- To dziwne... - mruknął Levithan rozglądając się dookoła - Dałbym słowo, że coś słyszałem.
- Czekaj... Czujesz to? - podniosłam łapę czując podejrzane drżenie podłoża jakby coś za chwilę miało się... - Levithan, uważaj! - krzyknęłam odpychając basiora na bok, kiedy jedna ze skał usytuowanych u sufitu opadła zaledwie niecałe dwa metry dalej od nas, a podłoże dosłownie rozstąpiło się pod naszymi łapami.
- Uciekaj, już! - warknął samiec zrywając się na równe nogi.
Nie czekając na ciąg dalszy wydarzeń, pognaliśmy co sił w łapach przed siebie, jednak lawina kamieni z każdym susem zdawała się być coraz bliżej. W dalszym odcinku trasy niestety zabrakło już kryształów, które mogłyby oświetlić nam drogę, przez co byliśmy zmuszeni biec praktycznie na oślep, aż w końcu obydwoje przygrzmociliśmy w coś twardego.
- Nic ci się nie stało? - zapytałam naprędce, gdy towarzysz otrzepał się z pyłu.
- Nie, ale stanie się jeśli tu zostaniemy... - mruknął przebiegając wzrokiem po wnętrzu jaskini - To ślepa uliczka... - zacisnął zęby odwróciwszy się przez ramię.
Nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić tuż nad nami oderwała się kolejna skała, tym razem jednak przebijając podłoże na wylot, przez co w ułamku sekundy znaleźliśmy się gdzieś w ciemnych głębinach szczeliny.
~•~•~•~
Uchyliwszy powieki ciężko podniosłam się z ziemi, przebiegając spanikowanym spojrzeniem w poszukiwaniu przyjaciela.- Levithan! Levithan, gdzie jesteś?! - wołałam rozglądając się wokół, jednak nigdzie nie udało mi się dostrzec jego sylwetki, ani nawet wyczuć znajomego zapachu. Wszędzie panoszyły się jedynie kłęby pyłu i niestety jedyne co słyszałam to dźwięczne echo odbijające się gdzieś daleko w mrokach tunelu.
Przedzierałam się przez sterty gruzów całymi godzinami, w nadziei, że w końcu usłyszę jego głos. Gdyby mógł dać jakikolwiek znak, że nic mu nie jest, że żyje...
Czułam dziwny ciężar w płucach, jakby ktoś wbił mi tam kołek, przy czym łapy mimowolnie uginały się pod ciężarem ciała, a oddech stał się bardzo płytki. Ilekroć starałam się wziąć choć maleńki łyk powietrza, klatkę piersiową przeszywał silny, ostry ból. Wiedziałam co się dzieje, już to kiedyś przechodziłam, jednak nie w takich warunkach. Zamknięta przestrzeń to brak tlenu, a brak tlenu to... Nie trudno sobie sobie wyobrazić co dzieje się dalej.
Mimowolnie upadłam na glebę, wciąż ciężko dysząc. A więc to ma być już koniec? Tak po prostu? Że też nie puknęłam się w głowę, nim przyprowadziłam tu Levithana. Gdyby nie moje durne pomysły prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do czegoś takiego. I pomyśleć, że to wszystko moja wina...
Powoli przymknęłam oczy, a czas jakby zatrzymał się w miejscu.
Levithan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz