Spotkaliśmy alfę. Czyli jednak węch mam dalej dobry. Rozmawialiśmy chwilę. Znaczy to bardziej inni gadali niż ja. Jung Yunge spytała się co ze mną. Oczywiście powiedziałam, że wszystko jest ok. Przecież nie powiem: "No nie jest dobrze, bo ten oto wilk sprawił, że spadła na mnie gałąź!". Aż taka zła nie jestem.
- A Tobie, napastniku? - zaśmiała się wadera, pytając odnośnie jego samopoczucia. - I jak Ci na imię?
- Wszystko dobrze i jestem Oblivon.
- Miło mi cię poznać. - odpowiedziała przyjaźnie.
- Chcesz dołączyć do watahy? - zapytałam znudzona.
- Jasne czemu nie. O ile mogę.
- Oczywiście, że możesz. Witam wśród nas.
Szliśmy powoli w stronę osady głównej. Po drodze napotkaliśmy jeszcze parę innych wilków z watahy. Jestem tutaj od bardzo niedawna. Nikogo praktycznie nie znam no poza wyjątkiem basiora i alfy... Ja sunęłam się na końcu, bo zazwyczaj bardzo wolno chodzę. Czasami patrzyli się na mnie, żebym przyspieszyła, ale ja dalej się wlokłam na końcu. Chciałam z nimi pogadać, ale nie lubię za kimś się ganiać tylko dlatego, żeby porozmawiać o pogodzie. Miałam czas, żeby pooglądać naturę i odzyskałam mój dobry humor. Droga była niewielka. Pomimo mojego znienawidzenia do chodzenia, jednak przeszłam tą wycieczkę z ochotą. W końcu kogoś poznałam. Kiedy przyszliśmy, ja poszłam do siebie, a Jung zaczęła oprowadzać wilka po terenie. Poszłam do siebie, żeby odpocząć od tego niesamowitego gorąca i pod koniec dnia, poszłam oglądać zachód słońca na górze jaskini. Uwielbiam noc.. w sumie jak patrzę na gwiazdy i księżyc, to odnajduję tam cząstki siebie. Takiej rozdartej na milion kawałeczków szczeniaka, który jest w nowym, ale cały czas tym samym otoczeniu. Zrobiło się lekko depresyjnie... W sumie czasem muszę mieć takie dni na przemyślenia, albo bardziej noce. Nie wiem ile czasu minęło, ale nawet późno poszłam spać. Noce nie były takie ciepłe. Jednak po jakimś czasie leżenia na zimnym kamieniu, przyzwyczaiłam się i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz