraje i to, czego tak namiętnie wciąż szukałem. Zerknąłem na towarzysza, któremu udało się przejść z płytkiej drzemki do silnych objęć Morfeusza. Wciąż nie rozumiałem jak wilk mógł mieć tak podobne oczy do Księcia! Pamiętam do dziś, jak ćwiczyliśmy szermierkę na dziedzińcu. Mimo iż był nieco starszy, nie potrafił dobrze wyczuć swego miecza, notorycznie narażając się na cios z prawej strony, przez co ciągle zarzucałem mu brak skupienia. Ćwiczyliśmy nocami w towarzystwie Księżyca, który był jedynym świadkiem tego tańca. To właśnie on rozbłyskał w naszych klingach dając nam do zrozumienia, że to co może być nieosiągalne wcale takie nie musi być. Mimo tego, iż był tak daleko od nas, notorycznie nas odwiedzał i dopingował abyśmy dążyli do celu za głosem serca.
-Nie idź tam...- sapnął towarzysz wyrywając mnie ze wspomnień. -Nie możesz...
Wilk zrobił się wyraźnie niespokojny, jakby nękany koszmarem. W pierwszej chwili chciałem go obudzić ale na szczęście mara dała mu spokój, dzięki czemu odprężył się, śpiąc dalej. Niestety po kilku minutach wytwór wyobraźni na nowo zaczął go męczyć, więc chcąc nie chcąc, musiałem zrobić to o czym myślałem wcześniej. Wstałem, po czym powoli podszedłem do towarzysza aby trącić go łapą w bok. Niestety nie był to dobry pomysł o czym przekonałem się dopiero po chwili. Zdezorientowany wilk wrzasnął po czym jakimś cudem wyłamał, po czym cisnął we mnie pniem drzewa, na którym to właśnie wisiała tabliczka z nazwą lokacji! Odruchowo użyłem efektu zbroi, przez co poleciałem wraz z drzewem paręnaście metrów do tyłu. Cała akcja trwała niespełna sekundę a ja utknąłem pod kłodą, zdając sobie sprawę, że niestety ale mój refleks okazał się zbyt wolny i solidnie uszkodziłem tylną łapę. Na moje nieszczęście, zaklinowała się pod drzewem, przez co z bólu nieomal niecenzuralnie wrzasnąłem. Dodatkowo gałęzie skutecznie przyszpiliły mnie do gleby. Zacisnąłem szczęki, przygryzając jednocześnie język do krwi, przez co szkarłatna struga pomknęła czym prędzej z mego pyska aby skryć się w ciemnej ziemi. Dopiero po kilku minutach usłyszałem zdenerwowany głos Levithana, który najwyraźniej sądził iż właśnie witam się z przodkami.
-Wyciągnij mnie...- sapnąłem ochryple z bólu.
-Żyjesz?!- wrzasnął podbiegając do kłody.- Jak to zrobiłeś?!
-Tak samo jak tym we mnie rzuciłeś!- warknąłem trzęsąc się. Kłoda była okropnie ciężka a ból łapy nie pozwalał mi się dobrze skupić przez co efekt zbroi malał a drzewo powoli przygniatało mnie coraz bardziej. -Pospiesz się!
-Choler*, przepraszam muszę się skupić. Szlak by to!- warknął przerażony, patrząc na mnie spanikowany.
-Będzie dobrze...- mruknąłem nie do końca sam przekonany co do swych słów.- Odetchnij.
-Nigdy nie przemieszczałem tak dużego obiektu i to na dodatek pod taką presją!- krzyknął łamiącym się głosem.- Sitri przepraszam... To moja wina. Gdybym tylko...
-Spokojnie. -przerwałem mu.- Unieś ją chociaż trochę, abym mógł wyciągnąć nogę. Wierzę w Ciebie.
Wilk patrzył na mnie przerażony a ja czułem, że z każdą minutą jest coraz gorzej. Krew z rozciętego języka pozostawiała znajomy metaliczny posmak w ustach a oddech zamierał mi w piersi. W ciągu tak krótkiej chwili doznałem urazu łapy i prawdopodobnie żeber, które na wskutek wymuszonej pozycji dodatkowo naciskały na płuca. Uniosłem łeb zerkając na basiora, który najwyraźniej toczył walkę sam ze sobą. Wyglądał jakby patrzył na coś kompletnie innego, gorszego, bardziej przerażającego niż rzeczywistość. Chciałem się odezwać ale zamiast jakichkolwiek słów wydałem jedynie z siebie cichy, zdławiony jęk bólu. To wystarczyło aby Levithan gwałtownie otrząsnął się i spróbował ponownie mi pomóc. Tym razem uniósł na tyle kłodę, że zdołałem się spod niej wyślizgnąć ale na ucieczkę zabrakło mi sił. Zamknąłem oczy padając na ziemię po czym usłyszałem trzask opadających gałęzi, które pękały w nowych miejscach. Nie czując na sobie ciężaru uchyliłem ostrożnie powiekę. Wilk zdołał nie tylko unieść kłodę ale także przesunąć ją nieco bardziej na wschód, przez co leżałem bezpiecznie między ciężkimi gałęziami. Następnie przecisnął się między nimi, chwycił mnie delikatnie za futro jak szczeniaka i delikatnie wyciągnął spomiędzy gałęzi.
-Sitri? Słyszysz mnie? - wypytywał krążąc nade mną, jednakże nie miałem sił aby cokolwiek odpowiedzieć.- Zabiorę Cię do watahy, muszą koniecznie Cię opatrzyć!
Basior chciał mnie podnieść z ziemi ale to jedynie przyprawiło mnie o kolejną falę bólu. Widząc, że nie jest za ciekawie zaczął rozglądać się nerwowo na boki. Patrzyłem na niego spod lekko przymkniętych powiek, powoli przestając logicznie myśleć. Adrenalina krążąca jeszcze kilka minut temu w moich żyłach, ograniczała doznania bólu, które teraz powróciły ze zdwojoną siłą. Byłem niemalże pewien że połamałem żebra ale nie miałem pojęcia, że w rzeczywistości mogło być o wiele gorzej. Wilk zdawał się myśleć podobnie a przynajmniej taką miał minę. W jego malachitowych oczach malował się strach, przygnębienie albo ... troska?
-To nic...- mruknąłem chcąc dodać mu chociaż nieco otuchy. Sam nie do końca wiedział bym jak pomóc drugiemu wilkowi będącemu aktualnie na moim miejscu, nie każdy jest przecież medykiem. Niestety te dwa słowa kosztowały mnie trochę za dużo, przez co złapał mnie kaszel, w skutek którego jedynie zwinąłem się z jękiem z bólu. Młodzieniec stulił uszy na kilka sekund. Mimo bólu nie chciałem aby się obwiniał, sam nieraz nękany koszmarem potrafiłem poczęstować kogoś prądem. Teraz jednak czułem się niebywale zmęczony a niska temperatura nie działała na niekorzyść. -Odpocznijmy....
Wilk skinął głową patrząc na mnie czujnie. Delikatnie zadrżałem czując na sobie powiew zimnego wiatru. Zmęczony organizm sam zaczął walczyć z bólem w znany sobie jedyny sposób, pozbawiając mnie przytomności.

*Leraje- miecz, który niegdyś należał do Sitriego, wykonany w dużej mierze z Księżycowego meteorytu. Dla Sitriego miecz ten jest dumą rycerską.

Nie szkodzi Levithan, koncepcję nasunąłeś niezmiernie ciekawą, która bardzo mnie uszczęśliwiła :3 Dokończysz?

wtorek, 27 listopada 2018

Od Levithana c.d.Sitri'ego

Towarzysz noszący imię Sitri wydawał mi się być dość miły. W końcu nie każdy wilk zdobywa dla Ciebie pożywienie, ba, a nawet martwi się o Ciebie. A może to powinno być na odwrót... cóż, jednakże coś mnie delikatnie niepokoiło w zachowaniu samca, lecz nie do końca pojmowałem co. Momentami wręcz wydawało mi się, że coś nie tyle co Jego samego gnębiło w myślach, a wręcz zamurowywało basiora na ułamki sekundy. Idąc pół kroku przed towarzyszem, co chwilę zerkałem na niego. Ten zaś bacznie mnie obserwował. Przyznam, że Sitri zaczął mnie sobą zaciekawiać. W Jego postępowaniu było kilka tajemnic, które - o dziwo - chciałem rozwiązać. Przełknąłem ślinę pomyślawszy o Riley. Była i nagle.. nie ma..
- Dokąd zmierzamy? - te słowa wyrwały mnie z myśli niczym najgłośniejszy alarm o poranku wyrywa z błogiego snu. Zająknąłem się, próbując dobrać słowa.
- Otóż.. w zasadzie to z wszystkich terenów watahy, tylko jednego nie znam. Myślę, że możemy tam się udać, zwłaszcza, że to właśnie w tę stronę. - powiedziałem odwróciwszy wzrok.
- Dużo myślisz, wiesz? - uśmiechnął się delikatnie.
- Fakt. Wybacz mi proszę, że myślami odbiegłem do całkiem innego świata. - westchnąłem na te słowa, po czym wzrokiem zawędrowałem ponownie na basiora.
- Innego? Jakiego? - przyspieszył kroku.
- A widzisz.. sam nie wiem. Chyba przeszłego, niedokonanego. - wbrew sobie poczułem jak delikatnie się uśmiecham.

Na miejsce, które dotychczas pozostawało szarą pustką w mej głowie, dotarliśmy dość sprawnie. Piękne, ogromne jezioro, na wschód od Głównej Osady. Totalne odludzie, jezioro w środku lasu... lecz jakie urokliwe, zwłaszcza jesienią.
- Piękne. - odparłem siadając.
- Racja. To Jezioro Trzeciej Nocy? - zapytał Sitri przysiadając obok.
- Tak. - przygryzłem język. - Wiesz może dlaczego ma taką nazwę?
- Szczerze? Nie - rozejrzał się. Na pniu po prawej stronie widniała wyryta nazwa jeziora, co świadczy o tym, że ktoś przed Jung tutaj był i to nie alfa wymyśliła taką zagadkową nazwę. Interesujące..
Miejsce w którym przesiadywaliśmy napawało me oczy swym pięknem, a spokój korzystnie wpływał na zachwianą równowagę w umyśle, jak i sercu. Spojrzawszy w niebo zdałem sobie sprawę, że do Głównej Osady przed nocą nie wrócimy. Biorąc pod uwagę fakt, że nie szczególnie spieszyło nam się na powrót, było wręcz oczywiste, że do Osady wrócimy dopiero kolejnego dnia, nad ranem.


< Sitri? Wybacz, że takie słabe, ale walczę ze snem :/ >

Od Katany c.d. Theor'a

Co prawda wiadomość o tym, że alfa organizuje ucztę, dotarła do mnie dość późno, lecz mimo to postanowiłam się wybrać. Księżyc wzeszedł na bezchmurnym niebie, a cała wataha zebrała się przy kolacji. Szczenięta dokazywały, w powietrzu unosiła się delikatna woń wina, a moja drobna sylwetka przemierzała cicho za plecami innych towarzyszów. Czułam się lekko nieswojo, ponieważ mówiąc wprost - o wielu wilkach jedynie ze słyszenia wiedziałam. Minusy samotniczego życia. Albowiem, w pewnej chwili poczuwszy czyjś wzrok na sobie, przystanęłam. Obróciwszy delikatnie głowę, dostrzegłam zbliżającego się w mą stronę Theor'a. Chwilę pobłądziłam wzrokiem po swych bokach, lecz nie znalazłam nikogo, do kogo mógłby basior zmierzać - a więc pozostałam ja.
Theor jest jednym z nielicznych wilków z watahy, z którymi w ogóle zamieniłam chociaż kilka słów. Ba, Theor jest jednym z tych, którzy są tutaj najdłużej, a sama ja byłam przy mości pana dołączeniu do naszych szeregów.
- Witaj Katano, ostatnio się nie widywaliśmy. - przywitał z lekkim uśmiechem.
- Witaj, to prawda. - odwzajemniłam uśmiech. Szczerze powiedziawszy, poczułam ulgę, że ktoś kogo znam jest w tej chwili obok i rozmawia właśnie ze mną. - Piękna noc.
- Fakt... - rozejrzał się. - Co Ty taka oddalona od wszystkich? Nie chciałaś posiedzieć wśród nowych (i starszych) członków watahy, bliżej ognia?
- Coś nie bardzo właśnie. Wolałam pobyć w dystansie. - uciekłam wzrokiem, wciąż z lekkim uśmiechem. - Jak tam życie mija, Theor'ze?

< Theor? c: >

poniedziałek, 26 listopada 2018

Od Sagitty - Quest Świąteczny #1

Wreszcie spadł puszysty, biały i… zimny śnieżek. Ale super! Mimo że to moja pierwsza zima, (a przynajmniej pierwsza, którą będę pamiętać) już mi się ona podoba. Szczególnie w lesie jest bardzo przyjemnie, chociaż mróz trochę szczypie w nos. Wracam od Katany, która uczy mnie strzelania. To bardzo fajne zajęcia wymaga jednak dużo wytrwałości. Podobno, jeśli ty opuścisz łucznictwo na jeden dzień, łucznictwo opuści ciebie na dziesięć dni*.
Nagle czuje na pysku śniegu! Dużo, dużo śniegu! Otrzepuje się i spoglądam w kierunku, z którego dochodzi mnie znajomy śmiech. Volans stał, raczej lewitował za olbrzymią sosną i śmiał się, jakby zaraz miał pęknąć. Biorę uspokajający oddech, a mój wzrok zatrzymuje się na gałęzi, pod którą znajduje się mój bart. W tę grę może grać dwóch, Vol. Naciągam łuk, wiszący mi do tej pory na plecach i posyłam strzałę w upatrzoną wcześniej gałąź. Volans zdaje się tego nie zauważać, bo nadal rechocze. Przestaje dopiero wtedy, gdy hałda śniegu zsypuje mu się na głowę. Jednak po chwili wygrzebuje się i znowu rzuca we mnie śniegiem, tym razem jednak udaje mi się skryć za drzewem i to w nie uderza kulka. W tej chwili słyszę głos mojego drugiego brata i naszej mamy dochodzący gdzieś w mojej lewej strony. Nie wiele myśląc, to w tamtą stronę rzucam śnieżkę i niemal w tej samej chwili można usłyszeć warknięcie Fornaxa. Wtedy zaczynam się śmiać. Niestety zapominam o nieprzyjacielu z tyłu i kulka śniegu ląduje za moim uchem. Prycham, ale nie mam czasu na kontratak, bo z lewej dochodzi zmasowany atak. Najwidoczniej mama i For połączyli siły. W tej sytuacji pozostaje mi tylko jedno:
- Vol, co powiesz na sojusz?
- Ty i ja przeciwko mamie i Forowi? Brzmi nieźle — Mój bart wyszczerza się do mnie i przekrada się do miejsca, w którym stoję. Tak oto rozpoczyna się największa bitwa na śnieżki w moim dotychczasowym życiu, która kończy się remisem, dopiero po jakiejś półtorej godzinie, gdy już nikt nie może zobaczyć więcej niż czubek własnego nosa. To ustala mama, ponieważ „jest już ciemno i trzeba iść spać” Do domu wracamy zmarznięci, zmęczeni, ale szczęśliwi.

*Przysłowie dawnych łuczników tureckich; http://www.lucznictwokonne.pl/traktat/rozdzialy/150_cwiczenia/exercises.html

Od Lupo c.d. Teneko

*MOGĄ WYSTĄPIĆ DZIWNE I BRUTALNE SCENY! TYLKO NIE ZRAŻAĆ SIĘ DO LUPA*

Po całej akcji w zamku. Mały gryfek pyskaty nas zostawił.
- Nieźle to załatwiłaś. - pochwaliłem ja.
- To nic takiego. Bywałam gorsza swoimi czasy. - wzruszyła ramionami.
- Masz jakiś pomysł? - zapytałem. Ja miałem już parę,
- Możemy je zagonić gdzieś. Mam moc ognia, może się "przestraszą" i jakoś je potem załatwimy? Na przykład eeem-zaczęła się rozglądać jakby. - Może jakimiś zaklęciami? Znasz jakieś? Może też jakieś mikstury...? O ile masz z czego zrobić. - Czekała co odpowiem.
-Mikstur znam multum. Ale zabrali mi plecak z eksperymentami i ziołami. Mam tylko sztylet. - odparłem zirytowany. Według mnie całe to plemię to nie kulturalne osobniki. Biją nam i każą nam coś zrobić + kradną. Irytujące.
-Nie masz jakichś mocy? - zapytała zdziwiona.
-Moje moce raczej się nie przydadzą... - rzekłem patrząc na ziemie.
-Czemu? - zapytała ciekawsko patrząc na mnie swoimi dwu kolorowymi ślepiami.
-Mam moce cienia-powiedziałem oschle. Ona zdziwiona i zdenerwowana spojrzała na mnie. Moc cienia ponoć niesie same złe rzeczy-zgubę śmierć pesymizm. Każdy z tą mocą to morderca. Bezuczuciowy, Nie okazuje uczuć. Ja nigdy ich nie ukazywałem. Co może być dla innych niepokojące. Wilczyca zaczęła nerwowo machać ogonem. Wiedziałem, że się boi. Rozumiałem ją w pełni. Chaos i ciemność to niebezpieczne umiejętności.
- E-em n-no ten... - powiedziała zdenerwowana. - może coś wymyślisz... - powiedziała.
-Wiem co może zadziałać. - powiedziałem. Wyciągnąłem sztylet i przeciąłem się delikatnie. Czerwona krew strumykiem zleciała na kamień. Napisałem z niej. "Przyjdź mi pomóż bracie." - zrobiłem znak nad napisem. I drugi. Klasnąłem w łapy.
-Blodieno-powiedziałem. Krew stała się czarna.
- Teraz czekamy-powiedziałem ochrypłym głosem. Zdjąłem szalik i owinąłem nim ranę.
Patrzyłem na wilczycę. Czekając na moich znajomych. Niezręczna cisza. Po chwili zobaczyłem smugę. ...
-Siemaneczko... -usłyszałem głos. Po chwili zobaczyłem Merry. Teneko wystraszyła się po raz drugi tego dnia.
-... Ona to problem? Zara ją załatwię... -powiedziała i chciała skoczyć.
-Nie, bo dostaniesz.- warknąłem. -Teneko poznaj Merry-powiedziałem - Merry bądź miła dla niej albo specjalnie się zabije, aby ukręcić ci łeb w zaświatach. - wywarczałem na nią. Po chwili usłyszałem trzask. Zobaczyłem Nicolasa. Podbiegłem do niego.
- Aloha-powiedział. - Bonjour elle-loup*- powiedział do wilczycy. - W czym problem Shadow? - zapytał mnie.
Jak by to ładnie wytłumaczyć... - udawałem, że myślę. - jakieś stwory nas porwały, bo mają problemy a my musimy je rozwiąć. - rzekłem. - I wiem jak. Wy też wiecie.- rzekłem tajemniczo. - Nie zrobimy tego-Nicolas strzepnął ogonem. A Merry kiwnęła głową. Popatrzyłem na niego zmrużonymi oczami i wystawiłem pazury. ...No dobra... Warknęła Merry. Usiadłem a Merry i Nicolas wzięli moją krew (Odwinęli szalik) i zrobili mi linie pod łapami. Usiedli mi po bokach. Księżyc wyszedł za chmur. I padł na mnie światłem. Po chwili straciłem kontakt ze światem. Szedłem w czarnej pustce. Po chwili zobaczyłem czerwonego wilka. Podbiegłem do niego i przytuliłem.
- Oh Lupo Mój synku. Podrosłeś mi - uśmiechnęła się.Tak to była moja matka. Z moich oczu pociekły łzy. - Demony nie płaczą-rzekła chłodno. Opanowałem się. - Wiesz, że ten rytuał jest nie bezpieczny? - kiwnąłem głową. To był rytuał 'Czarnej Krwi" jak wspominałem jestem demonem. Więc ten rytuał pozwala mi uwolnić swoją krwiożercza stronę. Przydaje się on aby oczyścić umysł. Więc muszę go czasami stosować aby być opanowanym i takie tam. Stosuje go tak raz na 3 miesiące. Złą rzeczą w tym było to że traciłem nad sobą panowanie. Za trochę będę sobą. Jeszcze trochę.
PERSPEKTYWA MERRY (Jest potrzebna : 3)
...Cofnij się... Wywarczała m cicho do wilczycy. Eght. Ona się tylko patrzyła zamiast uciekać. Wsumie szanuje za odwagę. Lupo od razu skoczył przed siebie. Czyli tam, gdzie były te stwory.
-C-co mu się stało? - zapytała Szaro żółta.
-No bo widzisz. Lupo, jest pół demonem. Ale spokojnie nie zrobi ci krzywdy. Czasami MA taki Rytuał aby dać upust emocją i takie tam. - spojrzałam na Nicolasa. - Tylko proszę nie zrażaj się do niego. On by cię nie skrzywdził. Wiem to. - powiedziałam szczerze oraz zerknęłam na nią.

NecroticHybrid [commish] by TheShadowedGrim.deviantart.com on @DeviantArtLupo jako demon.


<Teneko, jaka będzie twa reakcja?>

sobota, 24 listopada 2018

Od Volansa

Był ciepły jesienny wieczór, gdy postanowiłem przejść się na spacer. Mama pozwoliła mi iść, ponieważ jeszcze dużo wilków kręciło się po Osadzie, nie było również mojego rodzeństwa, co akurat w przypadku mojego brata nie było niczym nowym, bo on zawsze się gdzieś szlaja. Jednak nieobecność mojej siostry była dość niezwykła. Zwykle razem wędrowaliśmy i bawiliśmy się wspólne, teraz jednak sama gdzieś poszła. Pewnie do Katany, która uczyła ją łucznictwa. Cóż, jak to mówią, nomen omen*.
Gdy znalazłem się po drugiej stronie jaskiń, usiadłem na leżącym tam głazie i obserwowałem latające mi nad głową ptaki. Chciałbym kiedyś latać jak one!
Usłyszałem wołającą mnie mamę, więc pewnie Saga i For już wrócili. Zamiast jednak zeskoczyć, postanowiłem wyobrazić sobie, że jednak umiem latać i pójść aż do końca kamienia z zamkniętymi oczami. Po kilku krokach jednak nie czułem już zimnej powierzchni skalnej ani trawiastego gruntu. Spojrzałem w dół, okazało się, że znajduje się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią! Byłem tak zaskoczony, że przestałem się koncentrować i spadłem. Otrzepałem się jednak i pobiegłem do wołającej mnie mamy, aby opowiedzieć jej, co mi się przydarzyło.

Od Theor'a

Gdy Absolem przekazał mi wiadomość o uczcie, na początku w ogóle nie chciałem iść. Mokro, zimno a na dodatek coś łupała mi w stawach. Chyba już się stary robię, ech. Potem jednak uzmysłowiłem sobie, że za bardzo alienuje się od watahy, a nie po to do niej dołączyłem, aby teraz spędzać czas samotnie. Wzdychając, podniosłem się i powolnym krokiem ruszyłem w kierunku wyjścia i po chwili byłem już na zewnątrz mojej jaskini. Trzeba przyznać, że była to piękna, choć zimna noc. Gwiazdy na niebie migotały milionem roztrzaskanych kawałków diamentów, układających się w znane wszystkim konstelacje: Wielką i Małą Niedźwiedzicę, Perseusz czy Trójkąt, a także mniej znany Gwiazdozbiór Jaszczurki*, Strzały* czy Pieca*, tylko Latającej Ryby* znaleźć nie można było. Za to księżyc, drogowskaz i przewodniki, zmierzających do domu, widoczny był w całej swej bladej okazałości. Blask ogniska dodawał otuchy, a cienie powstałe przez ogień i Lunę** nie wydawały się złowrogie, wręcz przeciwnie zapraszały do beztroskich zabaw. Najszybciej szczenięta dały się przekonać bezcielesnym towarzyszom harców i już po chwili rozpoczęły gonitwę. Lekki uśmiech wpłynął na moje wargi.
- Widzę, że jednak się zjawiłeś — przy uchu usłyszałem głos Alfy — Cieszy mnie to. Ostatnio bardzo się izolowałeś. Wina?
- Dziękuje Jung, z miłą chęcią się napije — powiedziałem, odbierając od wadery kieliszek czerwonego trunku bogów. Przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, popijając pół wytrawny trunek, dopóki nie mignęła w oddali mi biała sylwetka Katany.
- Wybacz mi, lecz muszę z kimś porozmawiać — kiwnąłem głową Alfie na pożegnanie i ruszyłem w kierunku, w którym zniknęła śnieżna wilczyca.
- Katana?- zawołałem cicho, gdy wsunąłem się gęstwinę otaczającą Osadę Główną.


<Katana? Jakiś inny ktoś?>

* imiona Lacerty i jej szczeniąt tj. (w kolejności wymienionej powyżej) Sagitty, Fornaxa i Volansa [taki easter egg ;)]
** Rzymska bogini księżyca, postać z bajki “Duży niebieski dom”, a także księżyc po hiszpańsku

piątek, 23 listopada 2018

Od Lacerty c.d.Absolema

Absolem przepraszam, że musiałeś czekać miesiąc, przesemerfiłam to i należy mi się kop aż na księżyc. Przepraszam. Mam nadzieję, że nie jesteś zły za treść tego opowiadania.

Spojrzałam na wilka i uznałam, że właściwie czemu nie?
- Nie mam nic przeciwko. Widzimy się na pustkowiu? - zapytałam, na co wilk skinął głową, po czym udał się pędem w kierunku Osady Głównej, ja zaś ruszyła zaraz za nim, aby znaleźć moje szczeniaki. Uznałam, że powinny zacząć spędzać czas z innymi, wilkami, aby potem nie umiały się zachować w towarzystwie i watasze.
Znalazłam je jednak bawiące się ze szczeniętami Teneko.
- Volans, Sagitta, Fornax — Zawołałam, a cała piątka odwróciła się w moją stronę - Absolem zaprosił nas na podwieczorek. Widzę jednak, że spotkaliście nowych kolegów, Oriabi, Elver witajcie. Czy więc wszyscy chcecie pójść, czy wolicie się razem pobawić w czasie gdy ja będę na podwieczorku Absolema?
Szczenięta spojrzały na siebie i zgodnym chórem odpowiedziały, że wolą się bawić. Pożegnałam się więc przestrzegając szczeniaki aby nie oddalały się zbytnio od Osady, a gdybym nie wróciła do zmierzchu, poszły do jaskini i nie wychodziły z niej aż do mojego powrotu lub wschodu słońca. Szczenięta przytaknęły i znów rozpoczęły gonitwę. Ja zaś pobiegłam na pustkowie, ponieważ powoli dochodziła 18, a nie chciałam się spóźnić.
Gdy dotarłam na pustkowie, okazało się, Absolem wraz ze swoim kotem i różowym jednorożcem, a także fenkiem, już na mnie czekają.
- O witaj Lacerto — przywitał się tym razem nie po francusku.- Jesteś w samą porę, woda właśnie się zagotowała. Czy chcesz herbatkę z cukrem, czy bez? Sam preferuję bez, ponieważ cukier zabija smak napoju, ale ty może wolisz słodszą wersję?- zapytał.
- Wolę bez, dziękuję- powiedziałam, siadając przy stoliku z obrusem w różowo-zieloną kratę, i odbierając od basiora filiżankę brązowawego napoju, który jednak nie pachniał jak herbata. Jeszcze raz powąchałam herbatę, która nadal nie pachniała herbatą i upiłam małego łyka, ponieważ mój gospodarz, zdążył już opróżnić jedną filiżankę i właśnie przystępował do nalania sobie kolejnej, przegryzając ciastkiem z fioletowym lukrem. Smak jednak również nie był herbaciany. Postanowiłam zapytać o to basiora, lekceważąc przy tym wszystkie znane mi zasady dobrego wychowania. Słyszałam jednak o królikach, biorący udział w przyjęciach wilka i chciałam się upewnić, że na pewno basior nie pomylił herbaty z trującym ligustrem*.
- Absolem? Czy masz może jeszcze tę liście tej... mmm... herbaty?- Zapytałam basiora, zdając sobie sprawę, że nie tylko ja jeszcze nie ruszyłam napoju. Pełne filiżanki mieli również pozostali goście.
- Tak, oczywiście Lacerto? Nie smakuje?- zapytał z obawą, że tak mogłoby tak być.
- Och, po prostu chodzi o to, że ta herbatka ma zupełnie inny smak niż ten, do którego jestem przyzwyczajona i chciałabym zobaczyć jej liście. Mogę?
- Tak, ależ oczywiście, oto one — mówiąc to, szukał czegoś w saszetce zawieszonej na szyi i po chwili pokazał mi liście.

<Absolem?>

* Ligustr pospolity - wg.wikipedii Dla ludzi trujące są liście i owoce ligustru,. Substancja toksyczna działa silnie drażniąco na błony śluzowe i ma depresyjne działanie ogólnoustrojowe. Objawy zatrucia występują bardzo szybko od spożycia.Są nimi nudności i bóle brzucha (brzuch wrażliwy na ucisk), kolka i silne wzdęcia, obfite wymioty i silna, wodnista biegunka. W przypadku stwierdzenia zatrucia należy czym prędzej spowodować wymioty i zapewnić opiekę lekarską. W postępowaniu lekarskim wykonuje się płukanie żołądka z węglem aktywnym oraz utrzymuje prawidłowy bilans płynów, uzupełniając elektrolity. W przypadku spadku ciśnienia tętniczego i zapaści krążeniowej podaje się aminy – dopaminę lub noradrenalinę. [https://pl.wikipedia.org/wiki/Ligustr_pospolity]I tak wiem, że liście Ligustru nie są podobne do liści herbaty, ale na potrzeby tego opowiadania zmrużmy wszyscy oczy i uznajmy, że tak troszeczkę, troszenieczkę jednak są, proszę.

Od Fornax'a c.d.Elvera

Rano mama poszła na polowanie, przedtem przestrzegając, abyśmy się nie oddalali od jaskiń. Mimo że tereny watahy patrolowane są przez dorosłe wilki, a szansa na jakiegoś nieprzyjaciela nie jest duża, to żyjące w górskich lasach niedźwiedzie nie są zbyt przychylne dla żadnego wilka, a tym bardziej dla szczenięcia.
Oczywiście nie obyło się bez sprzeczki między mną a Volansem, o to, co będziemy robić, ja byłem za samotnym przejściem się nad wodospad, mój brat zaś chciał, abyśmy w trójkę bawili się na brzegu morza w syreny. Jego pomysł był na tyle nieprzemyślany, że zapomniał o braku umiejętności pływania przez którekolwiek z nas. Gdy wytknąłem mu ten ewidentny brak logiki w jego planie, powiedział, że się nie znam i że jestem głupi i że przecież syreny mogą żyć na lądzie. Słysząc to, zapytałem, po co syreną są w takim razie ogony, Volans jak zacięta płyta dalej o tym, że jestem głupi i że się nie znam. Pff, no chyba on.
Saga słysząc naszą sprzeczkę, uznała, że chłopcy to jakiś inny gatunek i powinni być trzymani w zoo, bo są głupi, niedane mi było odpowiedzieć, bo dotknęła mojego boku, krzycząc: Berek! Taki sposób zakończenia dyskusji jest niesprawiedliwy! Bo co możesz zrobić, gdy ktoś mianuje Cię berkiem oprócz oddania berka komuś innemu i ten oto sposób sprawia, że każda dyskusja nawet ta najważniejsza jak to czy fajniejszy jest zielony, czy niebieski albo o tym, dokąd tupta nocą jeż*, zostaje brutalnie przerwana, bo w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze.
Tak więc gdy właśnie oddałem berka mojemu bratu, a ten chciał go dać Sadze**, wyczuliśmy zapach obcych, których po chwili mogliśmy też zobaczyć. Owymi obcymi okazała się dwójka szczeniąt, najprawdopodobniej w naszym wieku. Chłopiec był cały czarny z czerwonymi skarpetkami i takim samym końcem ogona, ponadto na szyi miał czerwony księżyc z gwiazdką, Dziewczynka zaś cała biała z niebieskimi skarpetkami na przednich łapach i końcem ogona również koloru niebieskiego i takim samym znakiem na szyi jak jej brat tylko koloru niebieskiego. Biała waderka (Oriabi, jak się okazało) zapytała, czy ona i jej brat - Elver, mogą się z nami pobawić. Żadne z nas nie miało nic przeciwko, zwłaszcza Volans, który zachowywał się tak, jakby pierwszy raz widział dziewczynę, co akurat może być prawdą, bo jak do tej pory, nie mieliśmy kontaktu z innymi wilkami (i wilczycami) w naszym wieku.
Mieliśmy problem, w co będziemy się bawić i Vol znów zaproponował swój idiotyczny pomysł, ku mojemu zgorszeni dwa nowoprzybyłe szczeniaki były nim zachwycone. Z powodu mojego dość gwałtownego protestu, Sagitta urządziła głosowanie, w którym przegłosowano mnie 4:1 (wrr!). Gdy w końcu biegliśmy na Zachodnią Plażę, mój głupi brat tak bardzo chciał się popisać przed Oriabi, że próbował galopować*** tyłem! Skończyło się to na tym, że wpadł do błotnistej kałuży, a my wszyscy (po zobaczeniu, że żyje i nic mu nie jest) zaczęliśmy się z niego śmiać, więc chyba osiągnął cel, bo Oriabi zwróciła na niego uwagę i nawet udało mu się ją rozbawić. Jak dla mnie mógłby się przewrócić jeszcze raz, to może by zmądrzał.

<Oriabi? Elver?>

*”(...)Dokąd tupta nocą jeż (...)”-to fragment czołówki Domowego Przedszkola ( a przynajmniej ja znam go właśnie stamtąd), nie należy on do mnie :(
**Wydaje mi się, że jest to prawidłowa odmiana zdrobnienia Saga (chyba)
*** Skoro galop jest jednym z chodów psa to czemu nie wilka ;)

poniedziałek, 19 listopada 2018

Od Sitri'ego do Levithana

Obudziłem się wcześnie rano, zadowolony z wieczornej uczty. W końcu miałem okazję poznać pozostałych członków watahy osobiście a na dodatek upolowałem wraz z alfą dorodnego niedźwiedzia, przez co każdy wrócił do jaskini z pełnym brzuchem. Uśmiechnąłem się wspominając jak szczeniaki ganiały wokół ogniska, rozsiewając rodzinną aurę, jak przedrzeźniały martwe zwierzę grając w "Kto ma większe kły?" czy też podszczypywały między sobą doskonaląc sztuki walki.
-Życie dziecka jest beztroskie...- mruknąłem ziewając po raz ostatni aby pożegnać symbolicznie sen.
Wstałem, po czym otrzepawszy futro z ewentualnego kurzu, opuściłem swe lokum. Jesienna pogoda nie napawała optymizmem, mimo to czułem tego dnia gigantyczny przypływ energii, która wręcz lekko elektryzowała mi futerko na karku. Ożywiony i pełen entuzjazmu, ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu dogodnego miejsca do treningu. Funkcja Wojownika w stadzie wymagała nienagannej kondycji fizycznej, więc zaplanowałem sobie na dzisiaj trening walki aby połączyć przyjemne z pożytecznym. Skierowałem się w bliżej nieokreślonym kierunku aby poszukać jakiegoś żwawego obiektu, z którym mógł bym poćwiczyć prędkość na rozgrzewkę ale jak się później okazało, nic takiego nie mogłem znaleźć. Nie tracąc jednak humoru, pomknąłem przed siebie ile sił w łapach, chcąc zrobić pobieżny rekonesans terenów naszej watahy aby mieć pewność, że nic złowrogiego nie zagnieździło nam się pod nosem. Jako pierwsze miejsce na liście wybrałem wodospad z jednego prostego powodu- były najbliżej, więc mogłem wycisnąć z siebie ile tylko się dało. Prując niczym strzała mijałem kolejne drzewa, z impetem przeskakiwałem większe przeszkody a nawet udało mi się pochwycić w zęby wiszący samotnie listek podczas tego krótkiego lotu. Ach... gdyby tak można wzbić się w powietrze i tam pozostać! Zwolniłem dopiero w pobliżu wodospadu, czując wyraźną woń innego basiora. Przecisnąłem się zgrabnie przez ogołocone krzewy, zerkając ostrożnie na nieznajomego, który nawiasem mówiąc, na pierwszy rzut oka wyglądał na ... chorego?
-Wszystko w porządku?- zapytałem unosząc jedną brew. Dopiero wówczas mój rozmówca raczył otworzyć oczy aby zaprezentować ich malachitową barwę, przez co dawne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Były takie podobne!- Jak się nazywasz?- dorzuciłem szybko, nie chcąc wyjść na gbura.
-Tak. Jestem Levithan, a Ty? Nie kojarzę Cię.- zapytał od niechcenia, przenosząc wzrok na spadającą wodę.
-Sitri. - odparłem krótko, przysiadając nieopodal basiora aczkolwiek w bezpiecznej odległości. Na dźwięk jego imienia raptownie przypomniałem sobie o wczorajszej rozmowie z Alfą, która bardzo się o niego martwiła. Patrząc na wilka nie dziwiłem jej się.- Dlaczego nie było Cię na uczcie? Marnie wyglądasz, powinieneś zjeść coś treściwego mości Panie.
-Nie jestem głodny. Aż tyle mnie ominęło?- spojrzał na mnie jakby z wyrzutem w głosie, przez co sam nie do końca wiedziałem jak to zinterpretować. Jednak z niezręcznej chwili wyrwał nas sprzeciw brzucha towarzysza, który donośnie domagał się pożywienia.
-Powtarzam, marnie wyglądasz Panie. Zapolujmy na treściwego zwierza, który zapewniam, choć trochę poprawi Ci humor. Każdy członek watahy jest ważny, a moim zadaniem jest dbanie o wasze bezpieczeństwo w razie zagrożenia, nawet tak absurdalnego jak głód. - odparłem wstając.
-Niech Ci będzie...- odburknął wilk, podążając w me ślady.
Skierowaliśmy się w kierunku nieco gęstszych partii lasu. Niestety podczas marszu zauważyłem, że mój towarzysz czuł się prawdopodobnie o wiele gorzej aniżeli wyglądał. Kątem oka widziałem jak jego mięśnie drżą nieznacznie pod wpływem lekkiego chłodu i wysiłku, co oznaczało, iż samiec od dawna nic nie jadł. Nie uważałem się za dobrego psychologa a rozmówca ze mnie raczej marny, jednak mimo to postanowiłem chociaż spróbować zagadnąć wilka aby poczuł się raźniej.
-Za pozwoleniem, mógł bym wiedzieć cóż Pana tak trapi, mości Panie?
-Nic takiego... - odparł wzdychając.
-Jesteś bardzo osłabiony Panie, obawiam się że to jednak coś ważnego.
-Załóżmy, że to niespełniona miłość, która przepadła ... sam nie wiem dokąd.- pochylił łeb, przez co wyglądał na o wiele bardziej załamanego.
Nie miałem pojęcia jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji, a każdy krok w ciszy coraz bardziej ciążył mi na sercu. Szlak! Było mi potwornie szkoda towarzysza, aż sam się zdziwiłem, że w czasie tak długiej podróży nabyłem aż tyle empatii. Z jednej strony czułem, że wilk potrzebuje wsparcia drugiego wilka a z drugiej, nie potrafiłem się zmusić do wydobycia jakichkolwiek dźwięków z własnego gardła. Czyżby to przez te oczy? Były tak łudząco podobne... wręcz identyczne!
-Nie myśl o tym, nie warto.- uśmiechnął się nagle blado.- Jung Cię nasłała?
-Nie mości Panie, patrolowałem teren. - odrzekłem sam nie wiedząc czy dobrze robię.- Jednakże widzę, że podjąłem dziś dobrą decyzję. Nie powinieneś być sam Panie.
-Hm?- zdziwił się- Co masz na myśli?
-Masz rację, Alfa bardzo się o Ciebie martwi Panie. Pozwolisz więc, że upoluję dla Ciebie dorodnego jelenia, po czym odeskortuje Cię do jaskini aby mieć pewność że wszystko w porządku? Bezpieczeństwo watahy jest moim priorytetem.- odrzekłem chowając się za obowiązkami i kodeksem.
-Jesteś dziwny. Skąd pochodzisz? Twoja mowa i wygląd... na pewno nie jesteś stąd.- zmrużył oczy, zerkając na mnie przenikliwie.
-Pochodzę z królestwa Axet, mości Panie.
-Nie znam. To daleko stąd?
-Bardzo daleko. Wiele pasm górskich i równin stąd.- uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie jak beznadziejnie szło mi początkowo łapanie kozic wysoko w górach- Ale osiadłem tutaj, mam nadzieję, że na długo.
-Wciąż nie znalazłeś swojego miejsca?- zdziwił się.
-Powiedzmy, mości Panie, iż szukam czegoś co może nie istnieć ale dopóki oddycham a moje serce bije będę tego szukał. Będę szedł przed siebie nawet na ślepo, straciwszy słuch czy węch, ważne abym pokonywał kolejne kilometry, które być może w końcu doprowadzą mnie do celu. A teraz wybacz Panie ale czuję wyśmienitego jelenia dla Ciebie.- urwałem nagle, zbaczając ze ścieżki aby pochwycić wytropionego jelenia. Miałem dziś szczęście, udało mi się upolować dorodną sztukę która wystarczyła dla nas obojga. Posiliwszy się, zaproponowałem iż odprowadzę Levithana do osady głównej, jednak ten stanowczo zaprzeczył po czym zaczął prowadzić mnie w przeciwnym kierunku.

piątek, 16 listopada 2018

Od Teneko do Lupo

- Co robimy? - zapytał basior.
- Ehem wiesz królu... nie mogłeś po prostu zapytać się nas na terenach watahy, czy możemy ci pomóc? Czemu musicie być tacy brutalni? - lekko się oburzyłam.
- Ale... - przerwałam temu dziwnemu stworkowi z koroną na łbie.
- Nie przerywać jak wadera mówi. - warknęłam. - Ja mam dwójkę szczeniaków, o które się martwię. Następnym razem jak chcecie pomocy "bohaterów", to trzeba ładnie zapytać, zanim coś zaczniecie robić. - znowu warknęłam i kontynuowałam zdenerwowana. - Wadery są delikatne, więc nie powinno się nimi tahać po ziemi. A w dodatku co to są za warunki do przeprowadzania rozmowy, jak ten nadęty gryf siedzi, jest wiecznie oburzony na świat i wygląda, jakby zaraz miał nas pobić. Też mogę być zła i chcę lepsze traktowanie. W takim wypadku zaakceptujemy waszą propozycję. - odparłam na ledwo 3 wdechach zdenerwowanym tonem.
Nastała cisza. Nie wiem, czy bardzo ich uraziłam, ale po prostu nerwy mi pękły. Wszystkich najwidoczniej wryło w ścianę. Niestety nie mogłam zachować się inaczej.
- Jakiś problem? - dorzuciłam.
- N-nie. Przystanę na twoje warunki młoda wadero. Jesteś odważna i waleczna. Zauważyłem to w twoim tonie głosu. Przepraszam za to traktowanie, ale nie chciałem, żebyście nam uciekli.
- To dlatego musieliście walnąć mnie w głowę? - zapytał Oblivon.
- Najwidoczniej moi poddani się przestraszyli.
- Musimy wymyśleć plan, żeby ich pokonać... - szepnął do mnie.
- Mhm... - odparłam, lekko się uspokajając. - Wybacz królu za to moje zażalenie, ale żyłka mi pękła. Starałam się być spokoja, ale to już ponad moją granicę.
- Rozumiem. Każdemu może się zdarzyć. - odparł.
- Gdzie znajdziemy te istoty? - zapytał mój kompan.
- Na zachód od zamku. Azim może was tam zaprowadzić.
- Tylko że ja nie posiadam skrzydeł... - powiedziałam po chwili.
- To żaden problem może cię zabrać. - zaproponował.
- Nie dziękuję... żadnego dotykania mnie przez inne istoty niż wilki. - popatrzyłam na gryfa, który znowu się oburzył.
Zabrał mnie Oblivon, pożegnaliśmy się z przywódcą i polecieliśmy za Azimem. Nie trwało to zbyt długo. Przysiedliśmy na pagórek. Gryf odleciał i zostaliśmy sami.
- Nieźle to załatwiłaś. - pochwalił mnie.
- To nic takiego. Bywałam gorsza swoimi czasy. - wzruszyłam ramionami.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał.
- Możemy je zagonić gdzieś. Mam moc ognia, może się "przestraszą" i jakoś je potem załatwimy? Na przykład eeem - zaczęłam się rozglądać. - Może jakimiś zaklęciami? Znasz jakieś? Może też jakieś mikstury...? O ile masz z czego zrobić. - czekałam na jego odpowiedź.

<Jak to rozegramy Lupo?>

Od Elvera

Dzisiaj obudziłem się nawet wcześnie. Powoli wstawałem, aż nagle wskoczyła na mnie siostra.
- Dzień dobry!!! - krzyknęła uradowana i jak zawsze energiczna Oriabi.
- Hejka... - odparłem, ziewając.
- Chodź, się pobawimy! - zaczęła machać ogonem.
- Wolę chyba iść gdzieś pomyśleć... - odparłem.
- No weź! Przecież lubisz ze mną się bawić.
- Hmm no dobra, ale może znajdziemy kogoś do towarzystwa? - zapytałem, przyciągając się.
- Oki! To chodź. - pociągnęła mnie lekko za ucho.
- A wy to gdzie? - stanęła przed nami mama.
- Idziemy poszukać kogoś do zabawy mamo. Nie będziemy za daleko iść, obiecuję! - powiedziała podekscytowana Ori.
- No dobrze..., ja też idę się przejść, może wrócę za niedługo, a wy macie być przed zachodem słońca w domu jasne?
- Dobrze mamo. - odparłem z uśmiechem na pyszczku.
- No to idźcie i upolujcie coś sobie po drodze. - przytuliła nas i zmierzała do lasu. - Papa miłej zabawy.
- Pa. - odrzuciliśmy w tym samym czasie, po czym poszliśmy szukać jedzenia.
Po jakimś czasie zobaczyliśmy króliczą norę i 2 skakające okazy po trawie. Łatwo nam poszło polowanie, bo trochę ćwiczyliśmy z mamą, jak byliśmy mniejsi. Na początku jednak bawiliśmy się sami. Pierwszą zabawą była zabawa w chowanego. Potem goniliśmy się nawzajem ze znalezionymi patykami i gałęziami. W końcu wpadaliśmy w liście i trochę było przy tym śmiechu. Szliśmy dalej i nagle zobaczyliśmy 3 bawiące się szczeniaki chyba w naszym wieku.

- Oooo w końcu ktoś do zabawy! - powiedziała do mnie siostra.
- No to ty zagadaj... - odparłem.
- Okej to chodź. - zaczęła do nich biec.
Podbiegłem do niej i oni odwrócili się w naszą stronę, poprzestając zabawy.
- Hejo chcemy się z wami pobawić! Możemy? - zapytała miło Oriabi.

<Volans, Sagitta lub Fornax? :3>

poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Lupo do Teneko

Zwykły mój typowy dzień. Czyli. Siedzenie w zamkniętym i ciemnym pokoju ze świecącymi butelkami różnych płynów zwanych eliksirami. -Można by rzec, że dostałem +1 do mądrości +1 do kreatywności oraz -2 do kontaktów z innymi. Przez moją chwilę nie uwagi z mojego aktualnie tworzonego eksperymenty zaczął wydzielać się dym-O nie nie nie tylko nie...- przez przypadek sztachnąłem w pośpiechu szklany pojemnik z płynem co za skutkowało zbiciem się go oraz wybuchnięciem i ubrudzeniem całego pokoju ciemnoszarym dymem,
-Wybuchaj.- powierzałem, po czym usłyszałem śmiech towarzyszki.
Anime Wolf Demon | Репутация: 61Merry.

-...hihihi. Myślałam, że nie będę się tobą zajmować ty wyrośnięty szczeniaku.... -Powiedziała śmiejąc się. ... Dobra nie denerwuj się. Idź się umyj a ja posprzątam... poparzyłem na nią jak na idiotkę. ... Co się tak gapisz? Przecież pamiętasz, że znam zaklęcie, dzięki któremu mogę wejść w rzecz... Zmrużyła oczy. A no tak! Podszedłem do szafy ciężko i wyciągnąłem z niego pluszaka wilka. - To dla ciebie-rzekłem. Już po chwili pluszak zaczął się ruszać. ...Ah w końcu ciało... powiedziała, po czym wstała i poskoczyła przy okazji przewróciła stół. - To chyba nie był dobry pomysł...- rzekłem cicho. ... Ty nie wybrzydzaj a idź się myć... warknęła i popchnęła mnie a ja bez kłótni zrobiłem to. Szybko się wykąpałem. Po czym wyszedłem z łazienki. Podeszłem do merry.~... Idź się przejść...~ rzekła do mnie pucując podłogę. - Dobrze mamo. - Odparłem podirytowany weszłem do mojej biblioteko-garderoby. Założyłem czerwony duży szalik oraz okrągłe okulary. Skapowałem sztylet oraz eksperymenty. Zeszyłem na dół i otworzyłem drzwi. - AŁA MOJE OCZY-Krzyknąłem. Pobiegłem szybciutko w cień,
Słonce mnie kiedyś zabije-burknąłem do siebie. Po woli nieśpiesznym krokiem zacząłem iść w stronę jeziora. Liście spadały powolnie z drzew tańcząc w powietrzu. Nagle przed sobą zobaczyłem wilczycę zwaną Teneko. - No nie-pomyślałem. Jak mnie zobaczy to się przestraszy. Wory pod oczami i futro napuszone i po psute. Może dyskretnie sobie pójdę.
-Witaj-Usłyszałem głos wilczycy. Za późno.
-C-cześć - powiedziałem.
-Coś się stało jesteś chory? - zapytała na mój widok. Eh myślałem, że będzie gorzej.
-Nie za długo by opowiadać. - odparłem. - To ten... Może się przejdziemy? - zapytałem.
-Jasne-odparła. Zaczeliśmy luźną rozmowę idąc w stronę jeziora. Po jakimś czasie coś wyczułem. Kłopoty. Po chwili otoczyły nas jakieś małe stworki. - Wiejemy! - Krzyknąłem do wilczycy. Wystawiłem skrzydła i wzniosłem się w górę a stworki uczepiły się mojego ogona oraz nogi. Po chwili one spadły. Odwróciłem się, żeby zobaczyć gdzie moja znajoma. Zobaczyłem, że te stworki ją złapały i związały oraz dały coś na szyję. Eh. Zleciałem na dół. Po chwili dostałem czymś w głowę.
Jakiś czas później
Obudziłem się z bólem głowy. Otworzyłem oczy, ale i tak przede mną było ciemno. - Teneko? - Zapytałem. -Tak? - usłyszałem głos. Poczołgałem się w stronę głosu aż dotknąłem nosem jej łapy. -Dobrze się czujesz? - zapytałem. - Nawet... - odparła. Po chwili usłyszeliśmy głos otwierania drzwi. -Nya ni na-usłyszałem głos. Po chwili poczułem jak ciągną mnie za sznurki i gdzieś powadzą. Po chwili odsłonili nam oczy. Zobaczyliśmy wyspę.
Darmowy hosting zdjęć i obrazków
- Ślicznie-usłyszałem szept wilczycy. Malutkie stworki zaczęły nas prowadzić. Po chwili wędrówki ujrzeliśmy zamek.
Znalezione obrazy dla zapytania castle art
Wprowadzili nas do niego. Na tronie siedział stworek z koroną.
Podobny obraz
-Witajcie! - rzekł do nas w naszym języku.
- I żegnam-odparłem i zacząłem się cofać. Po chwili dostałem czymś po nogach. Odwróciłem Się i zobaczyłem gryfa.
-Siadaj na dupie-powiedział zirytowany.
-Nie pyskuj ptaszku, bo cię pogonie — Od warknąłem.
-Azim spokój-krzyknął król.
Gryf strzepnął ogonem i usiadł.
-Drogi Wilku. Proszę usiądź i wysłuchaj co mam do powiedzenia. Bardzo proszę. - powiedział do mnie. A ja kulturalnie usiadałem.
- Więc-zaczął - sprowadziłem was tu, abyście wykonali zadanie.
- Jakie zadanie? - zapytała szaro żółta.
- Od wieków nasze królestwo nękane jest przez stwory stworzone z cienia. Oraz innych strasznych żywiołów-zamroziło mnie. Gdyby się dowiedzieli, że jestem cieniozjawą... - Przepowiednia głosi, że dwa Ciro podobnie stworzenia wyzwolą nas od nich. A więc to wy. - zakończył. - Prosimy was o pomoc w pokonaniu zła oraz duchów. Co wy na to bohaterowie? - zapytał się nas. Spojrzałem na Teneko. Co robimy? - zapytałem bezgłośnie.

< I co robimy Teneko?>

niedziela, 11 listopada 2018

Wyniki konkursu „Dzień Potępienia” 2018

Witam wszystkich serdecznie i z góry przepraszam, że wyniki pojawiają się w godzinach tak późnych, jednakże z powodu remontu chwilowo (jeżeli tak można określić pół dnia) nie miałam dostępu do internetu.
Ale do rzeczy. Nastał czas na wyniki naszego konkursu! Wybrać zwycięskie opowiadanie było mi ciężko, ponieważ do konkursu przystanęły tylko dwie osoby, a oboju opowiadania bardzo przypadły mi do gustu. Opowiadanie Teneko (link) wzbudziło dreszczyk grozy, a niespodziewane i  krwawe sceny bardzo ciekawie oddały tematykę konkursu. Teneko postawiła sprawę „Dnia Potępienia” jasno, pisała szczerze i z fantazją, co naprawdę wzbudziło we mnie sympatię do Jej opowiadania.
Dzieło Absolema (link) zaś także bardzo przypadło mi go gustu. Przyznam, że w trakcie czytania miałam wrażenie jak gdybym zapoznawała się z bardzo dobrą książką. Sprawiało we mnie poczucie chęci zwolnienia tempa czytania, co jest naprawdę rzadkością w przypadku mej osoby, ponieważ zazwyczaj czytam szybko, delikatnie momentami pomijając szczegóły. Przyznam także, że fragment o Buce z Muminkow sprawił, iż na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Tak więc jak już wspominałam - wybrać zwycięskie opowiadanie nie było wcale takie proste, lecz w końcu wraz z przyjacielem (który z początku nie rozumiał do końca całej istoty  pisania postaciami wilków :D) postanowiliśmy ... radością pragnę ogłosić iż pierwsze miejsce zajmuje ... opowiadanie Absolema! Drugie miejsce zaś  zajmuje równie wspaniałe opowiadanie Teneko! Obojgu pragnę bardzo pogratulować i podziękować za wzięcie udziału! Jesteście wielcy, moi drodzy!
Muszę przyznać, że wahałam się, czy nie nadać oboju pierwszych miejsc.

Bardzo proszę właścicieli wilków o kontakt w wiaodmosci prywatnej co do odbioru nagród, oraz ich wyboru bądź rozplanowania. ^^


***
Kolejny konkurs/event jaki odbędzie się z watasze planowany jest jako świąteczny. Tym razem myślałam bardziej o evencie. Były by questy świąteczne, być może konkurs na najlepsze opowiadanie o tematyce obchodów świątecznych w życiu naszych wilków. Myślałam także o zorganizowaniu specjalnych zadań/questow z kategorii artystycznej. Wiele osób w watasze ma talent plastyczny, a jestem pewna, że procz Nich  także są osoby które lubią rysować, lub być może... pisać wiersze? ;) Myślałam także o loterii, w której każdy mógłby coś wygrać, a los by kosztował 1 FL, bądź byłby do zdobycia w różne sposoby..... ;)
Z wielką chęcią wysłucham Waszych pomysłów i co o tym wszystkim myślicie!

Pozdrawiam serdecznie, 
alfa Watahy Lodowego Księżyca 
 Jung Yunge


Netka Sidereum Graphics