Zacząłem się bardzo uważnie przyglądać waderze. Miała na głowie trzy długie pióra, a jej ogon wydawał się za nią ciągnąć w nieskończoność. Nie odpowiadając na jej pytanie podszedłem do niej biorąc jej ogon w łapy i dalej mu się uważnie przyglądając.
- Co ty wyprawiasz?... - spytała Lacerta patrząc na mnie ze zdziwieniem.
Nadal nie odpowiadałem i owinąłem swoją szyje i nos jej ogonem. Jak ja kocham ciepełko... Wtuliłem się z przyjemnością w jej ogon. Nagle poczułem jak wadera rusza przed siebie i odwija mnie ze swojej kity. Zrobiła to tak nagle, że gdy już jej na mnie nie było wylądowałem pyskiem w trawie.
- Auć... Bolało... - wymamrotałem plując trawą.
Wadera gładziła swój nieco rozstrzepany ogon. Wypluwając ostatnie źdźbła trawy uśmiechnąłem się głupio.
- Wybacz... Mam słabość do miękkich i ciepłych rzeczy... A tak... Jestem Menace.
Nagle zauważyłem dziwną rzecz. Jej brzuch był taki... Dziwnie wypukły. Więc albo miała nadwagę albo...
- Zaraz wracam - powiedziałen skacząc w krzaki tam gdzie myślałem, że chyba poleciał zając. Na szczęście
się nie myliłem. Zwierzak powoli przeżuwał w pyszczu trawę. Zacząłem się składać w jego stronę i w odpowiednim momencie skoczyłem na niego łapiąc go mocno za kark. Po pewnej chwili już się nie ruszał. Triumfalnie poszedłem w stronę gdzie była Lacerta. Położyłem przed nią szaraka.
- Masz. Ja złapie sobie coś innego, a w twoim stanie głodówka to najgorszy scenariusz.
(Lacerta?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz