Ostatnio dostałam pewien eliksir. Chcę mieć grupkę szczeniaków, więc chętnie wypiłam zawartość. Przez chwilę zaczął mnie dziwnie boleć brzuch. Znaczy to nie było takie bolesne, ale tak przez chwilę czułam jakbym miała cięższy brzuch. Trochę mi potem przeszło. Teraz muszę na siebie uważać. Co chyba mi nie wyjdzie. Może poproszę kogoś o pomoc? Nie no co ja mam 3 miesiące, żeby kogoś prosić? Sama sobie poradzę. To tylko ciąża hehe... O matko to będzie okropne. To dopiero pierwszy dzień, a ja normalnie się już martwię. Już się boję co będzie potem... zachcianki, zmiany nastroju... Będę musiała więcej jeść, bo najpierw jedzą maluchy w brzuchu, a dopiero potem ja. Tak mi mówiła mama. Koniec na razie tego tematu, bo zaraz oszaleję. Wstałam i wyszłam z jaskini. Przypomniało mi się jak Oblivon odprowadził mnie do domu. Chyba go zaczynam lubić. Jednak nie zapomnę mu tej gałęzi, która na mnie zleciała. W sumie na razie nie będę z nikim za bardzo gadać. Może powiem alfie potem, że jestem w ciąży... takiej dziwnej, bo z eliksiru, ale jednak. Na razie muszę pobyć sama. Miałam ochotę na królika. Szybko wytropiłam ofiarę i potem się zajadałam. Poszłam na wszelki wypadek na zwiady. Tak w sumie to po prostu poszłam, bo trochę mi się nudzi i zrobię coś przydatnego. Przeszłam się i obserwowałam uważnie teren. Było spokojnie. Postanowiłam, że pójdę nad wodospad. Byłam niedaleko, bo usłyszałam szum wody. Podeszłam bliżej i usiadłam nad brzegiem. Zamknęłam oczy i wyciszyłam swoją duszę czy jak to tam nazwać. Czasem mogę być zbyt żywiołowa, ale też czasem potrafię być spokojna jak tafla jeziora. Jednak nie mogę być zbyt spokojna, bo czuję się tak nieswojo. Ciekawe ile będę mieć szczeniaków. Może będzie to miało coś wspólnego z moim naszyjnikiem. Chciałabym, żeby byli jak yin yang... różni, ale potrafią się dogadać. Może to tylko moje głupie marzenia, ale kto wie? Nie mogę się tego doczekać. Medytowałam trochę nad tym wodospadem i potem udałam się powoli w stronę domu. Nuciłam sobie coś pod nosem i przypomniało mi się, że ćwiczyłam sztuki walki, a nawet z tego nie korzystam. Na razie sobie odpuszczę, ale muszę znowu potrenować. Jak co wieczór odprawiłam mój rytuał, czyli patrzenie w gwiazdy i poszłam tym razem nie spać, ale znalazłam kamień, którym można rysować po ścianie jaskini. Zaczęłam szkicować różne rzeczy np. yin yang i moie szczeniaki (chyba coś mi odbija powoli na tym punkcie). Narysowałam nad nimi siebie, żeby było widać, że jestem ich matką. Co prawda nie są to rysunki największej jakości, ale zawsze coś. Może to będzie taka tradycja.
- Oooo wiem! Narysuję to jako drzewo genealogiczne! - powiedziałam sama do siebie i zabrałam się do mazania po ścianie. Każdy następny będzie rysować swoją część. Zaczęłam od dołu i zostawiłam miejsca nawet dużo. Rysowanie łapą jest ciężkie. Kiedy zaczęła mnie boleć, przestałam rysować i odstawiłam kamień koło miejsca gdzie śpię. Po chyba 2 godzinach rysowania, poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz