Był ciepły jesienny wieczór, gdy postanowiłem przejść się na spacer. Mama pozwoliła mi iść, ponieważ jeszcze dużo wilków kręciło się po Osadzie, nie było również mojego rodzeństwa, co akurat w przypadku mojego brata nie było niczym nowym, bo on zawsze się gdzieś szlaja. Jednak nieobecność mojej siostry była dość niezwykła. Zwykle razem wędrowaliśmy i bawiliśmy się wspólne, teraz jednak sama gdzieś poszła. Pewnie do Katany, która uczyła ją łucznictwa. Cóż, jak to mówią, nomen omen*.
Gdy znalazłem się po drugiej stronie jaskiń, usiadłem na leżącym tam głazie i obserwowałem latające mi nad głową ptaki. Chciałbym kiedyś latać jak one!
Usłyszałem wołającą mnie mamę, więc pewnie Saga i For już wrócili. Zamiast jednak zeskoczyć, postanowiłem wyobrazić sobie, że jednak umiem latać i pójść aż do końca kamienia z zamkniętymi oczami. Po kilku krokach jednak nie czułem już zimnej powierzchni skalnej ani trawiastego gruntu. Spojrzałem w dół, okazało się, że znajduje się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią! Byłem tak zaskoczony, że przestałem się koncentrować i spadłem. Otrzepałem się jednak i pobiegłem do wołającej mnie mamy, aby opowiedzieć jej, co mi się przydarzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz