Noc była wyjątkowo ciepła zważywszy na nieprzychylną porę roku. Gwiazdy świeciły jasno, ukazując piękno otaczającego mnie świata. Otworzyłam pysk, pozwalając by jesienne powietrze dostało się do mojego pyszczka. Zdjęłam maskę, zdając sobie sprawę z późnej pory – zapewne wszystkie wilki spały w swoich jaskiniach. Ja jednak bałam się zasnąć z powodu wizji i koszmarów, które męczyły mnie coraz częściej od rozłączenia się z Hearthem. Zdecydowałam się na spacer, obiecując sobie, że później położę się na sto procent. Od razu po wejściu w las opuściły mnie wszelkie smutki. Czułam się wolna. Uszczęśliwiona zawyłam i ruszyłam biegiem w nieznanym mi kierunku. Nie wiem, ile czasu dawałam upust emocją. Zatrzymałam się, dysząc ciężko. Usiadłam, a przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Przez chwilę nie ruszałam się z miejsca, próbując zorientować się gdzie jestem.
„No tak” – pomyślałam. – „Nowa wataha, nowe tereny.”
Westchnęłam, rozglądając się. Do mojego nosa dotarły zapachy zwierzyny, rosy i… obcego mi wilka? Racja, nie znam jeszcze wszystkich członków stada, lecz z doświadczenia wiedziałam, że nie wszyscy „nowi znajomi” są tak mili na jakich wyglądają. Wstałam, naprężyłam się i wysunęłam kły.
- Pokaż się – warknęłam, powoli zbliżając się miejsca przebywania obcego.
< Arles? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz