- Co robimy? - zapytał basior.
- Ehem wiesz królu... nie mogłeś po prostu zapytać się nas na terenach watahy, czy możemy ci pomóc? Czemu musicie być tacy brutalni? - lekko się oburzyłam.
- Ale... - przerwałam temu dziwnemu stworkowi z koroną na łbie.
- Nie przerywać jak wadera mówi. - warknęłam. - Ja mam dwójkę szczeniaków, o które się martwię. Następnym razem jak chcecie pomocy "bohaterów", to trzeba ładnie zapytać, zanim coś zaczniecie robić. - znowu warknęłam i kontynuowałam zdenerwowana. - Wadery są delikatne, więc nie powinno się nimi tahać po ziemi. A w dodatku co to są za warunki do przeprowadzania rozmowy, jak ten nadęty gryf siedzi, jest wiecznie oburzony na świat i wygląda, jakby zaraz miał nas pobić. Też mogę być zła i chcę lepsze traktowanie. W takim wypadku zaakceptujemy waszą propozycję. - odparłam na ledwo 3 wdechach zdenerwowanym tonem.
Nastała cisza. Nie wiem, czy bardzo ich uraziłam, ale po prostu nerwy mi pękły. Wszystkich najwidoczniej wryło w ścianę. Niestety nie mogłam zachować się inaczej.
- Jakiś problem? - dorzuciłam.
- N-nie. Przystanę na twoje warunki młoda wadero. Jesteś odważna i waleczna. Zauważyłem to w twoim tonie głosu. Przepraszam za to traktowanie, ale nie chciałem, żebyście nam uciekli.
- To dlatego musieliście walnąć mnie w głowę? - zapytał Oblivon.
- Najwidoczniej moi poddani się przestraszyli.
- Musimy wymyśleć plan, żeby ich pokonać... - szepnął do mnie.
- Mhm... - odparłam, lekko się uspokajając. - Wybacz królu za to moje zażalenie, ale żyłka mi pękła. Starałam się być spokoja, ale to już ponad moją granicę.
- Rozumiem. Każdemu może się zdarzyć. - odparł.
- Gdzie znajdziemy te istoty? - zapytał mój kompan.
- Na zachód od zamku. Azim może was tam zaprowadzić.
- Tylko że ja nie posiadam skrzydeł... - powiedziałam po chwili.
- To żaden problem może cię zabrać. - zaproponował.
- Nie dziękuję... żadnego dotykania mnie przez inne istoty niż wilki. - popatrzyłam na gryfa, który znowu się oburzył.
Zabrał mnie Oblivon, pożegnaliśmy się z przywódcą i polecieliśmy za Azimem. Nie trwało to zbyt długo. Przysiedliśmy na pagórek. Gryf odleciał i zostaliśmy sami.
- Nieźle to załatwiłaś. - pochwalił mnie.
- To nic takiego. Bywałam gorsza swoimi czasy. - wzruszyłam ramionami.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał.
- Możemy je zagonić gdzieś. Mam moc ognia, może się "przestraszą" i jakoś je potem załatwimy? Na przykład eeem - zaczęłam się rozglądać. - Może jakimiś zaklęciami? Znasz jakieś? Może też jakieś mikstury...? O ile masz z czego zrobić. - czekałam na jego odpowiedź.
<Jak to rozegramy Lupo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz