Wreszcie spadł puszysty, biały i… zimny śnieżek. Ale super! Mimo że to moja pierwsza zima, (a przynajmniej pierwsza, którą będę pamiętać) już mi się ona podoba. Szczególnie w lesie jest bardzo przyjemnie, chociaż mróz trochę szczypie w nos. Wracam od Katany, która uczy mnie strzelania. To bardzo fajne zajęcia wymaga jednak dużo wytrwałości. Podobno, jeśli ty opuścisz łucznictwo na jeden dzień, łucznictwo opuści ciebie na dziesięć dni*.
Nagle czuje na pysku śniegu! Dużo, dużo śniegu! Otrzepuje się i spoglądam w kierunku, z którego dochodzi mnie znajomy śmiech. Volans stał, raczej lewitował za olbrzymią sosną i śmiał się, jakby zaraz miał pęknąć. Biorę uspokajający oddech, a mój wzrok zatrzymuje się na gałęzi, pod którą znajduje się mój bart. W tę grę może grać dwóch, Vol. Naciągam łuk, wiszący mi do tej pory na plecach i posyłam strzałę w upatrzoną wcześniej gałąź. Volans zdaje się tego nie zauważać, bo nadal rechocze. Przestaje dopiero wtedy, gdy hałda śniegu zsypuje mu się na głowę. Jednak po chwili wygrzebuje się i znowu rzuca we mnie śniegiem, tym razem jednak udaje mi się skryć za drzewem i to w nie uderza kulka. W tej chwili słyszę głos mojego drugiego brata i naszej mamy dochodzący gdzieś w mojej lewej strony. Nie wiele myśląc, to w tamtą stronę rzucam śnieżkę i niemal w tej samej chwili można usłyszeć warknięcie Fornaxa. Wtedy zaczynam się śmiać. Niestety zapominam o nieprzyjacielu z tyłu i kulka śniegu ląduje za moim uchem. Prycham, ale nie mam czasu na kontratak, bo z lewej dochodzi zmasowany atak. Najwidoczniej mama i For połączyli siły. W tej sytuacji pozostaje mi tylko jedno:
- Vol, co powiesz na sojusz?
- Ty i ja przeciwko mamie i Forowi? Brzmi nieźle — Mój bart wyszczerza się do mnie i przekrada się do miejsca, w którym stoję. Tak oto rozpoczyna się największa bitwa na śnieżki w moim dotychczasowym życiu, która kończy się remisem, dopiero po jakiejś półtorej godzinie, gdy już nikt nie może zobaczyć więcej niż czubek własnego nosa. To ustala mama, ponieważ „jest już ciemno i trzeba iść spać” Do domu wracamy zmarznięci, zmęczeni, ale szczęśliwi.
*Przysłowie dawnych łuczników tureckich; http://www.lucznictwokonne.pl/traktat/rozdzialy/150_cwiczenia/exercises.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz