Rozciągnąłem zdrętwiałe mięśnie gdy basior postanowił sobie uciąć krótką drzemkę. Spędziliśmy cały dzień nad Jeziorem Trzeciej nocy, plotkując o różnych błahostkach, byleby odreagować przygnębiającą aurę. Mimo iż Levithan żywił melancholijne podejście do świata, powoli zaczynał się uśmiechać i reagować bardziej pozytywnie na bodźce zewnętrzne. Chociaż z drugiej strony, mógł dobrze udawać... Mimo to szczerze wierzyłem, że szybko wyjdzie na prostą. Położyłem łeb na wyprostowanych przed sobą łapach. Mieliśmy szczęście, gdyż tej nocy raczył nas odwiedzić Księżyc w pełni. Bezchmurne niebo delikatnie a za razem w całej okazałości eksponowało srebrną poświatę, zdobiąc wszechobecną ciemność setkami gwiazd. Stuliłem uszy wzdychając cicho. Nie raz marzyłem o tym, by wznieść się w powietrze i zostać tam na wieki, zostawiwszy przeszłość raz na zawsze na Ziemi aby móc dotknąć srebrzystej tarczy i na nowo poczuć opuszkami chłód Leraje*! Żałowałem, że położyłem swą dumę na szalę, w zamian za coś, co było nieosiągalne. Takim sposobem straciłem Leraje i to, czego tak namiętnie wciąż szukałem. Zerknąłem na towarzysza, któremu udało się przejść z płytkiej drzemki do silnych objęć Morfeusza. Wciąż nie rozumiałem jak wilk mógł mieć tak podobne oczy do Księcia! Pamiętam do dziś, jak ćwiczyliśmy szermierkę na dziedzińcu. Mimo iż był nieco starszy, nie potrafił dobrze wyczuć swego miecza, notorycznie narażając się na cios z prawej strony, przez co ciągle zarzucałem mu brak skupienia. Ćwiczyliśmy nocami w towarzystwie Księżyca, który był jedynym świadkiem tego tańca. To właśnie on rozbłyskał w naszych klingach dając nam do zrozumienia, że to co może być nieosiągalne wcale takie nie musi być. Mimo tego, iż był tak daleko od nas, notorycznie nas odwiedzał i dopingował abyśmy dążyli do celu za głosem serca.
-Nie idź tam...- sapnął towarzysz wyrywając mnie ze wspomnień. -Nie możesz...
Wilk zrobił się wyraźnie niespokojny, jakby nękany koszmarem. W pierwszej chwili chciałem go obudzić ale na szczęście mara dała mu spokój, dzięki czemu odprężył się, śpiąc dalej. Niestety po kilku minutach wytwór wyobraźni na nowo zaczął go męczyć, więc chcąc nie chcąc, musiałem zrobić to o czym myślałem wcześniej. Wstałem, po czym powoli podszedłem do towarzysza aby trącić go łapą w bok. Niestety nie był to dobry pomysł o czym przekonałem się dopiero po chwili. Zdezorientowany wilk wrzasnął po czym jakimś cudem wyłamał, po czym cisnął we mnie pniem drzewa, na którym to właśnie wisiała tabliczka z nazwą lokacji! Odruchowo użyłem efektu zbroi, przez co poleciałem wraz z drzewem paręnaście metrów do tyłu. Cała akcja trwała niespełna sekundę a ja utknąłem pod kłodą, zdając sobie sprawę, że niestety ale mój refleks okazał się zbyt wolny i solidnie uszkodziłem tylną łapę. Na moje nieszczęście, zaklinowała się pod drzewem, przez co z bólu nieomal niecenzuralnie wrzasnąłem. Dodatkowo gałęzie skutecznie przyszpiliły mnie do gleby. Zacisnąłem szczęki, przygryzając jednocześnie język do krwi, przez co szkarłatna struga pomknęła czym prędzej z mego pyska aby skryć się w ciemnej ziemi. Dopiero po kilku minutach usłyszałem zdenerwowany głos Levithana, który najwyraźniej sądził iż właśnie witam się z przodkami.
-Wyciągnij mnie...- sapnąłem ochryple z bólu.
-Żyjesz?!- wrzasnął podbiegając do kłody.- Jak to zrobiłeś?!
-Tak samo jak tym we mnie rzuciłeś!- warknąłem trzęsąc się. Kłoda była okropnie ciężka a ból łapy nie pozwalał mi się dobrze skupić przez co efekt zbroi malał a drzewo powoli przygniatało mnie coraz bardziej. -Pospiesz się!
-Choler*, przepraszam muszę się skupić. Szlak by to!- warknął przerażony, patrząc na mnie spanikowany.
-Będzie dobrze...- mruknąłem nie do końca sam przekonany co do swych słów.- Odetchnij.
-Nigdy nie przemieszczałem tak dużego obiektu i to na dodatek pod taką presją!- krzyknął łamiącym się głosem.- Sitri przepraszam... To moja wina. Gdybym tylko...
-Spokojnie. -przerwałem mu.- Unieś ją chociaż trochę, abym mógł wyciągnąć nogę. Wierzę w Ciebie.
Wilk patrzył na mnie przerażony a ja czułem, że z każdą minutą jest coraz gorzej. Krew z rozciętego języka pozostawiała znajomy metaliczny posmak w ustach a oddech zamierał mi w piersi. W ciągu tak krótkiej chwili doznałem urazu łapy i prawdopodobnie żeber, które na wskutek wymuszonej pozycji dodatkowo naciskały na płuca. Uniosłem łeb zerkając na basiora, który najwyraźniej toczył walkę sam ze sobą. Wyglądał jakby patrzył na coś kompletnie innego, gorszego, bardziej przerażającego niż rzeczywistość. Chciałem się odezwać ale zamiast jakichkolwiek słów wydałem jedynie z siebie cichy, zdławiony jęk bólu. To wystarczyło aby Levithan gwałtownie otrząsnął się i spróbował ponownie mi pomóc. Tym razem uniósł na tyle kłodę, że zdołałem się spod niej wyślizgnąć ale na ucieczkę zabrakło mi sił. Zamknąłem oczy padając na ziemię po czym usłyszałem trzask opadających gałęzi, które pękały w nowych miejscach. Nie czując na sobie ciężaru uchyliłem ostrożnie powiekę. Wilk zdołał nie tylko unieść kłodę ale także przesunąć ją nieco bardziej na wschód, przez co leżałem bezpiecznie między ciężkimi gałęziami. Następnie przecisnął się między nimi, chwycił mnie delikatnie za futro jak szczeniaka i delikatnie wyciągnął spomiędzy gałęzi.
-Sitri? Słyszysz mnie? - wypytywał krążąc nade mną, jednakże nie miałem sił aby cokolwiek odpowiedzieć.- Zabiorę Cię do watahy, muszą koniecznie Cię opatrzyć!
Basior chciał mnie podnieść z ziemi ale to jedynie przyprawiło mnie o kolejną falę bólu. Widząc, że nie jest za ciekawie zaczął rozglądać się nerwowo na boki. Patrzyłem na niego spod lekko przymkniętych powiek, powoli przestając logicznie myśleć. Adrenalina krążąca jeszcze kilka minut temu w moich żyłach, ograniczała doznania bólu, które teraz powróciły ze zdwojoną siłą. Byłem niemalże pewien że połamałem żebra ale nie miałem pojęcia, że w rzeczywistości mogło być o wiele gorzej. Wilk zdawał się myśleć podobnie a przynajmniej taką miał minę. W jego malachitowych oczach malował się strach, przygnębienie albo ... troska?
-To nic...- mruknąłem chcąc dodać mu chociaż nieco otuchy. Sam nie do końca wiedział bym jak pomóc drugiemu wilkowi będącemu aktualnie na moim miejscu, nie każdy jest przecież medykiem. Niestety te dwa słowa kosztowały mnie trochę za dużo, przez co złapał mnie kaszel, w skutek którego jedynie zwinąłem się z jękiem z bólu. Młodzieniec stulił uszy na kilka sekund. Mimo bólu nie chciałem aby się obwiniał, sam nieraz nękany koszmarem potrafiłem poczęstować kogoś prądem. Teraz jednak czułem się niebywale zmęczony a niska temperatura nie działała na niekorzyść. -Odpocznijmy....
Wilk skinął głową patrząc na mnie czujnie. Delikatnie zadrżałem czując na sobie powiew zimnego wiatru. Zmęczony organizm sam zaczął walczyć z bólem w znany sobie jedyny sposób, pozbawiając mnie przytomności.
*Leraje- miecz, który niegdyś należał do Sitriego, wykonany w dużej mierze z Księżycowego meteorytu. Dla Sitriego miecz ten jest dumą rycerską.
Nie szkodzi Levithan, koncepcję nasunąłeś niezmiernie ciekawą, która bardzo mnie uszczęśliwiła :3 Dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz