czwartek, 17 stycznia 2019

Od Sitri'ego c.d.Theor'a

-Dobrze, omówimy to na osobności. Reszta niech przygotuje się do nowych obowiązków.
Koniec narady.- zarządziła wilczyca, zabierając mnie do sali obok. Zanim jednak zdążyłem nabrać
powietrze w płuca, Yunge rozwiała moje wątpliwości.- Theor widzi rzeczy takimi, jakimi są one
naprawdę. Nie mamy się czego obawiać. Nasi młodsi towarzysze na pewno sobie poradzą. Z resztą
dołożyłam Levithan`owi dyżury, tak więc będzie ich kontrolował, dopóki nie będziemy mieć pewności,
że poradzą sobie z nowymi niebezpieczeństwami. - wyjaśniła pospiesznie.
-Cóż, przyznaję, iż czuć w naszych latoroślach niebywałe pokłady energii. Nie śmiem wątpić w to, że
Lacerta i Teneko dobrze wychowały swe dzieci, myślę nawet, że zrobiły to z mistrzowską precyzją.-
uśmiechnąłem się delikatnie.- Jednakże szczenięta to nie cała wataha... Doskonale widzę jak bardzo
przytłacza Cię ostatni niefortunny zbieg okoliczności.- zauważyłem siadając. Nieprzyjemne uczucie w
kościach podpowiadało mi, że to nie będzie ani krótka ani przyjemna rozmowa.
-Nie mogę pogodzić się z myślą, że jej tu nie ma...
Alfa usiadła nieopodal, spuszczając głowę. Widok skrywanych przed wszystkimi łez,
spychanych na dalszy plan emocji, które rozrywały jej serce oraz miażdżąca odpowiedzialność ciążąca
na waderze była okrutnym obrazem. Ciężko było mi się w jakikolwiek sposób odezwać. Zanim
zostałem wilkiem, pochowałem garnizony żołnierzy służących pode mną, przyjaciół o których miałem
dbać a których zawiodłem, niewinnych, którzy znaleźli się w złym miejscu o złym czasie... Wykonując
rozkazy w imię rycerskiej dumy zatraciłem część tego, co właśnie gnębiło Yunge. Znając nieomal na
pamięć rysy twarzy śmierci, tak wiele razy ściskając jej oziębłą dłoń... Zgorzkniałem. Uparłem się, że
muszę walczyć aby ich śmierć nie poszła na marne. Musiałem walczyć aby przecierpieć straty, których
odzyskać nie mogłem. Musiałem walczyć aby nie zapomnieć jak bardzo przysłużyli się sprawie. Do
czasu... czasu w którym stałem się beznamiętną maszyną do zabijania, podążającą jedynie za
rozkazami nie godzącymi we własny kodeks moralny. Zgorzkniałem, bo tego nauczyło mnie
doświadczenie. Zgorzkniałem, bo walka zabiła we mnie uczucia. Zgorzkniałem, bo moje serce zostało
w dłoniach innego. I tylko tam mogłem je odnaleźć.
-Jung... Musisz być silna. To minie. Zobaczysz.- szepnąłem spuszczając wzrok, gdy wadera podniosła
na mnie swoje załzawione spojrzenie.- Ci, którzy odchodzą są naszą tarczą. Nie pozwolą nam zrobić
kroku wstecz. Musimy iść na przód aby ich nie zawieść.
-Theor mówi, że widzi jakąś postać... Kroczy za Tobą przerażona i zagubiona a za razem wściekła i
pełna nienawiści. Niesie sztandar na którym widnieje herb z białą lilią oraz sową. Mówi, że jeżeli
przyjdzie czas i konieczność to ujawni prawdę przed innymi. Sitri, mamy się czego obawiać? Podobno
jesteś kimś innym niż nam się wydaje... Theor nie jest pewny kim dokładnie ale obiecał się tego
dowiedzieć. Walczysz z nami ramię w ramię a tym czasem dowiaduję się, że możesz okazać się
naszym wrogiem.- warknęła rozżalona.- Dzierżysz ważne stanowisko Sitri, więc jeżeli wiesz cokolwiek
to jesteś zobowiązany mi to przekazać.
Poczułem jakbym oberwał obuchem w łeb. W jednej chwili zdałem sobie sprawę, że ktoś miał
świadomość o istnieniu drugiej strony mojej osoby a na dodatek może ją upublicznić. Sytuacja stała
się niebywale niekomfortowa. Z jednej strony pragnąłem przedstawić wszystko jak na spowiedzi, z
każdym nawet nieistotnym szczegółem a z drugiej doświadczenie przypominało jak to się zawsze
kończyło. Pięć lat tułaczki, ucieczki i walki o przeżycie bo obraz tego co przedstawiało moje ciało przez
kilka dni w roku, których za żadne skarby nie byłem w stanie pominąć, budził w wilkach odrazę...

Nawet w chwilach, w których chciałem dać sobie spokój z poszukiwaniami Księcia, w chwilach w
których chciałem po prostu odpocząć, znaleźć swoje nowe miejsce w świecie, ta jedna rzecz
rujnowała wszystko, zmuszając do dalszej tułaczki. Może właśnie dlatego tak bardzo go szukałem?
-Jung nie masz się czego obawiać. To tylko niewielka zmiana, która nie rzutuje na pełnione przeze
mnie funkcje.- odparłem wzdychając.
-Więc kim tak na prawdę jesteś?- nalegała.
-Przepraszam ale nie powinienem tego mówić. W swoim czasie przedstawię Ci wszystko tak jak
powinienem jednakże jeszcze nie nadszedł ten czas. Wybacz mi.
-Ratuje Cię to, że czuję w Tobie dobre choć zagubione serce. Nie daj mi powodów do zmartwień. A
teraz zmykaj na nadmorskie klify wraz z Theorem. Chcę pobyć sama. Jak skończycie patrol,
sporządźcie dla mnie raporty. Oboje.- zdecydowała po czym wymknęła się z sali.
Byłem zły. Dlaczego? Bo kiedy w końcu poczułem, że zbliżam się do tego, czego tak bardzo
szukałem, ktoś perfidnie mi w tym przeszkadzał. Powierzyłem watasze to co pozostało mi z serca a
tymczasem ktoś za moimi plecami śmiał podważać moje postępowanie... Niedoczekanie!
Wyszedłszy z jaskini od razu ruszyłem w kierunku Theora, który prawdopodobnie mnie
wyczekiwał. Solidny basior, którego mogłem poznać podczas uczty, patrzył na mnie lekceważąco a za
razem z obrzydzeniem.
-Długo mam za Tobą czekać? W przeciwieństwie do Ciebie mam zamiar zrobić to szybko i solidnie!-
warknął.
-W przeciwieństwie do Ciebie, potrafię uszanować rozmówcę.- mruknąłem zdegustowany. Wizja
spędzenia dnia z tak wrednym towarzyszem, nie była zbyt przekonująca.
-Rusz się gówniarzu, nie będę czekał i dawał ci forów.
-Zaraz się okaże, kto tu komu daje fory.- prychnąłem rozbawiony.
Wilk ruszył pędem przed siebie, mianując się dowódcą naszej dwuosobowej wyprawy.
Ruszyłem za nim pamiętając słowa alfy, które głośno rozbrzmiewały mi w głowie: " Nie daj mi
powodów do zmartwień." Postanowiłem nie dać się sprowokować rozżalonemu basiorowi, który
zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy. Moc mocą, jednakże miałem wrażenie, że
przemawia przez niego coś innego, czego nie byłem w tej chwili w stanie określić. Na moją niekorzyść
nasz mędrzec od siedmiu boleści nie zamierzał dzielić się jakimikolwiek informacjami a jedynie rzucał
co jakiś czas wyzwiska w moim kierunku. Będąc w watasze udało mi się poprawić swoją sprawność
fizyczną jak i psychiczną. Biorąc pod uwagę naszą dwójkę, miałem pewność że jeśli doszło by między
nami do walki, nie będę mógł korzystać z wszystkich swoich umiejętności i siły. Jung narzuciła mi
swego rodzaju kaganiec, którym związała mi skutecznie łapy. Mimo bycia silniejszym, tak na prawdę
nie mogłem tego wykorzystać... Cóż za irytująca sytuacja! Jednakże czego się nie robi dla miłości?
Dopiero kiedy dotarliśmy na plażę, dotarło do mnie jak destrukcyjna burza wisiała w
powietrzu, pomimo bezchmurnego nieba. Wtedy wilk pokazał to, co gotowało się w nim od dawna.
To o czym nie miałem zielonego pojęcia.

-Słuchaj mnie teraz uważnie nędzny oszuście. Nie mam pojęcia czego szukasz w naszej watasze ale
gwarantuje Ci, że zapłacisz mi za dzisiejszą zniewagę własną skórą, jeżeli zobaczę Cię tu jeszcze raz.
Dotarło?! Masz się stąd wynieść zapchlony łgarzu! Wracaj tam gdzie Twoje miejsce i przestań
okłamywać wszystkich wokół!- warknął szczerząc kły.
-Każdy ma prawo do szczęścia. Nie zrezygnuje ze swojego tylko dlatego, że jakiś stary pryk ma
czelność oskarżać mnie o coś, czego się nie dopuściłem!
-Nie będę powtarzał...Masz stąd wyp* *przać ile sił w łapach bo inaczej Ci je wszystkie powyrywam!
-A ja nie mam zamiaru się ugiąć. Nie skłamałem ni razu! Przyjdzie czas kiedy będę mógł to wyjaśnić a
wówczas to zrobię.- mruknąłem przybierając postawę bojową tak jak mój towarzysz.- Nie jesteś
najmądrzejszy. Nie będziesz rządził moim życiem zgryźliwy tetryku.

(Theor dokończysz? Wybacz iż słabe aczkolwiek kiepsko idzie mi pisanie ostanio)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics