Ciąg dalszy opowiadania Theor'a.
Choć w około unosił się radosny śmiech wilków z watahy, ja odczuwałam pewnego rodzaju niepokój. Niepewnie uśmiechnęłam się i spojrzałam na Theor'a.
- Jestem zmęczona, już się powoli oddalę. - odparłam spokojnym tonem. Wszyscy zebrani pożegnali mnie z uśmiechami, oraz życzyli miłej nocy. W drodze do własnej jaskini odczuwałam spory ból w klatce piersiowej, oraz ogromny niepokój. Rozejrzałam się dookoła. Poczułam potrzebę przejścia się gdzieś indziej, byle nie do jaskini. Wczesnym porankiem znajdowałam się na łąkach. Leżałam na brzuchu, ciężko oddychając. Nie czułam smutku, jedynie wdzięczność i poczucie szczęścia, że miałam okazję poznać tak wiele wspaniałych osób.
- Powodzenia, Junge... - wyszeptałam. Tuż po tych słowach moja głowa opadła bezsilnie, a oczy powoli, powolutku... zamknęły się...
*** dobranoc, młody aniołku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz