środa, 27 lutego 2019

Od Kaze c.d Oriabi

Spojrzałem na niebo. Choć na niebie nie było niemal żadnej chmury i choć słońce mogło w pełni dzielić się z ziemią swym blaskiem, to dzień nie należał do najcieplejszych. Ostre podmuchy mroźnego wiatru co rusz powodowały u mnie lekkie drżenie. Nie mogłem liczyć na żadną ochronę ze strony drzew, gdyż te same nie miały się jak obronić. Postanowiłem więc zrezygnować z kręcenia się po tym czarno-białym labiryncie i przyjrzeć się nieco wszystkiemu z góry. Pech jednak chciał, że miejsce, z jakiego postanowiłem wzbić się w powietrze, było dość gęsto otoczone ogołoconymi z liści gałęziami, o które nieumyślnie zawadziłem. Natychmiast wylądowałem z powrotem, czując, że ostry koniec rozciął skórę na jednym z moich skrzydeł. Z wąskiej rany zaczęła sączyć się krew, której natychmiast się pozbyłem. Poczułem się jednak nieco uziemiony, gdyż każda próba poruszenia skrzydłem kończyła się ponownym krwawieniem z rany. Choć niechętnie, byłem jednak zmuszony obrać pieszy sposób wędrówki. Pamięć na szczęście mnie nie zawiodła i dość szybko udało mi się dotrzeć nad rzekę, z której mogłem się napić. Pijąc, zdałem sobie jednak sprawę, że prócz odgłosów brnącej przed siebie wody słyszę coś jeszcze. Coś, co przypominało nucenie, lecz nie tylko. Zastrzygłem uszami i zacząłem iść w stronę źródła dźwięku. Miałem wrażenie, że jestem coraz bliżej, lecz nic nie pojawiało się na horyzoncie. Nieco zdezorientowały, uniosłem wzrok, gdy nagle coś, a raczej ktoś, przygwoździł mnie do ziemi. Odruchowo warknąłem ostrzegawczo. Wilk natychmiast zszedł ze mnie.
- Ups. Przepraszam. - Zaśmiała się wilczyca, siadając na śniegu. - Sorka, nie chciałam się zaśmiać.
Spojrzałem na nią skołowany. Samica była biała, z niebieskimi elementami na łapach i ogonie. Całości jej obrazu dopełniały oczy w kolorze dojrzałych jabłek oraz szeroki uśmiech. Na pierwszy rzut oka wydawała się niegroźna, jednak coś sprawiało, że czułem się w jej pobliżu trochę niekomfortowo. Jakby aura, która zdawałą się kłócić z moją. Nabrałem ochoty, aby jak najszybciej wydostać się z tej sytuacji.
- Nieważne. - Mruknąłem i wzbiłem się ponad ziemię, gdy nagle poczułem, jak wadera chwyta mnie za łapę.
- Zaczekaj! - Zawołała, ściągając mnie na ziemię. - Jesteś nowy, prawda? Jak masz na imię? Ja to Oriabi.
- Kaze. - Odpowiedziałem krótko.
Wilczyca chwilę przypatrywała mi się, machając ogonem na lewo i prawo. Wydawała się zadowolona, może nawet szczęśliwa, choć nie byłem w stanie rozszyfrować z jakiego powodu. Nie potrafiłem jej do końca zrozumieć i dość szybko doszedłem do wniosku, że być może nawet nie powinienem próbować. Kto wie, czy to nie zakończy się dla mnie jedynie migreną.
- Cóż, skoro to wszystko to ja już pójdę. - Powiedziałem, chcąc wyminąć waderę, ta jednak ponownie mnie zatrzymała.
- Jesteś ranny. - Stwierdziła, przyglądając się ranie na moim skrzydle.
Odsunąłem się o krok. Moja strefa komfortu została już przez nią wystarczająco naruszona, kiedy ta nagle na mnie spadła. Spojrzałem na ranę, z której ponownie zaczęła wyciekać krew, która barwiła śnieg na czerwono.
- To nic takiego. - Odparłem, odwracając wzrok i zastanawiając się, czy kiedykolwiek dane mi będzie po prostu sobie pójść.
- Mój brat może to opatrzyć. Chodź, zaprowadzę cię do niego. - Powiedziała wesoło Oriabi, machając łapą, bym za nią podążał.
Przewróciłem oczami i ruszyłem za waderą, zastanawiając się jednoczenie, dlaczego tak właściwie się na to godzę. Po drodze samica sporo mówiła, a uśmiech niemal nie schodził z jej pyska. Było to trochę męczące, a zarazem nieco odświeżające, gdyż dawno nie spotkałem nikogo równie żywego. Z czasem ta jej wesoła aura przestała być tak przytłaczająca i zdecydowałem, że być może warto zamienić jej dotychczasowy monolog w faktyczną rozmowę.
- Więc... twój brat jest medykiem? - Zapytałem, aby upewnić waderę w tym, że słucham jej słów.
- Mhm. - Potwierdziła ze skinieniem głowy Oriabi.
- A ty? Czym się zajmujesz?

<Oriabi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics