Obudziłem się wcześnie rano, zadowolony z wieczornej uczty. W końcu miałem okazję poznać pozostałych członków watahy osobiście a na dodatek upolowałem wraz z alfą dorodnego niedźwiedzia, przez co każdy wrócił do jaskini z pełnym brzuchem. Uśmiechnąłem się wspominając jak szczeniaki ganiały wokół ogniska, rozsiewając rodzinną aurę, jak przedrzeźniały martwe zwierzę grając w "Kto ma większe kły?" czy też podszczypywały między sobą doskonaląc sztuki walki.
-Życie dziecka jest beztroskie...- mruknąłem ziewając po raz ostatni aby pożegnać symbolicznie sen.
Wstałem, po czym otrzepawszy futro z ewentualnego kurzu, opuściłem swe lokum. Jesienna pogoda nie napawała optymizmem, mimo to czułem tego dnia gigantyczny przypływ energii, która wręcz lekko elektryzowała mi futerko na karku. Ożywiony i pełen entuzjazmu, ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu dogodnego miejsca do treningu. Funkcja Wojownika w stadzie wymagała nienagannej kondycji fizycznej, więc zaplanowałem sobie na dzisiaj trening walki aby połączyć przyjemne z pożytecznym. Skierowałem się w bliżej nieokreślonym kierunku aby poszukać jakiegoś żwawego obiektu, z którym mógł bym poćwiczyć prędkość na rozgrzewkę ale jak się później okazało, nic takiego nie mogłem znaleźć. Nie tracąc jednak humoru, pomknąłem przed siebie ile sił w łapach, chcąc zrobić pobieżny rekonesans terenów naszej watahy aby mieć pewność, że nic złowrogiego nie zagnieździło nam się pod nosem. Jako pierwsze miejsce na liście wybrałem wodospad z jednego prostego powodu- były najbliżej, więc mogłem wycisnąć z siebie ile tylko się dało. Prując niczym strzała mijałem kolejne drzewa, z impetem przeskakiwałem większe przeszkody a nawet udało mi się pochwycić w zęby wiszący samotnie listek podczas tego krótkiego lotu. Ach... gdyby tak można wzbić się w powietrze i tam pozostać! Zwolniłem dopiero w pobliżu wodospadu, czując wyraźną woń innego basiora. Przecisnąłem się zgrabnie przez ogołocone krzewy, zerkając ostrożnie na nieznajomego, który nawiasem mówiąc, na pierwszy rzut oka wyglądał na ... chorego?
-Wszystko w porządku?- zapytałem unosząc jedną brew. Dopiero wówczas mój rozmówca raczył otworzyć oczy aby zaprezentować ich malachitową barwę, przez co dawne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Były takie podobne!- Jak się nazywasz?- dorzuciłem szybko, nie chcąc wyjść na gbura.
-Tak. Jestem Levithan, a Ty? Nie kojarzę Cię.- zapytał od niechcenia, przenosząc wzrok na spadającą wodę.
-Sitri. - odparłem krótko, przysiadając nieopodal basiora aczkolwiek w bezpiecznej odległości. Na dźwięk jego imienia raptownie przypomniałem sobie o wczorajszej rozmowie z Alfą, która bardzo się o niego martwiła. Patrząc na wilka nie dziwiłem jej się.- Dlaczego nie było Cię na uczcie? Marnie wyglądasz, powinieneś zjeść coś treściwego mości Panie.
-Nie jestem głodny. Aż tyle mnie ominęło?- spojrzał na mnie jakby z wyrzutem w głosie, przez co sam nie do końca wiedziałem jak to zinterpretować. Jednak z niezręcznej chwili wyrwał nas sprzeciw brzucha towarzysza, który donośnie domagał się pożywienia.
-Powtarzam, marnie wyglądasz Panie. Zapolujmy na treściwego zwierza, który zapewniam, choć trochę poprawi Ci humor. Każdy członek watahy jest ważny, a moim zadaniem jest dbanie o wasze bezpieczeństwo w razie zagrożenia, nawet tak absurdalnego jak głód. - odparłem wstając.
-Niech Ci będzie...- odburknął wilk, podążając w me ślady.
Skierowaliśmy się w kierunku nieco gęstszych partii lasu. Niestety podczas marszu zauważyłem, że mój towarzysz czuł się prawdopodobnie o wiele gorzej aniżeli wyglądał. Kątem oka widziałem jak jego mięśnie drżą nieznacznie pod wpływem lekkiego chłodu i wysiłku, co oznaczało, iż samiec od dawna nic nie jadł. Nie uważałem się za dobrego psychologa a rozmówca ze mnie raczej marny, jednak mimo to postanowiłem chociaż spróbować zagadnąć wilka aby poczuł się raźniej.
-Za pozwoleniem, mógł bym wiedzieć cóż Pana tak trapi, mości Panie?
-Nic takiego... - odparł wzdychając.
-Jesteś bardzo osłabiony Panie, obawiam się że to jednak coś ważnego.
-Załóżmy, że to niespełniona miłość, która przepadła ... sam nie wiem dokąd.- pochylił łeb, przez co wyglądał na o wiele bardziej załamanego.
Nie miałem pojęcia jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji, a każdy krok w ciszy coraz bardziej ciążył mi na sercu. Szlak! Było mi potwornie szkoda towarzysza, aż sam się zdziwiłem, że w czasie tak długiej podróży nabyłem aż tyle empatii. Z jednej strony czułem, że wilk potrzebuje wsparcia drugiego wilka a z drugiej, nie potrafiłem się zmusić do wydobycia jakichkolwiek dźwięków z własnego gardła. Czyżby to przez te oczy? Były tak łudząco podobne... wręcz identyczne!
-Nie myśl o tym, nie warto.- uśmiechnął się nagle blado.- Jung Cię nasłała?
-Nie mości Panie, patrolowałem teren. - odrzekłem sam nie wiedząc czy dobrze robię.- Jednakże widzę, że podjąłem dziś dobrą decyzję. Nie powinieneś być sam Panie.
-Hm?- zdziwił się- Co masz na myśli?
-Masz rację, Alfa bardzo się o Ciebie martwi Panie. Pozwolisz więc, że upoluję dla Ciebie dorodnego jelenia, po czym odeskortuje Cię do jaskini aby mieć pewność że wszystko w porządku? Bezpieczeństwo watahy jest moim priorytetem.- odrzekłem chowając się za obowiązkami i kodeksem.
-Jesteś dziwny. Skąd pochodzisz? Twoja mowa i wygląd... na pewno nie jesteś stąd.- zmrużył oczy, zerkając na mnie przenikliwie.
-Pochodzę z królestwa Axet, mości Panie.
-Nie znam. To daleko stąd?
-Bardzo daleko. Wiele pasm górskich i równin stąd.- uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie jak beznadziejnie szło mi początkowo łapanie kozic wysoko w górach- Ale osiadłem tutaj, mam nadzieję, że na długo.
-Wciąż nie znalazłeś swojego miejsca?- zdziwił się.
-Powiedzmy, mości Panie, iż szukam czegoś co może nie istnieć ale dopóki oddycham a moje serce bije będę tego szukał. Będę szedł przed siebie nawet na ślepo, straciwszy słuch czy węch, ważne abym pokonywał kolejne kilometry, które być może w końcu doprowadzą mnie do celu. A teraz wybacz Panie ale czuję wyśmienitego jelenia dla Ciebie.- urwałem nagle, zbaczając ze ścieżki aby pochwycić wytropionego jelenia. Miałem dziś szczęście, udało mi się upolować dorodną sztukę która wystarczyła dla nas obojga. Posiliwszy się, zaproponowałem iż odprowadzę Levithana do osady głównej, jednak ten stanowczo zaprzeczył po czym zaczął prowadzić mnie w przeciwnym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz