Nie wiedzieć czemu przez moment zupełnie zesztywniałam, a łapy dosłownie wbiły się w podłoże. Basior wtulił pysk w moje futro, jednak wciąż nie byłam pewna czy powinnam uczynić to samo, czy też pozostać w bezruchu. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Co rozumiał przez "mi też na Tobie zależy"? To dość poważna deklaracja, przynajmniej w moim odczuciu... Dobra, dość tego myślenia, Riley! Wyłącz na jakiś czas swój wiecznie przegrzany umysł i pomyśl serduchem. Poczułam jak gdzieś głęboko w środku zaczyna wypełniać mnie ciepło. Jedyne czego teraz pragnęłam to być blisko niego. Po prostu.
Nagle dobiegł do nas odgłos trzaśnięcia gałęzi.
- Co to? - spojrzałam zdezorientowana na delikatnie poruszające się gałązki pobliskich krzewów. Coś, a raczej ktoś z pewnością tam był.
Basior wciąż nie odrywał wzroku od liściastych kęp, jeżąc przy tym sierść na karku. Wiem, że niuch wielokrotnie płatał mi już figle, jednak tego zapachu nie pomyliłabym z żadnym innym.
- Levithan, mu... musimy stąd uciekać - wyjąkałam drżącym głosem, starając się jak najszybciej odciągnąć przyjaciela, ale ten chyba wcale nie zamierzał się wycofać. Boże, proszę, żeby to nie było to o czym myślę...
Nim jednak zdążyliśmy podjąć jakiekolwiek kroki było już za późno. Napastnik w jednej chwili wyskoczył z krzaków, lądując tuż przed nami. Kagura. Nie wierzę.
Levithan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz