Byłem zaniepokojony...
Byłem zaniepokojony, tym, że Katany nie było w jaskini, gdy przyszedłem ją odwiedzić rankiem po uczcie. Że prawdopodobnie w ogóle do niej nie weszła od wczorajszej nocy.
Byłem zaniepokojony, tym, że nie mogłem jej znaleźć sam, gdy szedłem po pomoc do Alfy i reszty watahy.
Byłem zaniepokojony, tym, że wyciu Jung obwieszczającym na znalezienie młodej wilczycy, słychać było bezbrzeżny smutek.
Byłem pełen niedowierzania…
Byłem pełen niedowierzania, gdy zobaczyłem Jung Yunge pochyloną nad białą waderą, która wydawała się spać.
Byłem pełen niedowierzania, gdy zobaczyłem spływające łzy po pysku zwykle uśmiechniętej i opanowanej Alfy.
Byłem pełen niedowierzania, gdy usłyszałem tylko dwa bijące serca, zamiast oczekiwanych trzech.
Byłem zrozpaczony…
Byłem zrozpaczony, Katana nie żyła, a ja mogłem tylko patrzeć, jak pozostałe wilki wbiegają na polanę, aby również się o tym przekonać.
Byłem zrozpaczony, Katana leżała teraz w zimnej i ciemnej ziemi wraz ze swoim najcenniejszym skarbem-łukiem, a jedynym fizycznym znakiem, świadczącym o tym, że kiedykolwiek istniała, była nieczuła, zimna, nieruchoma mogiła.
Byłem zrozpaczony, Katana umarła, a wraz z nią umarła także część mnie.
Przede wszystkim byłem wściekły...
Byłem wściekły na siebie, że nie zobaczyłem, że coś jest nie tak. Powinienem był to zrobić, powinienem był wiedzieć, dlaczego więc nie widziałem? Dlaczego nie zauważyłem, że Katana źle się czuje, że umiera? Dlaczego do cholery?
Byłem wściekły na świat i los, że jej już z nami nie ma, że już nigdy nie usłyszymy jej głosu, śmiechu. Że już nie poczujemy jej zapachu. Że nie dotkniemy futra. Że nigdy jej już nie zobaczymy.
Byłem wściekły na Katanę, że umarła i mnie zostawiła. I już nigdy nie będę mógł powiedzieć, że przypominała mi Kali, moją siostrę. I choć wyglądała jak ona, zachowywała się jak ona, i nawet mówiła jak ona, nie żywiłem do niej tylko braterskich uczuć. I być może, że miłość to za duże słowo, jednak najbliższe moim uczuciom do białej wilczycy.
Byłem wściekły na watahę, która nie dość mocno przeżywała jej starte i nie pogrążyła się w totalnej żałobie. Która chciał rozmawiać i nie rozumiała, gdy mówiłem, że nie ma o czym. Która zbyt pogodziła się ze stratą.
Byłem wściekły na Alfę, że próbowała zmusić mnie do rozmów i wychodzenia z jaskini. Że nie pozwalała mi się pogrążyć do cna w rozpaczy. Że zrobiła tę głupią naradę, na której moja obecność była podobno niezbędna, a na którą musiałem przygotować nowy grafik patroli granicznych. Że zmuszała mnie do pracy, przez co nie mogłem zaszyć się w jaskini.
Byłem wściekły na Stiriego, który przeglądał plany, które zrobiłem, jakby uważał, że w którymś momencie mogę się mylić. Który śmiał przypuszczać, że mogłem zrobić choćby najmniejszy błąd w mojej pracy. Który nie miał wiedzy ani doświadczenia pozwalającego mu mnie poprawiać. Który… się odezwał.
- Hmm, plany nie wyglądają źle. Dobra robota, Theorze. Jung, mam jednak kilka uwag...
< Sitri? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz