czwartek, 23 sierpnia 2018

Od Katany [Quest nr #3]

Wprawdzie dni powoli stają się krótsze, noc nadchodzi szybciej, lecz temperatura dalej daje mi nieźle popalić. Nie przepadam za gorącem, zwłaszcza, że przy intensywnym wysiłku nie jestem w stanie oddychać, a krew cofa mi się do gardła i wąskimi strumyczkami nieraz leci z pyska. Rano alfa zawiadomiła mnie, że potrzebuje pomocy z paroma rzeczami i poprosiła o obecność w jej jaskini gdy nastanie wieczór. Z racji, że miałam jeszcze nieco czasu, postanowiłam zdrzemnąć się na gałęzi pobliskiego drzewa. 'Uh.. jak duszno..'-pomyślałam. Niestety, niewydolność płuc w takie dni jak ten staje się niezwykle problematyczna. Oparłam łeb na korze. Dlaczego właściwie każdy wilk, prócz szczeniąt Lacerty oczywiście, odkrył chociaż jedną swą moc, a ja do dziś żadnej? Przybrałam zniesmaczony wyraz pyska i przymrużyłam oczy. To chyba kompleksy. Tylko, dlaczego teraz dopiero zaczęły mi tak doskwierać? Przecież żyję ładnych parę lat, a nigdy brak magicznych zdolności nie był problemem. Machnęłam ogonem. Wiercąc się i kręcąc, w końcu nie zasnęłam. Z ciężkim westchnieniem delikatnie zeskoczyłam na miejscami spaloną od słońca trawę. Smętnym krokiem ruszyłam do serca watahy. Jung Yunge zastałam w jej jaskini. Najwyraźniej spodziewała się, że będę wcześniej.
- Co Ty taka podłamana, towarzyszko? - zapytała. Jung jest wyraźnie optymistyczną osobowością. Widać to prawie na każdym kroku, nie ukrywa tego.
- Próbowałam zasnąć, ale coś nie wychodziło... i ta pogoda. - odpowiedziałam unikając powiedzenia co tak naprawdę mnie gryzie.

Wadera jak się okazało potrzebowała kilku rad i spędzenia czasu na rozmowie. Jest towarzyska, a rzadko rozmawiamy, więc dlatego wybrała właśnie mnie. Zaproponowała mi przenocowanie u siebie, ze względu na to, że był środek nocy, gdy nasza rozmowa dobiegła końca, a moja własna jaskinia znajdowała się na drugim końcu Głównej Osady. Miałam ochotę na spacer, więc podziękowałam za propozycję, lecz odmówiłam. Idąc powolnym krokiem, rozkoszowałam się ciszą panującą dookoła. 'Moja moc'- te słowa wręcz przeszyły me myśli. Eh, chyba łatwo o tym nie przestanę sobie przypominać. Smętnym kłusem wbiegłam do jaskini, rzucając się ciężko na podłoże, pod przyjemnie chłodną ścianą. Zamknęłam oczy i odpłynęłam ~

*~*~*~*

Z dość niestabilnego snu zbudziły mnie - po niecałej godzinie - nietoperze. Były wyraźnie spłoszone. 'Co one tu kurde robią?'-pomyślałam. Wstałam lekko zezłoszczona, że mój sen został w taki sposób przerwany, jednakże ciekawiło mnie, czegoż to się tak przestraszyły. Wyjrzałam z jaskini - kierunek z którego leciały to zachód. Plaża? 'Eh, pewnie sztorm lekki jest, a te od razu w panikę.'-nasunęły myśli. Gdy miałam zawrócić i znów że położyć się do błogiego snu, usłyszałam łamanie gałęzi, oraz  dźwięk przypominający rżenie. Chwila, co? Rżenie? Nastroszyłam uszami. Ponownie odgłosu nie usłyszałam, ale kroki już owszem. Postanowiłam to zbadać. Im dźwięk stawał się wyraźniejszy, tym mocniejszy strach władał moim ciałem. Niestety, ciekawość była silniejsza. Kroki stały się wyraźne, był to stukot kopyt. Łącznie ze rżeniem, łączyło mi się to w całość - koń. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek o koniach na terenach naszej watahy, ale wydawało mi się, że kompletnie nikt nic nie wspominał o tych stworzeniach. Zwłaszcza w tych rejonach. Wpełzłam pod krzaki. Cichuteńko zakradłam się, by poobserwować.
- Co do... - wyszeptałam. Moim oczom nie ukazały się konie, a stworzenia jedynie je przypominające. Nie miały do końca pewnej, stałej formy. Wydawały się połączeniem kopytnych z.. wodą? Zmrużyłam oczy. Kelpie.
Panika która zawładnęła moim ciałem była nie do opisania. Jestem przecież tylko zwykłym wilkiem, bez jakichkolwiek magicznych zdolności. Do tego delikatnej postury. Moja siła jest często niewystarczająca by upolować cokolwiek większego niż młoda sarna. Jedyne co mnie ratuje, to szybkość. Ucieczka. Tak, ucieczka wydała mi się jedynym słusznym rozwiązaniem. Niestety poczułam podekscytowanie. O Kelpie słyszałam jedynie z opowieści, a teraz widziałam je na żywo. Miałam ochotę ich dotknąć, zobaczyć z czego są w ogóle zrobione, bo na ciało takie jak u np. wilka to mi nie wyglądało. Zaczęłam się wycofywać. Wodne istoty są piękne, lecz zagrażają życiu mieszkańców watahy. Nie ma mowy, bym w pojedynkę spróbowała je przepędzić - zginęłabym.
Szłam ostrożnie, lecz szybko. Nie mogły mnie usłyszeć, bo rzuciłyby się do ataku, to jest wręcz pewne.
Uznałam , że jedyną słuszną osobą, która by nie wysłuchała - będzie alfa. Podbiegłam do jej jaskini, niestety (a może i lepiej?) moje gwałtowne kroki zbudziły Jung Yunge.
- Co się dzieje, Katano? - zapytała z przymkniętymi jeszcze oczami, po czym ziewnęła.
- Przepraszam, że budzę, ale myślę, że to ważne. - odrzekłam. Oj będę musiała wynagrodzić alfie to zbudzenie...
- Na tyle ważne, że nie mogło poczekać do rana? - podniosła się ciężko.
- Tak. Pilne wręcz... chodzi o.. ym.. - zawahałam się. A co jeżeli tylko mi się wydawało? Nie, niemożliwe. Ale... co jeśli Jung Yunge mnie wyśmieje? Powie, że Kelpie to tylko w dziecinnych bajkach występują? Co prawda, wiele rodziców opowiada historie o tych nadnaturalnych konio-podobnych stworzeniach swoim szczeniętom, szczególnie gdy wieczorami nie chcą wracać do jaskini i chadzać wcześnie spać. Ja sama pamiętam, jak matka opowiadała mi o nich, bo miałam tendencję do uciekania po nocach z jaskini.
- Katano, o co chodzi? - przerwała ciszę nieco zniecierpliwiona. Właśnie, pogrążyłam się w myślach... przestąpiłam z łapy na łapę.
- Kelpie. - wyszeptałam nieśmiało. Głupio to brzmiało, a wadera nie wydawała się poruszyć tym słowem.
- Chodzi Ci o te mistyczne stworzenia? Boisz się? Przecież wiesz, że one występują obecnie chyba jedynie w opowiadaniach... - uśmiechnęła się. Eh...
- Nie. Kelpie są na terenach watahy. Morze Zachodnie. - ożywiłam się. Wadera lekko spoważniała i zaczęła stroszyć uszami. Zagłuszone, przerażająco brzmiące rżenie ponownie ponownie przeszyło ciszę. Jung wybiegła z jaskini, po czym zawyła niegłośno, lecz ostrzegawczo. Nie minęło wiele czasu, a mający jaskinię najbliżej Levithan był już w pobliżu nas. Tuż po nim pojawiła się Riley, a w oddali można było dostrzec sylwetkę niewielkiego basiora o jasnym futrze, który także biegł w naszą stronę. Był to Menace.
- Zawiadomcie proszę tych co się nie zbudzili, że na terenach watahy jest nieprzyjaciel. Chodzi o Kelpie, musimy je przepędzić całą watahą. - rozkazała alfa. Riley, Levithan oraz ja ruszyliśmy po resztę towarzyszy. Nikt się nie zastanawiał, nikt nie zadawał zbędnych pytań. Nawet się nie zawahali, gdy Jung wspomniała o konio-wodnistych stworzeniach. Po drodze, którą pokonywaliśmy biegiem, ujrzeliśmy zaniepokojoną Lacertę ze szczeniakami, Daemona, oraz Teneko. Wszystkim przekazaliśmy rozkaz Jung, by zjawili się pod jej jaskinią jak najszybciej. Cała trójka wzięła do pyska po jednym szczeniaku, by jak najszybciej je przenieść. Wbiegłam do jaskini Theora.
- Wstawaj towarzyszu! - krzyknęłam. Pierwszą reakcją basiora było zmieszanie połączone z zaniepokojeniem. Tuż po nich, gdy obraz mu się wyostrzył i dostrzegł mnie, nastąpiła złość, którą bardzo na sobie odczułam.
- Czego chcesz i dlaczego w środku nocy?! - warknął. Chyba mnie nie lubi. Wyprostowałam się, unosząc dumnie głowę, gotowa do przekazania oficjalnych rozkazów.
- Alfa, Jung Yunge, wzywa natychmiast wszystkie wilki do siebie. Na terenach watahy są nieprzyjaciele, musimy ich przepędzić. - powtórzyłam zapamiętane słowa.
- Nie ściemniasz? - obrócił podejrzanie łbem, chociaż niepewnie.
- Nie. - jak na życzenie, rozległo się kolejne wycie alfy. Basior zerwał się na równe nogi i wybiegł z jaskini, aż się kurzyło. Na zewnątrz ujrzałam Riley.
- Wszyscy? - zapytałam.
- Tak, czarnofutry basior, który dołączył niedawno napotkał nas po drodze, już jest przy alfie. Także to wszyscy. - odparła biegnąc u mego boku.

Po drodze zabrałam ze swojej jaskini łuk i strzały. Gdy dobiegłyśmy, Jung już wraz z Theorem, który jest naszym strategiem, wyznaczali stanowiska i zadania. Lacerta dostała polecenie pozostania z młodymi w jaskini 'głowy watahy' i ukrycia się, na wypadek gdyby Kelpie wygrywały z nami i wdarły głębiej w teren sfory.
Ruszyliśmy, pełni adrenaliny. Pierwsza wspólna walka. Zasiadłam na drzewie, stamtąd będę miała idealny punkt do celowania strzałami. Bitwa rozpoczęła się na znak alfy, gdy mistyczne stworzenia wyczuły nas i już niemal rzucały się w szarżę po wilkach. Wszyscy atakowali w taki sposób, by tuż po nich, inny wilk dokańczał rozpoczętą napaść, póki Kelpie były osłabione. Oddałam kilka celnych strzałów w barki kopytnych. Szczerze, zdziwiło mnie, że strzała zostaje na ciele, a nie się wtapia. Gdy w stadzie jedenastu koniowatych, od zadanych przez nas obrażeń, padł czwarty - reszta poddała się, rzucając się w ucieczkę ku morzu.
Kelpie rozpłynęły się w wodzie, a ciała ich poległych towarzyszy (z których ran nie sączyła się krew, a maź przypominająca galaretę w niebiesko-błękitnych kolorach, a wnętrzności wydawały się być zrobione z morskich glonów) zamieniły się w parę wodną i rozpłynęły się na wietrze.
Wilki były uradowane, chociaż wyraźnie zmęczone. Na szczęście, nikt nie poniósł większych obrażeń. O zwycięstwie poinformowaliśmy wyciem, radosnym i doniosłym. Gdy cała wataha wyła naraz, brzmiało to piękniej, niż jakakolwiek melodia. W serca watahy odpowiedziała nam Lacerta, tonem jak gdyby spadł jej kamień z serca. Tuż po niej zdało się słyszeć cienkie, piskliwe, lecz radosne głosy szczeniąt.
Wróciliśmy pod jaskinię Jung Yunge.
- Chciałabym Wam wszystkim serdecznie podziękować za tak wielkie zaangażowanie, oraz poświęcenie w walce. Widzę, że niektóre wilki potrafią wykorzystać swoje moce w ramach obrony watahy, jestem wdzięczna i dumna. - chwaliła alfa. Upewniła się jeszcze, czy na pewno nikt nie otrzymał poważniejszych obrażeń, podziękowała ponownie i odesłała wszystkich do jaskiń.
- Katano, zostań na chwilę. - odparła cicho, więc tak zrobiłam. Gdy ostatni wilk oddalił się wystarczająco, usiadłam.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Wiem, że leży Ci na sercu fakt, iż nie odkryłaś żadnych swoich mocy. - spojrzała mi w oczy. Przytaknęłam. - Lecz spójrz sama. Masz ogromny talent łuczniczy. Skutecznie nim nadrabiasz brak magicznych zdolności. Byłaś jednym z kluczowych napastników, a nawet nie musiałaś ich dotknąć.
- Masz rację... - uśmiechnęłam się. Wadera pomogła przejrzeć mi na oczy. Zaśmiałam się - Ale dalej miewam nadzieję, że jeszcze coś może odkryję.
- Masz dopiero dwa lata, jestem przekonana, że jeżeli mocy nie odkryjesz, to będzie to znaczyło, iż przemieniła się ona w talent do posługiwania się łukiem, który ma niewielka ilość wilków. - uśmiechnęła się.

Podziękowałam na miłe słowa, które naprawdę podniosły mnie na duchu, po czym wróciłam do siebie. Ułożyłam się wygodnie, czując niezwykłą przyjemność, że w końcu czeka mnie błogi sen. Powieki były takie ciężkie, a łapy jak z waty.

Dziś spałam obok łuku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics