Od rana spacerowałam po lesie, napawając się radością jaką sprawia mi to miejsce. Te wszystkie zapachy, ta cisza, ten spokój.. ta sylwetka. Przystanęłam. Na wprost mnie, w lekkiej odległości, spoglądał na mnie zarys wadery o ciemnym futrze. Stała jak posąg, zaczęłam wyczuwać delikatne napięcie między moim wzrokiem, a Jej. Moje opuszki delikatnie dotknęły ziemi, powoli i cicho podeszłam kilka kroków w przód. Zaobserwowałam, że wadera delikatnie cofa prawą tylną nogę. Całe zajście zaczynało się dłużyć, więc podjęłam decyzję. Zaczęłam znów iść do przodu. Ku mojemu zdziwieniu, samica nie zaczęła uciekać.
-Witaj-odezwałam się przystając w odległości półtorej metra od wilczycy.-Co Cię tu sprowadza?
-Łapy-odpowiedziała ze spokojem.
Następnie padła wymiana odpowiedzi na pytanie "jak Cię zwą?", z których dowiedziałam się, że moja rozmówczyni nosi imię Riley. Kolejne zdania dotyczyły tego gdzie się znajduje, dlaczego i w jakim celu. Zaproponowałam spacer, gdy atmosfera wyraźnie zaczęła robić się luźniejsza.
-Więc, Riley-zaczęłam-Proponuję Ci pozostanie tutaj, oraz wspólnie ze mną budowanie watahy. Co o tym myślisz?
//Riley? Aj wena uciekła w połowie ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz