Obudziłam się bardzo wcześnie. Akurat nie wiem czemu, ale nie chciało mi się dalej spać. Jest na razie chłodno, więc może pójdę w góry? Góry Północne są ponoć śliczne. Płynie tam też rzeka i jest jezioro, ale w sumie najkrótsza droga wiedzie przez pustkowie. Jeżeli do południa nie dotrę na drugi koniec pustkowia, to będzie po mnie. Jednak powoli zebrałam się w podróż. Z tego, że dopiero co wstałam, ciągnęłam łapę za łapą zaspana. Potem zaczęłam iść moim normalnym, ale i tak wolnym chodem. Przez chwilę musiałam wyczaić, co gdzie jest. Inaczej mówiąc, w którą stronę iść. Poszłam w stronę łąki. Tak jak myślałam, tuż za nią było pustkowie. Grunt był jeszcze chłodny, po chłodnej nocy i tak zaczęłam sobie dreptać w stronę gór. Po niedługim czasie szłam lekko szybciej, bo czułam, że robi się coraz bardziej gorąco. Jednak bardzo wolno, ale jednak zaczynało mi się nagrzewać futro. W sumie ja lubię się wszystkim zachwycać, więc oceniałam też leżące kamienie. Czy są ładne, czy są brzydkie. Po jakiejś godzinie chodzenia, zatrzymałam się. Nie lubię chodzić, bo łapy zaczynają mnie szybo boleć. Odpoczęłam chwilę i potem szłam dalej. Co chyba 15 minut robiłam sobie takie przerwy, aż w końcu chyba w połowie drogi zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie teraz iść.
~Straciłam orientację w terenie tak szybko?!~ - pomyślałam przerażona.
Uspokoiłam się jednak i pomyślałam jak jakieś sławne postacie radziły sobie w takich sytuacjach. Albo zawracały, albo szukały kogoś do pomocy. W sumie ja nie wiem, gdzie znaczy "zawrócić". W którą stronę zawrócić? Przez to, że kręciłam się w różne strony, to nie wiem skąd przyszłam. Ugh zawsze mam takie szczęście. Przez to, że zatrzymywałam się mnóstwo razy, czas mi uciekł. Do południa coraz mniej czasu... Futro nagrzało się do takiej temperatury, że zamiast iść, zaczęłam się czołgać po ziemi. Co pogarszało sytuację, bo ziemia była gorąca. Wywaliłam język i wstałam na równe łapy. Nie mogłam się poddać. Nie chcę być słaba i przestać walczyć z czymś takim. Zobaczyłam na ziemi cienie sępów, które nade mną krążyły. Akurat dzisiaj nie dostaną pożywienia. Nagle zobaczyłam jakieś zwierzątko. To nie był wilk, ale przez to, że jestem taka przegrzana, nie mogę wyczuć co to, albo kto to. Zebrałam w sobie siły. Dreptałam jak rano, łapa za łapą, ale chciałam zobaczyć co tam jest. Kocham takie przygody. Moją motywacją, był też chłód jaki mogę tam mieć w górach. Ledwo co szłam, ale jednak.
- Poczekaj... - szepnęłam do zwierzaka, ale na pewno nie usłyszał.
Zaczęłam biec i tuż przed stworzeniem wywróciłam się na pyszczek. Otrzepałam się z pyłów i spojrzałam na stworzenie. Był to fenek.. Taki malutki lisek o białej sierści i dużych uszach. Były one aż za duże.
- H-hej.. - powiedziałam wstając.
- Witam... gorąco ci jak widzę.. Chodź za mną. - odparł lisek i poszedł przed siebie.
Poszłam za nim i po jakimś czasie, zobaczyłam nawet dużą dziurę w ziemi...
- Czy to jest bezpieczne? - zapytałam.
- Jasne, w końcu tam mieszkam. - odparł wpychając mnie obok dziury. - Spokojnie nic ci nie będzie.
Skoczyłam do dziury i zsunęłam się do chłodnej, małej jaskini. Było tam nawet małe źródełko wody! Łapczywie zaczęłam pić i usłyszałam jak lis zjeżdża do mnie.
- Dziękuję... dlaczego mi pomogłeś? - zdziwiłam się.
- Bo wiem jak to jest, gdy nie ma się schronienia na takim pustkowiu.
- Jak masz na imię drogi lisie?
- Jestem Max, a ty droga wadero? - zapytał podobnie do mnie.
- Ja jestem Teneko. Mieszkam na terenie watahy od niedawna. Miło mi cię poznać.
- Mnie również. Tylko nie wypij wszystkiego...
- Którędy do Gór Północnych?
- Musisz zadawać tyle pytań? A co do położenia gór, to poprowadzę cię do nich.
- Dzięki wielkie. - uśmiechnęłam się do Maxa.
Położyłam się na ziemi i poszłam na drzemkę. Może nie powinnam tak ufać byle komu, ale w końcu uratował mi życie. Obudził mnie dotyk małej łapki, więc wstałam i walnęłam przypadkiem głową o sufit.
- Wiem, że minęło pół godziny, ale chodźmy już. Nie chciałbym cię wypraszać, ale tak nie do końca ufam wilkom. - zaśmiał się nerwowo.
- Nie no luz. - odparłam. - Już się zbieram.
Napiłam się łyk wody i poszliśmy w stronę gór. Po jakimś czasie byłam tuż przy górach. Pożegnałam się z fenkiem i ruszyłam dalej sama. Dotarłam do Górskiej Rzeki. Przeskoczyłam po kamieniach na drugą stronę i nad rzeką leżałam sobie trochę. Wiem, że to niebezpieczne, ale przetrwałam już takie piekło, więc co mi może zrobić jakaś rzeka? Będę się z tego jeszcze śmiać. Rzucałam kamykami w wodę, ale takimi małymi oczywiście. Leżałam sobie i ogólnie takie tam różne małe rzeczy robiłam. Przesiedziałam prawie cały dzień w górach i zaczęłam wracać dookoła. Szłam wzdłuż rzeki. Dotarłam do jeziora i dalej szłam sobie lasem. Przeszłam przez most i doczłapałam się do osady. Podziwiałam widoki oczywiście po drodze. Zapolowałam na 2 króliki. Zatrzymałam się i zjadłam z apetytem. Idąc w lesie, było mi mniej gorąco, bo drzewa tłumiły promienie światła. Ten dzień był ciekawy. Był chyba najciekawszym dniem jaki miałam w życiu. Chociaż nie wiem, czy spędziłabym go tak raz jeszcze. Bardzo bym chciała komuś opowiedzieć co mnie spotkało, ale to przy innej okazji. Wieczorem też patrzyłam na gwiazdy i księżyc. Niebo jest takie piękne... Jak umrę, to chcę tam być wśród gwiazd i patrzeć na następne pokolenia wilków. Zeszłam z góry jaskini i weszłam do środka. Położyłam się wygodnie na jakiejś półce skalnej. Moje powieki lekko zaczęły spadać. Lecz rozmyślałam jeszcze co zrobić następnego dnia. W sumie to nie wiem, ale wszystko okaże się jutro. Jak na razie muszę się zadowolić tym co zrobiłam dzisiaj. Z takimi przemyśleniami zasnęłam jak mały szczeniaczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz