-Nic mi nie jest, powtarzam po raz ostatni...- westchnąłem chcąc uciec jak najdalej od Alfy, Lacerty i Absolema. Jung Yunge katowała mnie swoim przerażonym lamentem od ponad godziny, oczywiście nie do końca wiedząc co się stało. -Obiecuję, że popracuje nad zwinnością. - dodałem chcąc ją jakoś obłaskawić.
Jednak to nie przekonało zmartwionej wilczycy, która coraz bardziej się nakręcała. Wytykała wszystko co tylko mogła aby zatrzymać mnie w jaskini chociaż na parę dni. Ostatecznie nie miałem innego wyjścia jak tylko skapitulować pod groźbą związania i unieruchomienia na amen.
-Na trzy dni zostajesz zwolniony z obowiązków. W tym czasie masz odpoczywać i pod żadnym pozorem się nie przemęczać. Będę Cię sprawdzać!- warknęła zła gdy pozostali opuścili już moją kwaterę.- A teraz łaskawie wyjaśnisz mi co się stało?
Tego dnia przegrałem dwa razy. Najpierw z nadopiekuńczością Alfy, potem z jej przenikliwym wzrokiem...
~Trzy dni później.~
Wraz z Lupo i Theor`em otrzymaliśmy zadanie, którym było sprawdzenie naszych granic tuż przed śnieżycą. Jung Yunge chciała mieć pewność, że wataha będzie bezpieczna podczas gdy większość traktów zamieni się w zaspy. W ostatnim czasie na naszych terenach mogło zagnieździć się "coś", o czym nie mieliśmy pojęcia. Na dodatek po śnieżycy utknęli byśmy z tym "czymś" aż do wiosny, więc bez problemu zgodziliśmy się z Alfą. Oczywiście nie obyło się od szczególnych wytycznych, z których nie odpowiadała mi jedna decyzja, a mianowicie ta, która zakazywała mi walki. Przełknąłem jedynie ślinę, nie chcąc grabić sobie u Jung jeszcze bardziej. Co za uparta wilczyca...
Najpierw ruszyliśmy przez las w kierunku pustkowia, by jak najszybciej dotrzeć do granicy. Biały śnieg pomagał dostrzec wszelakie tropy a wiatr działał na naszą korzyść. Niestety zanim zdążyliśmy opuścić rozległy las, dotarły do nas opady śniegu. Mimo to brnęliśmy dalej, mając na względzie bezpieczeństwo watahy. Pod wieczór postanowiliśmy rozbić prowizoryczny obóz . Nazbieraliśmy nieco opału a Lupo rozpalił ognisko. Temperatura spadała więc postanowiliśmy rozgrzać się przed dalszą wyprawą. Nie zdążyłem dobrze rozgrzać zmarzniętych łap, gdy ni stąd ni zowąd Lupo zaczął kłócić się z ... szczeniakiem? Nie miałem pojęcia skąd młoda wilczyca wzięła się tutaj a na dodatek kompletnie sama. Zabrałem więc młodą damę na stronę by porozmawiać z nią sam na sam a Theor w tym czasie uspokajał Lupo. Poznawszy Lee, wypytałem ją o najważniejsze rzeczy. Byłem w szoku, gdy usłyszałem, że młodziutka waderka przybyła sama, nie do końca wie gdzie się znajduje a na dodatek miała czelność zadzierać nosa i oskarżać nas o niszczenie śniegu.
-Chciał bym Cię z kimś poznać. Należymy do Watahy Lodowego Księżyca i myślę, że nasza Alfa nie będzie miała nic przeciwko, jeżeli zechcesz zostać z nami.- zaproponowałem, szukając najbardziej odpowiednie wyjście z sytuacji. Lea zamrugała kilkakrotnie po czym w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki. Mimo to zgodziła się z lekkim uśmiechem. Wróciliśmy więc do pozostałych aby się przegrupować.
-Zabiorę naszą młodą damę do Jung i zdam raport a wy zajmiecie się ukończeniem misji?- zaproponowałem na co Theor zgodził się bez przeszkód. Jedynie Oblivion mruczał coś pod nosem co drugi wilk szybko mu wyperswadował szturchnięciem łapą w bok.
Pożegnawszy się z towarzyszami, ruszyłem w drogę powrotną. Lea wydawała się być pewną siebie wilczycą. Mimo wszystko była jednak tylko szczeniakiem, przez co w połowie drogi zauważyłem, jak zaczynają plątać jej się łapki a odgłos ziewania zwiększył częstotliwość.
-Wezmę Cię na grzbiet. Będzie Ci cieplej a ponadto dotrzemy szybciej do Watahy.-zaproponowałem.
-Nie ma mowy! Sama sobie poradzę! Pokaże Ci jaka jestem silna-ahh!- naburmuszyła się, ziewając po raz kolejny.
-Nie twierdzę iż jesteś słaba. Uważam jednak, że lepiej się pospieszyć.- odparłem chcąc ją jakoś przekonać.
Lea jednak dalej upierała się przy swoim, więc ruszyliśmy dalej. Po kilku kilometrach zmęczona waderka potknęła się, przez co wylądowała w zaspie. Prychnąłem widząc jedynie wystający z śniegu, machający w wszystkich kierunkach ogon. Wyciągnąłem samiczkę z zaspy, która teraz wyglądała nie tylko na zmęczoną ale bardzo zmarzniętą.
-Ponawiam propozycję młoda damo.- rzuciłem kładąc się obok wilczycy.
-Dobrze ale jesteś dla mnie tylko transportem!- zaznaczyła wdrapując się na mój grzbiet.
-Wedle życzenia.- zaśmiałem się, przyspieszając kroku.
Po parunastu minutach poczułem jak Lea wtula się w moje gęste, zimowe futro. Otulona nim zasnęła spokojnie. Uważając więc na śpiocha, maszerowałem przed siebie, przedzierając ciemną, śnieżną noc.
Kiedy dotarliśmy do watahy, oboje przypominaliśmy bałwanki. Nie budząc malucha skierowałem się do Yunge , która właśnie czytała jakąś księgę.
-Witaj.- szepnąłem- Przyniosłem małą wojowniczkę, która miała czelność kłócić się z Lupo.
Przedstawiłem Alfie naszą nową członkinie po czym oddałem malucha w jej łapy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz