Podążając za Levithanem ostrożnie stąpałam po błotnistym podłożu. Z każdym krokiem zawiły korytarz stawał się coraz ciaśniejszy, a gleba coraz wilgotniejsza, jednak żadne z nas nie miało zamiaru się wycofać. Sama nie wiem czy kierowała nami teraz ciekawość, czy też chęć przeżycia prawdziwej przygody, ale zarówno jedna, jak i druga opcja zdawały się być w tym momencie jak najbardziej dobrymi motywami do dalszej wędrówki. Swoją drogą, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio w czyjejś obecności się tak dobrze bawiłam. Ta, bawiłam... Chyba powinnam powiedzieć czułam, bo naprawdę dawno nie cieszyłam się tak z czyjegoś towarzystwa. Fakt, trochę za długo byłam sama. Nie wiem czemu, ale coś głęboko w środku podpowiadało mojej zwariowanej łepetynie, że mogę mu zaufać. Ba! Już zaufałam. Tak po prostu? Mimo, że znamy się zaledwie... Hm, pomyślmy. Niecałe dwie doby? No na to wygląda. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, jednak coraz częściej dochodzę do wniosku, iż jestem potwornie naiwna i kiedyś może mi przyjść zapłacić za ten brak ostrożności. Rzecz jasna nie mam tu na myśli Levithana, bo wygląda na porządnego basiora z całkiem dobrymi rokowaniami na diagnozę pod tytułem najlepszy przyjaciel. Aj, znowu się rozpędziłam...
Nieoczekiwanie dało się słyszeć ciche syknięcie, najpewniej pochodzące z ust Levithana, które skutecznie wyrwało mnie ze zdecydowanie bezsensownych w obecnej sytuacji rozmyślań. Zaskoczona podniosłam wzrok na towarzysza stojącego przede mną.
- Stoisz mi na ogonie...
- Oj, wybacz... - w zasadzie nie wiem czemu, ale rozbawił mnie jego wyraz twarzy, jednak w porę pohamowałam chichot, który usilnie starał się przebić przez zamknięty pysk - Aj! - zacisnęłam zęby przy okazji wgniatając głowę w sufit - A ty na mojej łapie - mruknęłam starając się zrobić krok w tył, jednak korzenie wystające u góry skutecznie mi to uniemożliwiły i w efekcie wjechałam przednimi łapami w basiora, który z kolei poślizgnął się na błotnistym podłożu wywijając eleganckiego fikołka. Tym oto sposobem obydwoje wylądowaliśmy na glebie, lecz nie to było w tej chwili najgorsze, bowiem wylądowaliśmy... Eh, dosłownie jedno na drugim przy czym nasze nosy przypadkowo zetknęły się na moment. Gdy tylko zdążyłam ogarnąć co się dzieje odskoczyłam w przeciwnym kierunku. Spojrzeliśmy na siebie zmieszani. Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, które z nas miało teraz lepszą minę, ale z pewnością obydwoje musieliśmy wyglądać wyjątkowo komicznie. Oczywiście tym razem nie zdołałam okiełznać głośnego śmiechu, który udzielił się również Levithanowi. Korzystając z chwili nieuwagi samca, pacnęłam łapą w podłoże ochlapując go wodą. Nasze beztroskie przepychanki w kałuży przerwał dopiero tajemniczy odgłos niosący się dźwięcznym echem przez tunel.
- Co to było? - zastrzygłam uszami starając się zlokalizować źródło owego dźwięku.
- Nie wiem, ale myślę, że powinniśmy to sprawdzić - Levithan posłał mi chytry uśmieszek szybko podnosząc się z błota.
Levithan? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz