Trzeba przyznać, że rzadko bywałam w tak abstrakcyjnych sytuacjach. Bo bycie gonionym przez… króliki, jednak nie jest typowe. Zastanawiałam się co właściwie mogłyby mam zrobić? Wyprychać albo za miziać puchatymi pyszczkami? No błagam… Najgorsze jednak było to, że nie miałam odwagi się zatrzymać i na własnej skórze przekonać o słuszności moich poglądów. Mogłam pocieszać się jedynie, że Absolem również nie ma ochoty stawać pyskiem w pysk z bandą małych zającowatych.
- Absolem co robimy?- Zapytałam biegnącego koło mnie wilka. Poniewczasie zorientowałam się, że nie może mi odpowiedzieć skoro, w pysku trzymał jednorożca. Rudy kot, siedzący teraz na grzbiecie basiora, rzucił mi zirytowane spojrzenie. A ja uznałam, że, to jednak dobrze, że szczenięta zostały w Osadzie.
Gdy tylko ta myśl przemknęła mi przez głowę, wiedziałam już gdzie biegniemy. Wataha poradzi sobie z królikami, choćby nie wiem jak wściekłymi. Nie byłam jednak pewna, czy rzeź, która miał nastąpić z podoba się Absolemowi. Miałam co do tego wątpliwości, było to jednak najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Puchate kulki był naprawdę wściekłe, a wystarczyło tylko przekroczyć rzekę i w zasadzie byliśmy w Osadzie. Rzeka… Woda… Zatrzymałam się tak nagle, że o mało co nie straciłam równowagi i nie runęłam na ziemię. Spojrzałam do tyłu i bardzo szybko wróciłam do pełnego galopu. Małe potworki było coraz bliżej, co w zasadzie nie powinno być możliwe.
Myśli o nietypowym zachowaniu królików zostawiłam na później, teraz musiałam poradzić się mojego towarzysza w dość pilnej sprawie.
- Absolem, czy króliki umieją pływać?* - zapytałam basiora, gdy tylko się z nim zrównałam. Absolem przekrzywił łeb z zaciekawienie, a po chwili potrząsnął głową w jednoznacznej odpowiedzi.
- Świetnie - wysapałam. - Biegnijmy nad rzekę.
I ruszyłam pędem w kierunku potoku, przecinającego tereny watahy. Po kilku minutach byliśmy już odgrodzeni, od puchatej furii na czterech łapach, spokojnym nurtem rzeczki. Króliki wydawały niepokojące odgłosy, a mój towarzysz raz po raz się skrzywiał.
Widząc mojej zaciekawione spojrzenie, zaczął tłumaczyć, położywszy kota i jednorożca na trawę.
- Lacerto, one uważają, że jestem mordercą. Cokolwiek bym nie zrobił na moich podwieczorkach giną ich współbracia. Nie wiem dlaczego.
- Jesteś pewien, że nie podałeś im niczego trującego?- zapytałam patrząc jak zgraja szaraków powoli zaczyna się rozchodzić.
- Piłem i jadłem dokładnie to, co one- basior westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to, co nie jest trujące dla wilka, może być trujące dla królika?
[Absolem? Szukamy rozwiązania zagadki umierających królików na twoich przyjęciach;)?]
*Teoretycznie króliki, jak większość innych zwierząt, umieją pływać. Ale no.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz