Obudziłam się rano, po walce jaka była ostatnio. Miałam tylko lekko zranioną łapę. Polizałam ją i wyszłam z jaskini. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Poszłam na polowanie. Obserwowałam las, czy nic tam nie ma, ale nagle zauważyłam sarnę. Zbadałam jeszcze szybko okolice, czy nie ma innego zwierza w pobliżu i zaczęłam się skradać. Uważnie obserwowałam moją ofiarę i uważałam, gdzie daję łapy. Schowałam się za krzakiem i rzuciłam na sarnę. Ta zaczęła uciekać, a ja biegłam tuż za nią. Postanowiłam zaskoczyć ją od drugiej strony, więc biegłam między drzewami. Unikałam ich nawet dobrze. Nie jestem dobra w bieganiu, ale na samym końcu pogoni, wysunęłam do przodu i wyskoczyłam tuż przed moim śniadaniem. Rzuciłam się na nią, zanim ta mnie przeskoczyła i potem już nie wstała. Zaczęłam się zajadać. Po "biednej" sarence nie zostało prawie nic. Wróciłam zadowolona po polowaniu do mojej jaskini. Siedziałam tam, bo na dworze nie dało się wytrzymać. Chociaż przeżyłam na pustkowiu, to mogłam tam spokojnie umrzeć, więc nie chciałam się więcej tak narażać. Jedyne co robiłam, to zbierałam trawę i wodę, żeby rozcieńczyć trawę. Zaczęłam się nią bawić i tak mi zleciało popołudnie. Pod wieczór wyszłam sobie tym razem na trawę, żeby pooglądać gwiazdy. Jak zwykle były piękne.
~W sumie chciałabym z kimś pogadać o moich przemyśleniach na temat gwiazd.~ - pomyślałam.
Jak na zawołanie patrząc się w gwiazdy, poczułam, że na kogoś wpadłam. Chodziłam powoli, więc się nie przewróciłam, ale przez białe światło z księżyca, moje oczy trochę tak nie zobaczyły na kogo wpadłam. Zobaczyłam tylko, że jest to basior.
< Któryś z basiorów? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz