Zza krzewów wyskoczyła ogromna pantera o futrze czarnej barwy.
- Co.. to jest? - zapytałem zdezorientowany odwracając łeb do Riley.
- Uciekaj. - wyszeptała, tonem wręcz przestraszonym. Faktycznie, kotowaty osobnik nie wydawał się być zbyt przyjaźnie nastawiony. Usłyszałem dźwięk przesuwanych kamieni tuż za mną, oraz waderą. No nie, kurde, znowu.
- Biegnij. - rozkazałem waderze. Wydawała się wahać. - Biegnij!
Gdy krzyknąłem, zwierzę skoczyło tuż na nas, a Riley odskoczyła w bok. Czarno-futre stworzenie wylądowało między nami, lecz od razu nawracając się, skoczyło na mój grzbiet, sprawiając, że straciłem równowagę i upadłem na ziemię.
- Riley, do cholery, uciekaj! - warknąłem. Wadera zaczęła się cofać. Rzuciłem Jej spojrzenie w którym było ukryte słowo "teraz.", a samica zaczęła biec, chociaż po chwili się zatrzymała i mając lewą przednią łapę w górze, spojrzała na mnie i sporych rozmiarów kota.
Wstałem z impetem, a kamienie lewitujące wewnątrz jaskini jakby na komendę przywaliły z hukiem w zwierzę. Wydawało się być ogłuszone, usiadło.
- Biegnij. - wyszeptałem patrząc waderze w oczy. Chyba odczytała ruch pyska, bo faktycznie to zrobiła.
Gniew, który zaczął rodzić się w moim ciele był taki nieznany... Napastnik wyglądał także na dość rozwścieczonego, ale moje kamienie chyba dość mocno mu przywaliły.
- Biedny kotek. - powiedziałem przez zęby i ruszyłem w pogoń za waderą. Im dalej od otumanionego zwierzęcia, które kątem oka widziałem, że poszło w drugą stronę niż ta w którą biegnę, to czułem coraz większy spokój, oraz opanowanie. Będąc w miarę daleko, znalazłem Riley. Siedziała na drzewie, wyraźnie wyczekując.
- Nic Ci nie jest? - zapytałem z troską, patrząc ku górze.
- Mi? Pytanie czy Tobie nic nie jest! - powiedziała zeskakując z drzewa.
- Nie... ze mną wszystko dobrze, jedynie nieco boli mnie głowa - uśmiechnąłem się delikatnie. - Zwierze... oberwało kamieniem i poszło sobie. - przewróciłem oczami. Nie wiem czy chciałem mówić waderze o tym, że w akcie nerwów przedmioty wokół mnie zaczynają lewitować.
- Levithan... widziałam. Te kamienie... unosiły się! Jakby same.. powiedz, o co w tym wszystkim chodzi. - ostatnie słowa Riley wypowiedziała dość mocno stanowczo. Chyba nie miałem wyjścia.
- Usiądź, to jest niezła opowieść... - westchnąłem.
Wyjaśniłem waderze, że to jest właśnie moja moc, nad którą nie potrafię panować. Wytłumaczyłem, że przez zbyt silne emocje, takie jak gniew i strach, wszystko dookoła zaczyna się unosić i że przez ostatnie lata to było uśpione, ponieważ nauczyłem się czym jest spokój ducha.
< Riley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz