wtorek, 10 lipca 2018

Od Theor’a c.d. Katany


****

Moja towarzyszka zdecydowanie była realna, choć kiedy ją zobaczyłem, myślałem że mam omamy. Była tak podobna do Kali… Stop! Myślenie o tym nie było ani mądre, ani dobre, ani bezpieczne. Aby zmienić kierunek swoich myśli, dokładnie przyjrzałem się waderze. Była bardzo młoda, dość szczupła i wysoka, a także widocznie wycieńczona. Oddychała ciężko i nierówno… Chwila, czy to krew? Niedobrze, bardzo niedobrze.
- Krwawisz - stwierdziłem patrząc na białą samicę, która stała naprzeciwko mnie lekko drżąc. - Dlaczego?

Wilczyca nie odpowiedziała, co nieszczególnie mnie zdziwiło. Nie była zbyt rozmowna. Zacząłem węszyć aby sprawdzić w jakiej odległości znajdują się najbliższe, potencjalnie niebezpieczne, stworzenia.
Inne wilki znajdowały się kilka, może kilkanaście kilometrów od nas, co dla mnie nie jest jakoś szczególnie daleko, nie byłem jednak pewny czy wilczyca ma wystarczająco dużo sił, aby gdziekolwiek iść, tym bardziej jeśli coś pójdzie nie tak i trzeba będzie uciekać. Mogę, co prawda, zostawić ją tutaj i sam pójść po wilki, ale to potrwa, a jeżeli okolica nie jest aż tak bezpieczna jak mi się wydaje, to może być z nią krucho. Mógłbym też zawyć i czekać, aż wataha nas znajdzie. Chociaż jak to zrobię, a wilki nie będą zbyt towarzyskie to mamy problem. Znaczy ja mam bo teoretycznie rannemu wilkowi, który prosi o opiekę, Alfa powinna pomóc. Gorzej ze mną, zwłaszcza jeśli uznają, że to ja jej coś zrobiłem. Zerknąłem na osłabioną samicę, która teraz leżała obok mnie, i zawyłem. Wilczyca próbowała proderwać się do góry, ale z brak sił nie mogła, więc tylko patrzyła na mnie jakbym stracił rozum. Wiedziałem wtedy, że podjąłem dobrą decyzje.
- Czemu to zrobiłeś? - zapytała przestraszona wadera. - Przecież teraz wiedzą gdzie jesteśmy i mogą nas znaleźć.
- Właśnie sama sobie odpowiedziałaś - odburknąłem i zawyłem znowu.

Wadera znowu spróbowała wstać, a gdy jej się to nie udało jej oczy zaszły łzami i spojrzała na mnie oskarżycielsko.
- Czemu to robisz? - spytała słabo.
- Ponieważ jesteś ranna i potrzebujesz kogoś, kto zna się na leczeniu.
- Ale, ale…
- Nie! Nie ma żadnego ale - przerwałem. - Krwawisz i nie umiesz ustać na łapach, więc prędzej czy później cię znajdą. Dla ciebie lepiej żeby jednak wcześniej, bo to może być coś poważnego. Jeśli przestrzegają prawa to nic ci nie zrobią. Rozumiesz, dziecko? - znowu zawyłem i tym razem odpowiedziało mi wycie.


[Levithan?/ Riley? lub jakiś chętny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics