Rozciągnąłem świeżo rozgrzane mięśnie. Jak ja nienawidzę upałów! Smoliście czarne futro kompletnie nie pomaga podczas skrajnych temperatur a lekki zefirek pożegnał mnie dobrych kilka godzin temu. Pogoda w górach jest zmienna i ewidentnie testuje moją cierpliwość. Jedynie śnieżny łeb i szary kark ratują mnie przed żarem ale tak to już w życiu bywa. Matka Natura zawsze postawia przede mną nowe wyzwania, więc w tym roku mam zamiar zmierzyć się oko w oko z niedźwiedziem. Na moje nieszczęście, nie mogłem znaleźć żadnego okazałego samca a jedynie matki z dziećmi. Czy ja wyglądam na tak brutalnego? Takim oto sposobem przedostałem się przez Góry Północne na tereny należące do jakiejś watahy. No właśnie... Watahy. W powietrzu unosił się zapach wielu wilków a ja przemieszczałem się z wiatrem, przez co zapewne zostałem już dawno zidentyfikowany jako zagrożenie. Nierozsądnie było by się wpakować w kłopoty, na dodatek w pojedynkę.
Cichy szelest suchej trawy, lekki oddech... Nieznajoma istota skradała się ku mnie od zachodu. Zwinnie przyspieszyła by zaraz zwolnić. Wiatr obrócił się na moją korzyść. Niezgrabny szelest, drapnięcie pazurków... Czy to zając? Nieznajoma istota wyskoczyła z gracją na ścieżkę, chcąc zaatakować spóźnionego zająca, jednak zamarła na mój widok, przez co szaraczek zwinnie umknął niechybnej śmierci
-Kim jesteś?- zapytał basior, zerkając na mnie z ukosa.
Milczałem stojąc gotów do walki. Odwrót nie wchodził w grę. Woń basiora unosiła się w powietrzu, przypominając zapach żywicy, wyrazisty i przepełniony mocą watahy. Poruszyłem uszami aby skontrolować teren. Wciąż byliśmy sami.
-Przedstawisz się w końcu? To bardzo niegrzeczne nie odpowiadać gdy inni grzecznie pytają. - warknął poirytowany. -Twa godność?
-Wybacz. Jam Sitri.- odparłem spokojnie, opuszczając gardę.
-Jesteś sam? W jakim celu przybywasz?- kontynuował rozmówca uspokoiwszy się nieco.
-Mości Panie chciałbym zapolować na niedźwiedzia. Przybywam samotnie.
Odwróciłem łeb aby wilk spokojnie mógł mnie obwąchać i ocenić moją prawdomówność. Basior zerknął na mnie uważnie, na grzbiet i kark, po czym powiódł swym wzrokiem po moim ciele, jakby chciał przekonać się do czego się nadaję.
-Chodź za mną dziwaku. Idziemy do alfy- rozkazał ruszając traktem, co jak zwykle przemilczałem wedle mego zwyczaju.
(Czy jakiś szanowny basior zechce dokończyć?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz