- Daleko? - pytam, bo choć Katana jest na tyle szczupła (a może nawet chuda), że mógłbym ją nieść przez przynajmniej pół dnia, to jeśli to faktycznie daleko mógłbym użyć Cienia, chociaż to nieroztropne. Nie znam tych samic, one nie znają mnie, więc pokazywanie swoich mocy i umiejętności jest po prostu głupie.
- Hmm... Dość daleko - odpowiada po chwili Alfa - prawie pół dnia wędrówki. Przy brzegu rzeki zrobimy postój.
- Dobrze- zgadzam się i nic więcej nie mówiąc, kładę się przed młodszą z samic. - Wchodź - zwracam się do młodej, która oczywiście zaczyna protestować.
- Nie trzeba, dam radę - czy ta mała nie ma choć krztyny samoświadomości? Już mam warknąć, coś czego pewnie nie powinienem, ale uprzedza mnie starsza z wader.
- Jesteś ranna i wycieńczona, więc lepiej będzie Theor doniesie cię do rzeki, potem, jeśli będziesz mogła, pójdziesz sama - tłumaczy, a młodsza samica kiwa głową, choć nie wiem czy zgadza się z argumentem, czy, co bardziej prawdopodobne, czy z powodu powagi Alfy. Nie ma to jednak większego znaczenia w obecnej sytuacji i już po chwili czuję, jak młoda przy pomocy wadery pakuje się na mój grzbiet i gdy tylko leży dość pewnie, podnoszę się.
- Możemy iść, Alfa? - pytam dość ulegle, wole nie mieć z nią na pieńku od samego początku.
- Tak, chodźmy - mówi samica i po podniesieniu lawendy kieruje się w stronę lasu, a ja podążam za nią.
[Katana? Jung Yunge?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz