Po drugiej stronie zlodowaconej rzeki stała ona. Pani, dla której moje serce biło. Pani, do której tak tęskniłem. Pani, którą w ciągu jednego dnia straciłem i nie łudziłem się o ponowne spotkanie. Pani moich snów, marzeń. Pani moich myśli...
Stałem, po prostu stałem i patrzyłem w ten obraz, który wydawał się być nierealny. Sam nie wiedziałem, czy ponownie psychika płata mi figle, czy może to sen, czy... prawda...
Jedyne czego pragnąłem, to napawać się tym widokiem, póki jeszcze był.
Niesamowitym było, że postać wilczycy poruszyła się, wręcz gwałtownie. Słyszałem krzyk, choć mój umysł tak go zagłuszył, że nie zrozumiałem żadnego ze słów. Postać wbiegła na lód nas dzielący i z impetem pośliznęła się. Leżała teraz przed mną, wyraźnie łkając przez uśmiech. Czułem jej woń, słyszałem jej oddech. Ona jest prawdziwa. Riley naprawdę tutaj jest.
Zniżyłem łeb, a do mych oczu napłynęły łzy. Nie wiedziałem co teraz zrobić. Chciałem coś powiedzieć, lecz w mej głowie była pustka, jak zwykle.
Wadera podniosła się, wciąż mając kontakt wzrokowy ze mną. Była taka piękna..
- Witaj w domu, Riley. - uśmiechnąłem się, choć jej imię wymówiłem kompletnie złamanym głosem. Po moich policzkach spłynęła łza. Jedna, druga... piąta...
< Riley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz