Mroźny powiew wiatru po raz chyba setny rozwiał mą grzywkę, przez co ponownie na chwilę straciłam widoczność przed oczami. Zima zdecydowanie nie należy do moich ulubionych pór roku, lecz co począć - trzeba ją przejść. Zbliżyłam się do zamarzniętej rzeki, po czym postukałam lekko w lód, z zamiarem rozbicia mroźnej tafli. Niestety, bez skutku. Rozejrzawszy się w około, mój wzrok przykuła spora gałąź. Przyciągnęłam ją do rzeki, po czym rzuciłam w lodową okrywę, która pękła na dziesiątki, a nawet i setki kawałków. Ostrożnie zsunęłam się ku wodzie i napiłam. Woda była na tyle lodowata, że aż odskoczyłam do tyłu. Patrząc z lekkim oburzeniem w niewielką kałużę, westchnęłam. Niedaleko mnie usłyszałam cichy śmiech.
- Witaj Jung. Widzę, że zima Ci nie na łapę... - westchnął z uśmiechem samiec, który wyłonił się zza ośnieżonych krzaków.
< któryś z panów? //Zaklepane dla Absolema >
Absolem zaklepuje c:
OdpowiedzUsuńsuper UwU <3
Usuń