Rozmowa z alfą watahy przebiegła... Naprawdę dobrze, lepiej niż mogłabym się spodziewać. Gdy tylko stanęłyśmy twarzą twarz, jakby nigdy nic wtuliłyśmy się, po czym wadera wskazała mi moją starą, obecnie odrobinę zaniedbaną już jaskinię. Ach, minęło już tyle czasu... Wszedłszy do środka, rozejrzałam się po wnętrzu groty, jednak dobrze jest wrócić do domu. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się takiej życzliwości ze strony Levithana, jak i Jung Yunge, w końcu odeszłam... Tym bardziej poczuwałam się do obowiązku, by im za to jakoś podziękować, ale jak i kiedy to zrobię, to już trzeba będzie lepiej zaplanować, a póki co chyba warto byłoby skupić się na tym, co w obecnej chwili najważniejsze - ogarnięciu tego pierdzielnika, potocznie zwanego niegdyś mą kwaterą. Tym oto sposobem przez kolejną godzinę użerałam się ze stosem pajęczyn, kłębami kurzu i wszystkim czym tylko natura może brzydko mówiąc zaśmiecić każde, ucywilizowane mieszkanko (taa, wypowiedziała się ta, która nawet nie odróżnia niektórych literek, a same
"ucywilizowane" czy jak kto woli ludzkie przedmioty są jej raczej obce). Rzecz jasna przyjaciel nie miał zamiaru stać bezczynnie i nim ogarnęłam, że w ogóle wszedł za mną do środka, już zajął się kilkoma większymi robótkami pająków mieszczącymi się u sufitu groty, niemniej jednak szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy i koniec końców wyprosiłam basiora z jaskini. Nie żebym miała jakiś problem z jego obecnością, bo należy do grona nielicznych osób, z którymi mogłabym spędzać każdą wolną chwilę, aczkolwiek to nie zmienia faktu, iż nie lubię się wyręczać czyimiś łapami, niezależnie w jakiej pracy.
Levithan? <3
Przepraszam, że tak długo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz