Nie spodziewałem się aż tak szybkiego rozpatrzenia prośby. Szczególnie, że moim towarzyszem podczas polowania okazała się być sama przywódczyni watahy. Zerknąłem kątem oka na towarzysza, który nie był przekonany co do słuszności naszej wyprawy. Lupo skrzywił się nieznacznie po czym zakomunikował, iż czekają na niego pilne obowiązki.
-Tak więc postanowione! My zapolujemy na futrzaka a Ty może ogłosisz pozostałym wieczorną ucztę? Oczywiście jeśli będziesz miał chwilkę czasu.- zdecydowała wadera wyraźnie zadowolona z siebie i rozluźnienia atmosfery.
Kulturalnie pożegnaliśmy się z Lupo po czym wadera poprowadziła nas w bliżej mi nieznanym kierunku. Jej delikatny, słodkawy zapach przypominający kwiaty magnolii skąpane w porannej rosie wyraźnie wyróżniał się na tle obumierających liści. Wszytko wokół wyglądało na obumarłe, tak jakby za chwilę drzewa miały rozpaść się w pył w ślad za wszechobecnymi rozkładającymi się liśćmi a jedynym promyczkiem nadziei w tejże dramatycznej scenerii była właśnie Jung Yunge. Mimo ciemnych chmur spowijających niebo, które wyraźnie wróżyły ulewę, wadera uśmiechała się serdecznie jednocześnie zachowując się tak jakby znała mnie na wylot i była przy tym dogłębnie przekonana, że nie stanowię zagrożenia dla watahy. Kroczyłem krok za nią, pogrążony w myślach, czy aby na pewno dobre zrobiłem przychodząc tutaj ale wilczyca szybko przegnała me wątpliwości.
-Bardzo się cieszę, mogąc gościć Cię u nas. Skąd pochodzisz?- zapytała zwalniając o krok.
-Z terenów królestwa Axet szanowna damo.- odparłem krótko, nieprzyzwyczajony do dłuższych konwersacji. -Z całym szacunkiem, dokąd zmierzamy?
-Ku naszej górskiej rzece. Jeśli gdziekolwiek mielibyśmy znaleźć naszą wieczerzę, to właśnie tam. Niedźwiedzie powinny polować na tłuste ryby.- uśmiechnęła się.- Już dawno myślałam o tym aby urządzić uroczystą kolację w watasze. Pojawiło się w niej wiele szczeniąt, także powinniśmy się radować, nieprawdaż? Szczenięta to przecież nasza przyszłość.
Zgodziłem się z samicą skinieniem głowy. Już po parunastu minutach niezdarnej z mojej strony rozmowy zauważyłem, że wadera jest bardzo opiekuńcza. Właściwie gdyby przemalować mój śnieżny łeb i kark na czarno, pod odcień reszty ciała, mógł bym pod wieloma aspektami uchodzić za jej przeciwieństwo. Mimo to Jung Yunge potrafiła jak nikt inny w całym moim życiu ciągnąć mnie za język. Bardzo zwinnie, z gracją doświadczonego negocjatora, potrafiła przepływać między jednym tematem a drugim, pozostawiając mi komfortową ciszę jakiej potrzebowałem w międzyczasie. Dotarłszy w okolice omawianej rzeki skrzywiłem się nie zauważywszy ani jednego niedźwiedzia.
-Musiały przenieść się wyżej...- mruknąłem z westchnieniem, na co wadera po prostu się zaśmiała.
-Więc może przyspieszymy kroku? Przecież nie możemy się spóźnić z posiłkiem!- rzuciła gnając przed siebie, wzdłuż rzeki.
Zamrugałem kilkakrotnie czując na pysku nieco uszczypliwy wiatr po czym udałem się w ślad za alfą. Czułem, że to będzie udane polowanie.
Jung Yunge czy znajdziemy misia dla naszych braci i sióstr?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz