Jesień. Niebo spowijają ciężkie, deszczowe chmury, zaś las przemierza smętnie gęsta mgła. Brzydota, którą został w tej chwili ogarnięty las, zniechęca większość stworzeń do jakichkolwiek rozochoconych wędrówek. Liście, będące zaledwie kilka dni temu nacechowane artyzmem, o widowiskowych barwach, dziś wręcz zaśmiecają ten niegdyś fenomenalny las. Drzewa są takie nagie, a z każdym kolejnym krokiem wilka - jego łapy coraz to bardziej zanurzają się w podmokłej glebie, brudząc opuszki, pazury oraz palce.
Poranny chłód wtargnął do mej jaskini, skutecznie odbierając mą resztkę szczęśliwości. Delikatny wiatr poszczypał me trawiastej barwy oczy, oraz delikatny, czarny nos, wprawiając mnie w poczucie niesmaku.
Od odejścia Riley, wadery będącej w ostatnim czasie mą ulubienicą, nie minęło wiele czasu. Przyznam , że decyzja tej jakże finezyjnej wadery, była dla mnie delikatnie oszałamiającym doświadczeniem.
Czując poranną gorycz w pysku, oraz pragnienie zwilżenia języka - wstałem. Po ciężkim ziewnięciu, oraz chwilowej, ociężałej serii rozciągnięć, powolnym krokiem ruszyłem ku wyjściu z jaskini. Z nieba padała delikatna mżawka, która w mgnieniu oka zrosiła me delikatnie szorstkie futro, które z nadejściem jesieni stało się ciemniejsze, jak i o wiele bardziej puchate. Nie zastanawiałem się długo dokąd się udać, po prostu ruszyłem tam, gdzie najbardziej lubiłem - nad wodospad. Nie kierowało mną aż tak poczucie suchości w gardle, jak nic innego niż pragnienie bycia w tamtym miejscu, po raz kolejny i kolejny...
- Stary, weź się.. - mruknąłem sam do siebie półszeptem. Bezsens władający mym ciałem stawał się coraz bardziej uciążliwy. Nieograniczony spokój, oraz opanowanie z jakim dotychczas żyłem, nawróciły ze zdwojoną siłą, skutecznie blokując chęci na jakiekolwiek szalone czyny, które jeszcze kilka dni temu wyczyniałem, wraz ze swą utęsknioną towarzyszką.
Usiadłem. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, jak odizolowany od wszystkich jestem. Jak samotność wpływa na wilka i od zawsze rządziła mym życiem, sprawiając, że przestałem cokolwiek czuć. Spuściwszy głowę, usłyszałem jak ktoś do mnie podchodzi. Miałem oczy przymknięte, sam nie wiem dlaczego, ale nie chciałem ich otwierać. Z westchnięciem powoli obróciłem głowę z kierunku przyszłego rozmówcy i smętnie otworzyłem oczy.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz