Porcja suszu herbacianego wylądowała na wyciągniętej łapie Lacerty i już po chwili została poddana dokładnej wzrokowej analizie. Absolem obserwował badającą mieszankę wilczycę niemal cały czas, w przerwie tylko pochłaniając dwa ciasteczka z kolorowym lukrem. Po dłuższej chwili wyraz skupienia na pysku wadery zastąpiła pokerowa mina. Nie zdradzając nic w żaden sposób, Lacerta oddała popielatemu basiorowi liście. Wilk schował je do woreczka, po czym dokładnie zawiązał go rzemykiem.
– I jak, oględziny się udały? – zapytał, posyłając towarzyszce delikatny uśmiech. Odpowiedziała tym samym gestem, chociaż wydawała się być nieco zmieszana.
– Och, tak, tak. Co to za roślina? – zapytała nieco zbyt szybko.
– Oglądałaś susz jednej z czerwonych herbat – wyjaśnił Absolem. – Tak jak czarna herbata różni się od zielonej, tak czerwona różni się od nich obu zarówno smakiem, jak i zapachem. Możliwe, że po prostu nigdy jej nie piłaś.
– Rozumiem – odparła Lacerta, po czym upiła łyk brunatnego naparu. Tymczasem gospodarz nachylił się i chwycił pudełko z ciasteczkami, po czym przysunął do swojego gościa.
– Ciaste... – przerwał w pół słowa, dostrzegając za wilczycą niemałą grupę zbliżających się postaci. – Do białej herbatki, nie mogli wybrać innego dnia?
– O co chodzi? – zapytała Lacerta, odwracając się. Przez rozległą równinę kicało ku nim całkiem spore stado królików. Niewielkie wierzęta wydawały się być mocno wnerwione, co nie zdziwiło Absolema ani trochę. Już nieraz te puchate stworzonka nawiedzały go w trakcie herbatek, domagając się zadośćuczynienia za śmierć ich kolegów, braci, sióstr, kto wie, kogo jeszcze? Fakty były dwa: pierwszy – króliki zawsze ginęły na podwieczorkach Absolema, niezależnie, co im zaproponował i drugi – reszcie przedstawicieli tego gatunku nigdy się to nie podobało.
Nie, żeby śmierć bliskich powinna podobać się komukolwiek, ale wilk nie rozumiał, dlaczego musiały odwiedzić go akurat w trakcie świętowania zaparzenia największej herbaty na Pustkowiu. Dotychczas akceptował sporadyczne przerywanie mu picia zwyczajnych herbat, ale to zaszło już trochę za daleko.
– Problemy z królikami – wyjaśnił Absolem Lacercie. Wilczyca kiwnęła głową, zupełnie jakby dobrze wiedziała o talencie zielarza do zabijania tych stworzeń. Kto wie, może właśnie z obawy o własne życie wadera przyglądała się suszowi?
– Śmierć mordercy! – skandowały dzikie króliki, coraz bardziej zbliżając się do uczestników podwieczorku. Zielona Herbata Bez Cukru zeskoczył ze swojego krzesła, z dezaprobatą przyglądając się nadciągającemu tłumowi.
– Powinny się nauczyć, że to nic nie da – prychnął, machając ogonem i jeżąc nieco sierść na karku.
– Lepiej pójdę i z nimi porozmawiam – stwierdził Absolem, zsuwając się z krzesła.
– Jak chcesz to zrobić? Piszczeć i prychać? – zapytała Lacerta. Dopiero wtedy popielaty basior uświadomił sobie, że wilczyca nie zrozumiała królików, które musiały mówić w swoim własnym języku. Wilk spojrzał na towarzyszkę i posłał jej szeroki uśmiech szaleńca.
– A żebyś wiedziała – odparł i pobiegł truchtem w kierunku nadciągającej fali puchatych braci mniejszych. W połowie drogi jednak gwałtownie wyhamował. Zauważył, że króliki przyspieszyły, wydając bitewne okrzyki, a w ich oczach można było dostrzec niezwykłą dla tych zwierząt wściekłość. Absolem szybko przekalkulował swoje szanse i doszedł do wniosku, że nawet on, szaleństwo i dzbanek herbatki nie będą w stanie zatrzymać stada. Zielarz odwrócił się więc na pięcie i popędził w kierunku stolika. Ku zaskoczeniu wszystkich gości na podwieczorku, błyskawicznie wepchnął mebel wraz z nakryciem do swojego pozaprzestrzennego schowka. W międzyczasie króliki pokonywały ostatnie dzielące je od biesiadników metry. Basiorowi wystarczyło tylko jedno krótkie spojrzenie, by podjąć ostateczną decyzję.
– Wiejemy! – wrzasnął Absolem, po czym chwycił Kocimiętkę i zaczął uciekać, byle dalej od królików. Pozostali na szczęście mieli dobry refleks i już po chwili wszyscy pędzili w kierunku lasu, ścigani przez króliki żądne krwi popielatego basiora. Zielarz nie był zbyt szczęśliwy, że wciągnął w tę abstrakcyjną i absurdalną sytuację osoby zupełnie z nią nie związane, ale jak mógł przewidzieć działania zajęczaków? Teraz pozostawało im tylko uciekać i improwizować. Albo imprezować, co w biegu mogłoby jednak stwarzać problemy.
<Lacerta? Wybacz, że trochę bezwenowo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz