Miejsce do którego zaprowadziła mnie Riley było dla mnie całkowicie nowe. Nie wiedziałem, że pod wodospadem kryje się takie ciekawe pomieszczenie.
- Pewnie, że idziemy! - Odpowiedziałem waderze, uśmiechając się i rozglądając.
Podbiegłem do samicy i w ślad za nią przeszedłem pod sporym korzeniem. Przed nami była lekka plątanina kłączy, z którą poradziliśmy sobie bez problemu, skacząc to nad jednymi, a nad drugimi przechodząc dołem. Gdy długim susem pokonaliśmy ostatni rdzeń, naszym oczom ukazał się niski, ciemny korytarz.
- Coś czuję, że to będzie wędrówka kilkudniowa. - uznałem, lecz bardzo ciągnęło mnie przed siebie, w głąb ciemności.
- Być może. - odparła, po czym ruszyła odważnie do przodu. Dorównałem Jej kroku, aby iść o łapę bardziej z przodu. No, dla bezpieczeństwa wadery oczywiście.
Wytężyłem słuch. W tym miejscu nie było już nawet słychać szumu wodospadu, czy porannego świegotu ptaków. Panowała tutaj wilgoć, lekki chłód (który był przy obecnej pogodzie naprawdę kojący), oraz taka.. niepokojąco przyjemna cisza. Jedynym dźwiękiem był odgłos naszych łap, oddechu, oraz od czasu do czasu - spadającej kropli, która kończyła swój lot, rozbijając się u podłoża na wszystkie strony. Nim się nie obejrzałem, szedłem już na lekko ugiętych nogach. Wadera zaś jedynie schyliła głowę. Przed nami wiły się zakręty, a po każdym z nich miałem wrażenie, że jest coraz węziej. Coś jednak sprawiało, że pragnąłem iść coraz dalej.
< Riley? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz