Spojrzałem na Riley. Oczywiście, że nie chcę się już rozdzielać. Szczerze powiedziawszy, to chciałbym by nigdy nie odeszła na krok, ale tak się przecież nie da. Chyba nigdy nie czułem takiego przywiązania do kogoś.
- Jesteś zmęczona, odprowadzę Cię. - powiedziałem odwracając wzrok. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, a co najgorsze, że ze mną samym.
- Wszystko w porządku? - zapytała wadera. Oh nie, Riley, nic nie jest w porządku, ale nim sam nie dowiem się, to chyba lepiej milczeć.
- Jak najbardziej. - Wstałem z westchnieniem. Uśmiechnąłem się, chociaż poczułem jakby było mi słabo.
Drogę do jaskini przebyliśmy w niepokojącym milczeniu, Riley, nim weszła do swego miejsca zamieszkania, zapytała raz jeszcze czy wszystko na pewno jest dobrze. Tym razem tylko spojrzałem z wymownym uśmiechem. Do swej jaskini poszedłem dość ociężale. Kładąc się wewnątrz gawry uznałem, że to tylko zmęczenie.
~~~
Ze snu zbudził mnie krzyk. Riley. Wadera stała u wejścia, a niewielkie skałki dookoła latały w kółko nad mną. Moje oczy świeciły jasnym światłem, a mi samemu było niezwykle gorąco. Wstałem gwałtownie, a kamienie opadły z hukiem prawie, że na mnie.
- Ouhh.. - wymamrotałem jedynie rozglądając się ze zdziwieniem dookoła.
- Co to... było? - zapytała lekko przestraszona wadera.
- Sam nie wiem. Miałem sny - wyszedłem z kręgu jaki ułożyły skałki. - tylko nie pamiętam jakie.
Uśmiechnąłem się, ale wadera nie odwzajemniła uśmiechu.
- Coś nie tak? - zapytałem przechylając głowę.
< Riley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz