czwartek, 31 stycznia 2019

Posumowanie stycznia

Posumowanie pierwszego miesiąca w nowym roku wygląda następująco:
15 napisanych opowiadań, najaktywniejsi byli Absolem oraz nowa członkini watahy - Laurentis. Oboje napisali po 2 opowiadania. Z tej okazji oboje otrzymują po 3FL.
Ze strony artystycznej zaś Sitri, Teneko oraz Absolem wykazali się aktywnością i otrzymują po 1 punkcie do umiejętności zwinności.

Pojawiła się arena do pojedynków między wilkami oraz zmienił się regulamin.

W tym miesiącu wydarzenia, które obchodziliśmy:
01.01 - nowy rok
14.01 - urodziny Jung Yunge, która otrzymuje z ich okazji 3 FL.

Zawarliśmy sojusze z następującymi blogami: Neeberu, Świat Sayari, Fembrooke, Watahą Srebrnej Rosy oraz Stadem Lodowego Kanionu.
Do każdego z w.w. znajdziecie odnośniki w zakładce "sprzymierzeńcy".

Co mogę powiedzieć... mam nadzieję, że miło rozpoczęliście rok, uczniowie przeszli ferie przyjemnie, bezpiecznie, a w pracach nie dają za bardzo w kość. Życzę Wam dużo uśmiechów, radości i weny do pisania w lutym, ponieważ jak wiadomo - zgodnie z nowym regulaminem obowiązkiem każdego wilka z osobna będzie napisania chociaż jednego opowiadania w miesiącu, bądź pracy na podstronę z humorem.

Pozdrawiam, Jung Yunge.

Od Jung Yunge - szum 1, #2

Wadera w samotną podróż wyruszyć planowała jak najszybciej, choć odczuwała delikatny strach, któremu (niestety) towarzyszyła adrenalina. Ze wschodem słońca, mimo migreny, samica przygotowała najpotrzebniejsze rzeczy i zwołała do siebie pięciu silnych basiorów: Levithana, Sitri'ego, Theor'a, Oblivona, oraz Absolema. Samce po przybyciu do jaskini zamieszkałej przez Jung, usadowiły się w lekkim półkolu, na przeciw wadery.
- Być może już wiecie, a być może jeszcze nie.. - westchnęła Jung Yunge. - Złe sny męczą mą głowę ostatnio. Muszę sprawdzić co przeznaczenie od mnie wymaga.
- Jesteś pewna, że chcesz iść całkiem sama? - zapytał po chwili ciszy Levithan. Basior zdawał sobie sprawę, że samica jest typem zawziętym i że decyzja już podjęta jest nieodwracalna. Szarawo-błękitna wadera przytaknęła.
- Wzywam Was tutaj, ponieważ zależy mi aby wataha była bezpieczna, a wilki do których mam zaufanie... - wtem wadera zamilkła na chwilę, patrząc po kolei każdemu z samców w oczy. - dzielnie jej broniły w razie jakiegokolwiek zagrożenia.

Po zaledwie półgodzinnej przemowie, każdy rozszedł się w swą stronę. Prócz Jung Yunge oraz Levithana. Samiec spędził z nią kolejną resztę dnia, pomagając przygotować się samicy do tej podróży, choć cały czas uważał, że wadera postępuje źle.
- Levi, posłuchaj. - odparła Jung w pewnej chwili. - Ja wiem, że wrócę. Tego jestem pewna. Jednakże Ty, mój drogi przyjacielu, w razie gdyby jednak coś się wydarzyło, nie wróciłabym na czas... zajmij się proszę watahą odpowiednio.

Wadera położyła łapę na ramieniu samca, po czym rozpoczęła swą podróż.


Ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 27 stycznia 2019

Fornax odchodzi

This will teach you how to draw Swiftkill, a wolf from an awesome onine Graphic Novel called The Blackblood Alliance. Description from dragoart.com. I searched for this on bing.com/images

Fornax odchodzi!
Miło było spędzać z Tobą ten skrawek czasu podczas którego byłeś z nami.

Od Fornax'a

Stałem przed granicą watahy już dłuższy czas, nie potrafiąc zrobić kroku. Mimo że już dawno podjąłem decyzję, to trudno mi było przekroczyć niewidzialną linię oddzielająca znane mi z dzieciństwa przestrzenie od nieznanych dorosłych tras. Zamierzałem odwiedzić rodzinne strony matki i przy odrobinie szczęścia znaleźć ojca. Chęć poznania swoich korzeni towarzyszyła mi od dawna. Nie wiem dlaczego, jednak czułem, że muszę to rozbić. Z rodziną pożegnałem się poprzedniego wieczoru, by skoro świt wyruszyć. Nie chciałem, aby szli ze mną, to było coś, co musiałem zrobić sam. Popatrzyłem w jeszcze ciemny obszar przede mną, po czym jednym skokiem zniknąłem w ciemnościach.

wtorek, 22 stycznia 2019

Od Lupo c.d.Volans'a

- Rusz się z domu bo ja Merry twoja Czarna Matka ci Tak Każę. - warknąłem do siebie. Włożyłem pysk głębiej w szalik. Pruszył delikatny śnieg i jak na środek Zimy nie było jakoś specjalnie zimno. Jednak zimno na tyle by biały puch utrzymywał się na ziemi denerwując mnie próbującego przez niego przebrnąć. Przy okazji bolały mnie oczy. No ciągle siedziałem w ciemnościach i nagle muszę patrzeć na biały śnieg. Przy okazji mam wory pod oczami co na pewno nie dodaje mi uroku. I tak już zdenerwowany całą sytuacją. Poczułem jak coś mnie wgniata w śnieg. Zawarczałem niezadowolony. Gdy poczułem, że ciężar słabnie podniosłem się. Usłyszałem Chciot. Spojrzałem na mojego dręczyciela. Był to szaro biały wilk z niektórymi fioletowymi akcentami znany jako Volans. - Z czego się śmiejesz. - zapytałem chłodno. - Wyglądasz trochę jak bałwan z tym śniegiem na twarzy. - powiedział i uśmiechnął się. - Ty nie musisz udawać. - odwarknąłem strzepując zimną przemienioną wodę z twarzy. Zapanowała na chwilę cisza.

<Volans? Wybacz że tak krótko ale brak weny dobija :< >

niedziela, 20 stycznia 2019

Od Sagitty

Ten dzień zaczął się pięknie. Było dość ciepło jak na zimę, oczywiście. Padał także śnieżek, co dodawało uroku Osadzie. Postanowiła przejść się po lesie i może nawet upolować jakiegoś zająca. Niestety nie zaszłam daleko, a już utknęłam w zaspie. I co najdziwniejsze nie wiem, jak to się stało, bo najpierw wbiegłam do lasu, a potem puff i utknęłam w zaspie i to w niezbyt dobrze znanej części lasu. Hmm, to było dziwne. Z trudem wygrzebałam się z białej grudy i zaczęłam rozglądać się po okolicy. Zorientowałam się, że jestem gdzieś koło Jeziora Trzeciej Nocy. Byłam w szoku, bo nie wiedziałam, jak udało mi się tak szybko znaleźć w tym miejscu. Jak przez mgłę pamiętałam, że biegłam po lodzie. Wcześniej myślałam, że była to jakaś kałuża. Chociaż skąd w środku zimy kałuża? Teraz uznałam, że mogła to być rzeka, przecinając terytorium watahy. A skoro pamiętałam (a przynajmniej tak mi się wydawało) to raczej nie mogłam się tu teleportować. Czy istnieje możliwość, abym faktycznie tu przybiegła? Chciałam to sprawdzić i zaczęłam biec w kierunku Osady, jak mogłam najszybciej. Niestety nic się nie stało i po chwili biegu byłam tak wykończona, że musiałam przejść do truchtu. Do Osady Głównej dotarłam zziębnięta i zmęczona. Postanowiłam od razu pójść do jaskini i się położyć. Uznałam, że o mojej przygodzie mogę pomyśleć później.

czwartek, 17 stycznia 2019

Od Sitri'ego c.d.Theor'a

-Dobrze, omówimy to na osobności. Reszta niech przygotuje się do nowych obowiązków.
Koniec narady.- zarządziła wilczyca, zabierając mnie do sali obok. Zanim jednak zdążyłem nabrać
powietrze w płuca, Yunge rozwiała moje wątpliwości.- Theor widzi rzeczy takimi, jakimi są one
naprawdę. Nie mamy się czego obawiać. Nasi młodsi towarzysze na pewno sobie poradzą. Z resztą
dołożyłam Levithan`owi dyżury, tak więc będzie ich kontrolował, dopóki nie będziemy mieć pewności,
że poradzą sobie z nowymi niebezpieczeństwami. - wyjaśniła pospiesznie.
-Cóż, przyznaję, iż czuć w naszych latoroślach niebywałe pokłady energii. Nie śmiem wątpić w to, że
Lacerta i Teneko dobrze wychowały swe dzieci, myślę nawet, że zrobiły to z mistrzowską precyzją.-
uśmiechnąłem się delikatnie.- Jednakże szczenięta to nie cała wataha... Doskonale widzę jak bardzo
przytłacza Cię ostatni niefortunny zbieg okoliczności.- zauważyłem siadając. Nieprzyjemne uczucie w
kościach podpowiadało mi, że to nie będzie ani krótka ani przyjemna rozmowa.
-Nie mogę pogodzić się z myślą, że jej tu nie ma...
Alfa usiadła nieopodal, spuszczając głowę. Widok skrywanych przed wszystkimi łez,
spychanych na dalszy plan emocji, które rozrywały jej serce oraz miażdżąca odpowiedzialność ciążąca
na waderze była okrutnym obrazem. Ciężko było mi się w jakikolwiek sposób odezwać. Zanim
zostałem wilkiem, pochowałem garnizony żołnierzy służących pode mną, przyjaciół o których miałem
dbać a których zawiodłem, niewinnych, którzy znaleźli się w złym miejscu o złym czasie... Wykonując
rozkazy w imię rycerskiej dumy zatraciłem część tego, co właśnie gnębiło Yunge. Znając nieomal na
pamięć rysy twarzy śmierci, tak wiele razy ściskając jej oziębłą dłoń... Zgorzkniałem. Uparłem się, że
muszę walczyć aby ich śmierć nie poszła na marne. Musiałem walczyć aby przecierpieć straty, których
odzyskać nie mogłem. Musiałem walczyć aby nie zapomnieć jak bardzo przysłużyli się sprawie. Do
czasu... czasu w którym stałem się beznamiętną maszyną do zabijania, podążającą jedynie za
rozkazami nie godzącymi we własny kodeks moralny. Zgorzkniałem, bo tego nauczyło mnie
doświadczenie. Zgorzkniałem, bo walka zabiła we mnie uczucia. Zgorzkniałem, bo moje serce zostało
w dłoniach innego. I tylko tam mogłem je odnaleźć.
-Jung... Musisz być silna. To minie. Zobaczysz.- szepnąłem spuszczając wzrok, gdy wadera podniosła
na mnie swoje załzawione spojrzenie.- Ci, którzy odchodzą są naszą tarczą. Nie pozwolą nam zrobić
kroku wstecz. Musimy iść na przód aby ich nie zawieść.
-Theor mówi, że widzi jakąś postać... Kroczy za Tobą przerażona i zagubiona a za razem wściekła i
pełna nienawiści. Niesie sztandar na którym widnieje herb z białą lilią oraz sową. Mówi, że jeżeli
przyjdzie czas i konieczność to ujawni prawdę przed innymi. Sitri, mamy się czego obawiać? Podobno
jesteś kimś innym niż nam się wydaje... Theor nie jest pewny kim dokładnie ale obiecał się tego
dowiedzieć. Walczysz z nami ramię w ramię a tym czasem dowiaduję się, że możesz okazać się
naszym wrogiem.- warknęła rozżalona.- Dzierżysz ważne stanowisko Sitri, więc jeżeli wiesz cokolwiek
to jesteś zobowiązany mi to przekazać.
Poczułem jakbym oberwał obuchem w łeb. W jednej chwili zdałem sobie sprawę, że ktoś miał
świadomość o istnieniu drugiej strony mojej osoby a na dodatek może ją upublicznić. Sytuacja stała
się niebywale niekomfortowa. Z jednej strony pragnąłem przedstawić wszystko jak na spowiedzi, z
każdym nawet nieistotnym szczegółem a z drugiej doświadczenie przypominało jak to się zawsze
kończyło. Pięć lat tułaczki, ucieczki i walki o przeżycie bo obraz tego co przedstawiało moje ciało przez
kilka dni w roku, których za żadne skarby nie byłem w stanie pominąć, budził w wilkach odrazę...

Nawet w chwilach, w których chciałem dać sobie spokój z poszukiwaniami Księcia, w chwilach w
których chciałem po prostu odpocząć, znaleźć swoje nowe miejsce w świecie, ta jedna rzecz
rujnowała wszystko, zmuszając do dalszej tułaczki. Może właśnie dlatego tak bardzo go szukałem?
-Jung nie masz się czego obawiać. To tylko niewielka zmiana, która nie rzutuje na pełnione przeze
mnie funkcje.- odparłem wzdychając.
-Więc kim tak na prawdę jesteś?- nalegała.
-Przepraszam ale nie powinienem tego mówić. W swoim czasie przedstawię Ci wszystko tak jak
powinienem jednakże jeszcze nie nadszedł ten czas. Wybacz mi.
-Ratuje Cię to, że czuję w Tobie dobre choć zagubione serce. Nie daj mi powodów do zmartwień. A
teraz zmykaj na nadmorskie klify wraz z Theorem. Chcę pobyć sama. Jak skończycie patrol,
sporządźcie dla mnie raporty. Oboje.- zdecydowała po czym wymknęła się z sali.
Byłem zły. Dlaczego? Bo kiedy w końcu poczułem, że zbliżam się do tego, czego tak bardzo
szukałem, ktoś perfidnie mi w tym przeszkadzał. Powierzyłem watasze to co pozostało mi z serca a
tymczasem ktoś za moimi plecami śmiał podważać moje postępowanie... Niedoczekanie!
Wyszedłszy z jaskini od razu ruszyłem w kierunku Theora, który prawdopodobnie mnie
wyczekiwał. Solidny basior, którego mogłem poznać podczas uczty, patrzył na mnie lekceważąco a za
razem z obrzydzeniem.
-Długo mam za Tobą czekać? W przeciwieństwie do Ciebie mam zamiar zrobić to szybko i solidnie!-
warknął.
-W przeciwieństwie do Ciebie, potrafię uszanować rozmówcę.- mruknąłem zdegustowany. Wizja
spędzenia dnia z tak wrednym towarzyszem, nie była zbyt przekonująca.
-Rusz się gówniarzu, nie będę czekał i dawał ci forów.
-Zaraz się okaże, kto tu komu daje fory.- prychnąłem rozbawiony.
Wilk ruszył pędem przed siebie, mianując się dowódcą naszej dwuosobowej wyprawy.
Ruszyłem za nim pamiętając słowa alfy, które głośno rozbrzmiewały mi w głowie: &quot; Nie daj mi
powodów do zmartwień.&quot; Postanowiłem nie dać się sprowokować rozżalonemu basiorowi, który
zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy. Moc mocą, jednakże miałem wrażenie, że
przemawia przez niego coś innego, czego nie byłem w tej chwili w stanie określić. Na moją niekorzyść
nasz mędrzec od siedmiu boleści nie zamierzał dzielić się jakimikolwiek informacjami a jedynie rzucał
co jakiś czas wyzwiska w moim kierunku. Będąc w watasze udało mi się poprawić swoją sprawność
fizyczną jak i psychiczną. Biorąc pod uwagę naszą dwójkę, miałem pewność że jeśli doszło by między
nami do walki, nie będę mógł korzystać z wszystkich swoich umiejętności i siły. Jung narzuciła mi
swego rodzaju kaganiec, którym związała mi skutecznie łapy. Mimo bycia silniejszym, tak na prawdę
nie mogłem tego wykorzystać... Cóż za irytująca sytuacja! Jednakże czego się nie robi dla miłości?
Dopiero kiedy dotarliśmy na plażę, dotarło do mnie jak destrukcyjna burza wisiała w
powietrzu, pomimo bezchmurnego nieba. Wtedy wilk pokazał to, co gotowało się w nim od dawna.
To o czym nie miałem zielonego pojęcia.

-Słuchaj mnie teraz uważnie nędzny oszuście. Nie mam pojęcia czego szukasz w naszej watasze ale
gwarantuje Ci, że zapłacisz mi za dzisiejszą zniewagę własną skórą, jeżeli zobaczę Cię tu jeszcze raz.
Dotarło?! Masz się stąd wynieść zapchlony łgarzu! Wracaj tam gdzie Twoje miejsce i przestań
okłamywać wszystkich wokół!- warknął szczerząc kły.
-Każdy ma prawo do szczęścia. Nie zrezygnuje ze swojego tylko dlatego, że jakiś stary pryk ma
czelność oskarżać mnie o coś, czego się nie dopuściłem!
-Nie będę powtarzał...Masz stąd wyp* *przać ile sił w łapach bo inaczej Ci je wszystkie powyrywam!
-A ja nie mam zamiaru się ugiąć. Nie skłamałem ni razu! Przyjdzie czas kiedy będę mógł to wyjaśnić a
wówczas to zrobię.- mruknąłem przybierając postawę bojową tak jak mój towarzysz.- Nie jesteś
najmądrzejszy. Nie będziesz rządził moim życiem zgryźliwy tetryku.

(Theor dokończysz? Wybacz iż słabe aczkolwiek kiepsko idzie mi pisanie ostanio)

sobota, 12 stycznia 2019

Od Volansa

Wybiegłem z jaskini jak oparzony, w myślach przeklinając swoje gapiostwo. Dziś miałem iść na pierwszy patrol i to w dodatku z Oriabi, a ja oczywiście musiałem zaspać, jak ostatni bałwan. Przebierałem łapami tak szybko, jak tylko mogłem, niestety głęboki śnieg utrudniał mi wystarczająco sprawne poruszanie się, wiedziałem już, że spóźnię się bez względu na moje starania. Nagle mnie oświeciło, o panie jaki ja głupi, przecież mogę tam dolecieć. Skoncentrowałem się i już po chwili biegłem kilkadziesiąt centymetrów nad ośnieżonym gruntem. Świat z góry wygląda tak pięknie, że zamiast na utrzymaniu się w powietrzu, na podziwianiu widoków, że spadłem. Pierwszą moją myślą było, że to jakiś dziwny śnieg, który warczy, zamiast skrzypieć. Dopiero gdy zobaczyłem, na kogo spadłem, zrozumiałem, że spóźnienie na patrol, nie jest moim jedynym zmartwieniem.


[Ktoś chętny?]

Od Theor'a do Sitri'ego

Byłem zaniepokojony...
Byłem zaniepokojony, tym, że Katany nie było w jaskini, gdy przyszedłem ją odwiedzić rankiem po uczcie. Że prawdopodobnie w ogóle do niej nie weszła od wczorajszej nocy.
Byłem zaniepokojony, tym, że nie mogłem jej znaleźć sam, gdy szedłem po pomoc do Alfy i reszty watahy.
Byłem zaniepokojony, tym, że wyciu Jung obwieszczającym na znalezienie młodej wilczycy, słychać było bezbrzeżny smutek.

Byłem pełen niedowierzania…
Byłem pełen niedowierzania, gdy zobaczyłem Jung Yunge pochyloną nad białą waderą, która wydawała się spać.
Byłem pełen niedowierzania, gdy zobaczyłem spływające łzy po pysku zwykle uśmiechniętej i opanowanej Alfy.
Byłem pełen niedowierzania, gdy usłyszałem tylko dwa bijące serca, zamiast oczekiwanych trzech.

Byłem zrozpaczony…
Byłem zrozpaczony, Katana nie żyła, a ja mogłem tylko patrzeć, jak pozostałe wilki wbiegają na polanę, aby również się o tym przekonać.
Byłem zrozpaczony, Katana leżała teraz w zimnej i ciemnej ziemi wraz ze swoim najcenniejszym skarbem-łukiem, a jedynym fizycznym znakiem, świadczącym o tym, że kiedykolwiek istniała, była nieczuła, zimna, nieruchoma mogiła.
Byłem zrozpaczony, Katana umarła, a wraz z nią umarła także część mnie.

Przede wszystkim byłem wściekły...
Byłem wściekły na siebie, że nie zobaczyłem, że coś jest nie tak. Powinienem był to zrobić, powinienem był wiedzieć, dlaczego więc nie widziałem? Dlaczego nie zauważyłem, że Katana źle się czuje, że umiera? Dlaczego do cholery?
Byłem wściekły na świat i los, że jej już z nami nie ma, że już nigdy nie usłyszymy jej głosu, śmiechu. Że już nie poczujemy jej zapachu. Że nie dotkniemy futra. Że nigdy jej już nie zobaczymy.
Byłem wściekły na Katanę, że umarła i mnie zostawiła. I już nigdy nie będę mógł powiedzieć, że przypominała mi Kali, moją siostrę. I choć wyglądała jak ona, zachowywała się jak ona, i nawet mówiła jak ona, nie żywiłem do niej tylko braterskich uczuć. I być może, że miłość to za duże słowo, jednak najbliższe moim uczuciom do białej wilczycy.
Byłem wściekły na watahę, która nie dość mocno przeżywała jej starte i nie pogrążyła się w totalnej żałobie. Która chciał rozmawiać i nie rozumiała, gdy mówiłem, że nie ma o czym. Która zbyt pogodziła się ze stratą.
Byłem wściekły na Alfę, że próbowała zmusić mnie do rozmów i wychodzenia z jaskini. Że nie pozwalała mi się pogrążyć do cna w rozpaczy. Że zrobiła tę głupią naradę, na której moja obecność była podobno niezbędna, a na którą musiałem przygotować nowy grafik patroli granicznych. Że zmuszała mnie do pracy, przez co nie mogłem zaszyć się w jaskini.
Byłem wściekły na Stiriego, który przeglądał plany, które zrobiłem, jakby uważał, że w którymś momencie mogę się mylić. Który śmiał przypuszczać, że mogłem zrobić choćby najmniejszy błąd w mojej pracy. Który nie miał wiedzy ani doświadczenia pozwalającego mu mnie poprawiać. Który… się odezwał.

- Hmm, plany nie wyglądają źle. Dobra robota, Theorze. Jung, mam jednak kilka uwag...

< Sitri? >

niedziela, 6 stycznia 2019

Szczenięta dorosły!

Co prawda postarzenie było około dwa tygodnie temu, lecz informacje o wszystkich szczeniętach, które podczas niego dorosły - dostałam dopiero teraz. A więc oto nasi młodzi dorośli i stanowiska, które wybrali!


Sue by Taravia
Sagitta - łucznik

~~~

Oriabi - patrol

~~~

фурри волк
Volans - patrol

~~~

This will teach you how to draw Swiftkill, a wolf from an awesome onine Graphic Novel called The Blackblood Alliance. Description from dragoart.com. I searched for this on bing.com/images
Fornax - zwiadowca

~~~

Elver - medyk


sobota, 5 stycznia 2019

Od Elvera

Wstałem ociężale z łóżka. Nadal mieszkamy z mamą, chociaż niedługo chyba znajdę sobie swoją własną jaskinię. Ziewnąłem i porozglądałem się. Byłem sam. Przeciągnąłem się i wyszedłem z jaskini. Słońce mnie na chwilę oślepiło i poczułem chłód.
- Argh. - zasłoniłem oczy łapą i się zatrzymałem.
Po krótkiej chwili znowu się porozglądałem. Wszyscy albo ze sobą gadali, albo poruszali się w stronę lasu. Spuściłem łeb i powoli podreptałem, szukając jaskini dla siebie, albo mojej siostry. Nie chcę jej wyganiać, czy coś, ale tak dziwnie jest mieszkać razem z siostrą. Znaczy tak no sam nie wiem. Po prostu. Zaczepiła mnie mama.
- Hej Elver. Co tam? - zapytała z uśmiechem.
- Hej mama, szukam dla siebie jaskini.
- Oh... hmm chciałam ci to powiedzieć potem, ale no nic muszę teraz. - zaciekawiła mnie.
- Co takiego? - zapytałem.
- Jesteś medykiem tak?
- Tak. Co w związku z tym? - przekręciłem lekko łeb.
- Oriabi zgodziła się, żeby przenieść się do innej jaskini, bo również szukała dla siebie miejsca. Ty natomiast możesz przyjmować innych tutaj, gdzie teraz mieszkasz i po mojej śmierci też będziesz w niej mieszkał. Rozumiemy się? - spojrzała na mnie.
- Okej... To ja pójdę pozbierać zioła. - zacząłem znowu iść.
- Jasne pa. - odwróciła się i pobiegła.
- Pa! - szybko rzuciłem i poszedłem na zbiory.
Z mojej wiedzy wnioskowałem, że biorę dobre zioła lecznicze. Znalazły się powszechne zioła, które nawet znałem i zebrałem jeszcze parę liści, które udało mi się odkopać spod śniegu. zabrałem wszystko w pyszczek i udałem się z powrotem do jaskini. Zastałem tam Oriabi, która się pakowała. Nie miała wiele rzeczy, ale postanowiłem jej pomóc.
- Hejka. - przywitałem się, kładąc rzeczy na półkę skalną.
- Hej. Mama ci mówiła, co robię? - spytała ciepłym tonem.
- Taa. Może ci pomóc? A gdzie ogólnie mieszkasz?
- Niedaleko. Dwie jaskinie od was, a i możesz pomóc.
Przenieśliśmy szybko rzeczy i poprosiłem ją jeszcze, aby wysuszyła mi liście lekko, ale nie na popiół oczywiście. Ta zgodziła się i wykonała szybko moje zlecenie dla niej. Pożegnała się i poleciała na patrol czy coś. Ja natomiast powróciłem do jaskini i zgarnąłem rzeczy na jakiś materiał, aby się nie ubrudziły. Położyłem się na łóżku i tak jakoś ten dzień minął.

Od Teneko c.d.Lupo

Stałam i patrzyłam jak... Lupo atakuje tamtych. Ja tylko stałam i patrzyłam lekko przerażona. Starałam się za bardzo nie pokazywać strachu, po słowach Merry. Ona natomiast przeskanowała mnie wzrokiem i znowu spojrzała na demoniczną stronę Lupo. Przedstawiał mi się jako Oblivon, potem ktoś go nazwał Shadow, a teraz Lupo. Muszę go skarcić, jak wrócimy. Czyli mnie okłamywał? Co prawda już wiem o nim nawet dużo, ale coś mi chyba umknęło. No cóż muszę z tym poczekać, a już zaczynałam go lubić. Po jakimś czasie osobnik wrócił i znowu zmienił się w siebie. Za to tamte inne... umm stworzenia, które były od niego, zniknęły. Bez słów udało nam się wrócić do zamku.
- Witam ponownie! Jak poszło? - zapytał się król.
- Nie ma ich. - rzekłam znowu lekko wkurzonym głosem. Wkurzałam się na Lupo tym razem.
- Oh bardzo mnie cieszy ta informacja. Proszę to dla ciebie basiorze. - odpał, pomachał łapą, a mniejsze stworki przyniosły rzeczy mojego towarzysza.
- Dzięki. Żegnam, - odparł chłodno i szybko wyszedł.
- Taa ym dziękuję. Do widzenia. - ukłoniłam lekko łeb i podbiegłam do basiora.
- Wsiadaj. Lecimy do domu. - powiedział.
- Dobrze. - lekko fuknęłam i wsiadłam.
Polecieliśmy i niedługo potem znajdowaliśmy się w Osadzie Głównej. Zeskoczyłam z niego i on już miał odchodzić, gdy podbiegłam i zatrzymałam się przed nim, torując mu drogę wkurzona.
- Wytłumacz mi teraz LUPO, czemu przedstawiłeś mi się inaczej. Tylko żadnych wymówek. Jak mam ci ufać, skoro nie jesteś ze mną szczery? - starałam się nie wybuchnąć, wbiłam pazury w ziemię, warknęłam i podkreśliłam słowo: Lupo, alby wiedział, że nie jestem zadowolona.

<Lupo?>

Pożegnanie

Katana odchodzi!
Powód: śmierć.
Where Willows Never Weep by Luna-v


Od Katany c.d.Theor'a

Ciąg dalszy opowiadania Theor'a.

Choć w około unosił się radosny śmiech wilków z watahy, ja odczuwałam pewnego rodzaju niepokój. Niepewnie uśmiechnęłam się i spojrzałam na Theor'a.
- Jestem zmęczona, już się powoli oddalę. - odparłam spokojnym tonem. Wszyscy zebrani pożegnali mnie z uśmiechami, oraz życzyli miłej nocy. W drodze do własnej jaskini odczuwałam spory ból w klatce piersiowej, oraz ogromny niepokój. Rozejrzałam się dookoła. Poczułam potrzebę przejścia się gdzieś indziej, byle nie do jaskini. Wczesnym porankiem znajdowałam się na łąkach. Leżałam na brzuchu, ciężko oddychając. Nie czułam smutku, jedynie wdzięczność i poczucie szczęścia, że miałam okazję poznać tak wiele wspaniałych osób.
- Powodzenia, Junge... - wyszeptałam. Tuż po tych słowach moja głowa opadła bezsilnie, a oczy powoli, powolutku... zamknęły się...

*** dobranoc, młody aniołku.

Od Laurentis c.d.Lei

- Gdybyś była trochę milsza, może zastanowiłabym się nad pomocą. - powiedziałam, również zmieniając nastawienie na negatywne.
Wilczyca spojrzała na mnie spode łba, mrużąc oczy, a ja wpatrywałam się w nią, czekając na reakcje. Powinnam jej pomóc, wiem, ale nie pomagam tym, którzy nie potrafią poszanować drugiego wilka.
- Dobra, pomogę ci, ale tylko dla tego, że jesteś młoda. - powiedziałam podchodząc do niej. - Nie chcę mieś dzieciaka na sumieniu.
Wzrokiem omiotłam krzewy, aby ocenić sytuację. Za chol.erę nie wiedziałam, co zrobić z waderką.
- Kiepsko to wygląda. - odparłam
- Wiem. - odpowiedziała i przewróciła oczami
Zmrużyłam oczy i popatrzyłam wprost na nią.
- Jeśli chcesz się stąd wydostać, to bądź milsza. - stwierdziłam. - Bo zaraz się odwrócę i pójdę dalej przed siebie
Wilczyca nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Wydostanie jej z tych pnącz, wydawało się bardzo trudne, ale postanowiłam do tego użyć mojej umiejętności telekinezy. Nigdy wcześniej tego nie próbowałam, na żywej materii tak jak rośliny, czy zwierzęta, ale skupiłam całą swoją uwagę na próbie poruszenia gałęziami. I się udało! Jedna gałązka zaczęła się delikatnie poruszać. Gdy ta zawisła w powietrzu, zobaczyłam na ciele wadery rany, od powbijanych kolców. Po chwili kolejna gałązka ustąpiła, i kolejna, aż w końcu wadera wyła wolna.
- Niema za co. - powiedziałam, gdy ta kulejąc wyszła spomiędzy gałęzi.
To było zdecydowanie ponad moje siły. Ta cała magia mnie osłabiła mnie bardzo. Poczułam osłabienie,a przed moimi oczami zaczęły tańczyć czarne kropki. Zamknęłam oczy i poczułam, że za moment padnę i nie będę w stanie się podnieść. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a gdy poczułam się minimalnie lepiej, otworzyłam oczy. Pierwsze, co zobaczyłam, to wciąż stojąca naprzeciwko mnie wadera. Teraz, gdy nie była między tymi krzaczorami, mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Wyglądała inaczej, niż pozostałe wilki. Na szyi miała gęste, białe futro, tak samo na ogonie. Łapki po lewej stronie miały białe skarpetki, a po prawej czarne. Z jej lewego boku ciekła czerwona, lepka maź - krew.
- Powinien opatrzyć cię ktoś kompetentny. - stwierdziłam znacząco patrząc się na jej bok. - Kolce z krzewów różanych są naprawdę ostre
- Różanych? - zapytała zdziwiona

<Lea? Wybacz, za oziębłość Lo, ona już taka jest c: >

czwartek, 3 stycznia 2019

Od Lei c.d.Laurentis

Właśnie gnałam sobie przez zielone łąki pełne kwiatów o kuszących zapachach. Kap. Poczułam jak mimo mojej woli staję. Kap. Poczułam jak zapadam się w ciemna i straszna nicość. Kap. Zmarszczyłam nos i uchyliłam oczy. Kap. Poczułam jak coś mokrego kapie mi na nos. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jakiś cień. Mrugnęłam i już go nie było. Dziwne. Właściwie czym na się przejmuje całe moje życie jest dziwnie! Podniosłam się z posłania które sobie zrobiłam dołączając do watahy 4 dni temu. Przeciągam się, po czym udałam się na zrobienie codziennych rutynowych czynności które wykonuje zawsze po przebudzeniu. Gdy je wykonałam stwierdziłam, że pójdę porobić bałwana. Wychyliłam głowę z mojej jaskini. Zobaczyłam biały puch na całej ziemi oraz parę zasp. Biegiem wbiegłam w jedną z nich robiąc odcisk mojej osoby na śniegu. Wyszłam z zaspy śmiejąc się. Nagle zobaczyłam koło mnie przebiegającą wiewiórkę. - Wiewiórka! - krzyknęłam uradowana. Kochałam te malutkie stworzenia. A w szczególności je łapać, a potem karmić orzeszkami. Wiec rzuciłam się w pogoń za malutkim stworzonkiem o rudej barwie.
15 minut biegu później
-Mam cię! - krzyknęłam skupiając uwagę tylko na zwierzątku. Jednak niestety nie udało mi się złapać wiewiórki a zamiast tego, wpadłam po czubek pyska do ogona w krzewy z kolcami.
- Auu! - warknęłam smutna i zła, bo wiewiórka mi uciekła oraz zaryłam w kolce. Upadłam tak nie fortunnie, że nie mogłam wyjść, bo zrobiłabym sobie dużą krzywdę. Zastanawiałam się co zrobić... Spróbowałam się poruszyć ale gdy to zrobiłam kolce w 4 miejscach wbiły mi się w skórę i stworzyły krwawice rany. - Pomocy! - krzyknęłam. Wtedy zobaczyłam wilczycę o białym pysku, szarym ciele oraz czarnymi łapami i znakami. Jej wzrok fioletowy powodował, że czułam się dziwnie niekomfortowo.
-Co tak stoisz?! Pomóż mi! - zmieniłam nastawienie ze zdziwionej na złą i to warczałam.
<Laurentis? Co zrobisz z Leą? >

środa, 2 stycznia 2019

Od Absolema c.d.Lacerty

Absolem zastanawiał się przez chwilę nad sugestią Lacerty, ale po namyśle pokręcił głową.
– Już też nad tym myślałem – przyznał. – Ze dwa razy specjalnie sprawdzałem, czy jedzenie i moje napary nie zawierają czasem czegoś trującego dla królików. Nic takiego nie znalazłem, a w obydwu przypadkach futrzaki i tak umarły.
– Dziwne... – mruknęła do siebie wilczyca, jakby się nad czymś zastanawiając.
– Wręcz podejrzane – dodał Zielona Herbata Bez Cukru, po czym przeciągnął się. – Ale rzeczywiście tak jest. Króliki giną zawsze.
– Co dziwniejsze, zajęcy już to nie dotyczy – oznajmił Absolem. Lacerta spojrzała na niego z zaciekawieniem, więc kontynuował: – Pewnego dnia zaprosiłem na podwieczorek zająca i dzikiego królika. Jedli dokładnie to samo, po czym następnego dnia okazało się, że królik się śmiertelnie zatruł.
– Jesteś pewien, że to ty go otrułeś? Może sam coś zjadł? – zasugerowała wilczyca.
– Może raz czy dwa, kto wie? Ale żeby zawsze? Nie sądzę – odpowiedział basior. Po chwili namysłu dodał: – Może kilka razy rzeczywiście byłem dość nieogarnięty i podałem im coś trującego, ale... coś musi być na rzeczy. Klątwa? Albo ktoś usiłuje mnie wrobić? Och, nie wiem, nie wiem!
Absolem zaczął nerwowo krążyć dookoła, przytłoczony morzem myśli, które szalały w jego głowie. Lacerta przyglądała mu się przez chwilę, a potem zaczęła go uspokajać. Po propozycji wypicia filiżanki herbaty popielaty basior zatrzymał się w końcu. Otworzył swój schowek, po czym wręczył każdemu filiżankę największej herbaty na Pustkowiu. Sam błyskawicznie wypił połowę, po czym od razu poczuł się lepiej. Czuł, jak ciepła herbata powoli przywraca mu spokój.
Nagle zaklął po francusku.
Nikt go nie zrozumiał, ale po tonie jego głosu i wyrazie pyska jego towarzysze wywnioskowali, że coś jest nie tak.
– Co się stało, Absolemie? – zapytała Lacerta.
– Pani Fenek – odparł niebieskonosy wilk, ponownie zaczynając chodzić w kółko. – Nie wiem, co się z nią stało! Odłączyła się od nas...
– Króliki pobiegły za nami – przypomniała mu wilczyca. – Pani Fenek na pewno jest cała i zdrowa.
– A co, jeśli nie? – zaczął się zamartwiać zielarz. – Wtedy będę miał na sumieniu kolejne istnienie!
– Absolemie... – zaczęła Lacerta, ale basior już zmierzał z powrotem w kierunku Pustkowia. Nie zauważył w ogóle, że wilczyca się odezwała – w nerwach był w stanie myśleć tylko o Pani Fenek i możliwym zagrożeniu jej życia.
Po czym nagle zatrzymał się i ponownie zaklął, tym razem po fińsku. Dostrzegł w końcu, że Lacerta miała rację – pustynna lisica musiała być bezpieczna. Zaraz też brązowa wadera pojawiła się obok niego w towarzystwie Kocimiętki i Zielonej Herbaty Bez Cukru.
– Wybaczcie mi – powiedział Absolem. – Nie rozumiem, co tu się dzieje. Czy ktoś ma jakieś propozycje?
<Lacerta?>

Od Absolema – Quest Świąteczny #2

Wołanie wyrwało Absolema z płytkiego snu.
Wilk zamrugał kilka razy, oślepiony blaskiem słońca wpadającym do jego jaskini. Był mroźny grudniowy poranek, co stanowiło przeciwieństwo barwnego snu zielarza o ciepłej herbatce. Popielaty basior podniósł się i skierował ku wyjściu z jaskini, ciekawy, kto go szuka.
Jak się okazało, była to sama Alfa Jung Yunge.
– Dzień dobry, Absolemie! – przywitała się wilczyca. – Wybacz, że przychodzę z samego rana, ale potrzebuję pomocy.
– Tak? O co chodzi? – zapytał popielaty basior, nadstawiając uszu.
– Wataha potrzebuje na święta jakiejś choinki, a ja jestem teraz bardzo zajęta – wyjaśniła Jung Yunge. – Mógłbyś zebrać kilka wilków i znaleźć odpowiednie drzewko, a potem je ustroić?
– Oczywiście, z największą przyjemnością – odpowiedział Absolem, uśmiechając się. – Wypiję tylko herbatkę i ruszam!
Basior pożegnał Alfę, po czym zagotował wodę. Tego dnia postanowił wypić zieloną herbatę, której zaparzył cały dzbanek, tak na wszelki wypadek. Po opróżnieniu dwóch filiżanek i przegryzienia kilu pożywnych zbożowych ciasteczek, schował resztę naparu do schowka. Następnie wyciągną stamtąd spore świąteczne poroże renifera, które przyczepił sobie do głowy.
– Popatrz, agencie Herbata, jestem reniferem! – zawołał do Zielonej Herbaty Bez Cukru. Kot uniósł głowę i przyjrzał się wilkowi z dezaprobatą.
– Nie, Absolemie. Nie jesteś reniferem – prychnął rudy kocur.
– Nie? To co powiesz teraz, ty... – odparł Absolem, po czym obrzucił przyjaciela najróżniejszymi wyzwiskami w języku reniferów. Kot, porównany między innymi do najtańszej herbaty w woreczkach, nie zwrócił na to większej uwagi. Popielaty basior tylko przewrócił oczami, po czym wyszedł na zewnątrz jaskini. Poszukiwanie świątecznego drzewka czas zacząć.
>>> <<<
Zebrany przez Absolema zespół składał się z Sitriego, Teneko i Levithana – tylko tę trójkę udało się basiorowi znaleźć i zmobilizować. Stwierdził jednak, że w czwórkę chyba jakoś sobie poradzą, więc całą grupką zaczęli szukać odpowiedniego drzewa. Po dłuższym spacerze po lesie i oglądanie wspaniałych iglastych drzew najróżniejszych gatunków, połowie puszczy można było przylepić karteczkę z wielkim NIE. Żadna z choinek nie zyskała aprobaty szalonego zielarza, co powoli zaczynało denerwować jego kompanów.
– Mógłbyś się w końcu zdecydować – mruknęła zniecierpliwiona Teneko. – Z tego, co wiem, musimy jeszcze je potem ozdobić.
– Wybacz, droga Teneko, ale żadna z tych choi... O! Ta będzie idealna! – zawołał Absolem, podbiegając do dwuipółmetrowej jodły. Wybrana przez niego choinka miała w środku swojej wysokości zdecydowanie krótsze niż powyżej i poniżej gałązki, co nie dałoby jej zwycięstwa w konkursie piękności.
– Nie jestem przekonany – stwierdził sceptycznie Sitri, przypatrując się drzewku z uwagą.
– Mamy cały las ładniejszych choinek – dodała Teneko.
– Nie zamierzam dyskryminować choinek ze względu na ich specyficzny wygląd – odrzekł na to Absolem. – Bierzemy tę i koniec.
Teneko chyba chciała się sprzeczać, ale Levithan w porę ją uciszył. Zdawał się wiedzieć, że dyskusja na ten temat byłaby bezcelowa.
– Ty tu dowodzisz, Absolemie – oznajmił szybko. – Masz może pomysł, jak ściąć tę choinkę?
– Lepiej wykopać ją z korzeniami – zauważył niebieskonosy. – Wsadzimy ją do doniczki, a dziurę nakryjemy jakąś płachtą. Jak skończą się święta, to ją tu zasadzimy z powrotem.
– Łatwiej będzie, jeśli ją po prostu zetnę – przypomniał mu Sitri, po czym zbliżył się o krok do drzewka. Kolejnego nie zdążył zrobić, bo drogę zagrodził mu Absolem.
– Nie! Nie zetniesz jej! – zawołał, po czym objął pień rośliny. – Ona jest jeszcze taka młoda...
– Ty chyba oszalałeś... – powiedziała Teneko.
– Miło, że zauważyłaś – odparł popielaty zielarz, uśmiechając się do niej. – Ale powiem wam w sekrecie, że tylko wariaci są coś warci.
Czarna wilczyca wyglądała, jakby była na skraju załamania psychicznego. Nie umknęło to uwadze Absolema, który postanowił bezzwłocznie wrócić do ich zadania.
– Musimy czymś ogrzać tę ziemię – zaczął. – Jest zima, więc może być zamarznięta. I przydałoby się coś do kopania, może łopaty...
– Chyba dam radę ją ogrzać – stwierdziła Teneko.
– Świetnie. Levithanie, Sitri, który z was ma ochotę na podróż poza przestrzeń?
Oba wilki wymieniły spojrzenia. Gdyby Absolem na nich patrzył, prawdopodobnie zauważyłby brak zrozumienia komunikatu odmalowany na ich pyskach. Ale szalony wielbiciel herbaty otwierał już swój pozaprzestrzenny schowek. Tym razem musiał włożyć w to o wiele więcej wysiłku – w wejściu musiał zmieścić się cały wilk, a nie tylko jego łapa. Po kilku sekundach znalazł się w środku, ostrożnie stawiając kroki pomiędzy rozrzuconymi wokół torebkami i pudełkami z herbatą. W końcu znalazł wystarczająco dużo miejsca, aby odwrócić się i wyjrzeć na zewnątrz magicznej skrytki.
– Sitri? – zwrócił się Absolem do stojącego nieco bliżej basiora. Ten od razu pewnym krokiem wszedł do pozaprzestrzennego schowka, zachowując przy tym nieprzenikniony wyraz pyska. Podobnie jak zielarzowi, znalezienie miejsca pomiędzy herbatą zajęła Sitriemu kilkanaście sekund.
– Wrócimy za kilka minut – rzucił jeszcze niebieskonosy, po czym zamknął schowek. On i jego towarzysz natychmiast zostali otoczeni nieprzeniknioną ciemnością, co jednak nie przeszkadzało popielatemu wilkowi. Widząc jedynie czerń, z łatwością wyobraził sobie Osadę Główną. Machnięciem łapy ponownie otworzył skrytkę, po czym wyskoczył z niego kilka metrów od swojej jaskini. Sitri po chwili znalazł się obok niego.
– Chyba w jaskini powinienem mieć jakąś starą łopatę – oznajmił Absolem. – Mógłbyś się zapytać kogoś, czy nie ma jeszcze jakiejś?
Sitri tylko kiwnął głową, po czym oddalił się szybkim truchtem. Zielarz przez kilka sekund odprowadzał go wzrokiem, po czym wszedł do swojego mieszkania. Zastał tam Zieloną Herbatę Bez Cukru i Kocimiętkę, którzy drzemali wtuleni w siebie.
– Zielona Herbato Bez Cukru, widziałeś gdzieś łopatę? – zawołał wilk od wejścia. Kocur uniósł głowę i posłał niebieskonosemu zaskoczone spojrzenie wyrwanej ze snu osoby.
– Jaką znowu łopatę? – zapytał rudy kot.
– Tę, której używałem, gdy próbowałem zasadzić herbatę – przypomniał mu Absolem.
– Prawy kąt jaskini, za puszkami z herbatą – odparł Zielona Herbata Bez Cukru. – Co ty byś beze mnie zrobił?
– Marnował o wiele więcej czasu – stwierdził basior, zmierzając ku wskazanej części mieszkania. Rzeczywiście, w kącie stała przystosowana dla wilków łopata, już nieco podniszczona, ale nadal sprawna. Absolem chwycił ją zębami i wybiegł na spotkanie Sitriemu. Jak się okazało, towarzysz zielarza wyjątkowo szybko wykonał powierzone mu zadanie – czekał już na Absolema z kolejnymi dwiema łopatami. Niebieskonosy ponownie użył schowka, aby przetransportować ich w miejsce, gdzie reszta zespołu ogrzewała ziemię wokół choinki.
>>> <<<
Kopanie zajęło im kolejne kilka godzin. Gdy w końcu skończyli, słońce chyliło się ku zachodowi, zabarwiając niebo na różowo i pomarańczowo. Aby transport drzewka był łatwiejszy, owinęli gałęzie linami, a korzenie starym materiałem, które Absolem znalazł w czeluściach swojego schowka. Następnie Levithan użył swojej mocy, aby unieść choinkę w powietrze. Pomagając sobie wzajemnie, czwórka wilków przeniosła jodłę aż do centrum watahy. Nim znaleźli odpowiednio dużą donicę i ustawili drzewko do pionu, słońce zdążyło już zajść. Choinka wznosiła się nad wilkami w mroku, oświetlana słabo przez odległy blask gwiazd.
– Przydałaby się jakaś latarnia – zauważył Levithan.
– Mam lepszy pomysł – odpowiedziała Teneko. Wilczyca, trochę słabo widoczna w ciemności przez kolor futra, przez chwilę wlepiała wzrok w przestrzeń. Potem w powietrzu zabłysnęła kula ognia, która podzieliła się na kilka mniejszych płomieni. Wszystkie zawirowały wokół choinki, oświetlając ją.
– Dobra robota, Teneko – pochwalił Absolem z uznaniem w głosie. Teraz już nic nie przeszkadzało im w ubieraniu świątecznego drzewka.
Dekorowanie asymetrycznej jodły zajęło im niemal dwie godziny, mimo że pracowali sprawnie. Głównym powodem opóźnienia był ubiór Absolema – basior zaplątał swoje dekoracyjne poroże w lampki. Z niemałym trudem jego towarzyszom udało mu się go wyswobodzić. Potem jednak nie mieli już większych problemów... Może pomijając rozsypaną herbatę, której torebki niebieskonosy zielarz koniecznie musiał zawiesić na gałązkach.
Teneko, uniesiona w powietrze przez Levithana, była właśnie na etapie zakładania na czubek choinki gwiazdy, gdy z mroku wyłoniła się Jung Yunge. Alfa przekrzywiła głowę na bok, przyglądając się ozdobionemu drzewku, po czym odszukała wzrokiem Absolema. Wilk prędko podszedł do niej, domyślając się, że chce z nim porozmawiać.
– Choinka wygląda dość... specyficznie – zauważyła wilczyca.
– Taki był plan – odpowiedział Absolem, spoglądając z dumą na jodełkę. – Musisz jednak przyznać, że wygląda efektownie.
– Tu się muszę zgodzić – przyznała Jung Yunge. W tej samej chwili gwiazda została zamontowana na szczycie, a Teneko opadła łagodnie na ziemię.
– W takim razie zadanie wykonane – stwierdził Absolem. – Czy ktoś ma ochotę na herbatkę?

Od Laurentis

Przechadzałam się nieopodal rzeki, gdy postanowiłam skręcić i pójść w jej górę. Dookoła porastały krzaki, które drapały moje ciało i drzewa. Wszystkie rośliny pozbawione były liści, w końcu nastała zima. Zimny śnieg podrażniał moje łapy, a rzeka w niektórych miejscach była pokryta cienką warstwą lodu. Miałam ochotę wrócić do jaskini, ale potrzebowałam spaceru. Najlepiej mi się myśli, na świeżym powietrzu.
Idąc, spotkałam na mojej drodze most. Co mogło być po drugiej stronie? Nie wiedziałam, byłam tutaj pierwszy raz, ale moja ciekawość zwyciężyła i szybko znalazłam się na drewnianej konstrukcji. Deski skrzypiały pod łapami i nie wyglądały na takie, które wytrzymają wszystko, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem spadnę do lodowatej rzeki razem z tym mostem. Ale nie, na całe szczęście udało mi się spokojnie przejść na drugą stronę, gdzie również wyrastały te łyse, drapiące krzaki. Tyle, że w tych krzakach coś się poruszało. Nadstawiłam uszy, i zjeżyłam grzbiet gotowa do ataku.
- Pomocy! - usłyszałam zamiast tego
Powoli i ostrożnie ruszyłam do przodu, nie do końca będąc pewna, co mam zrobić. Gdy byłam już wystarczająco blisko, zauważyłam wilka. Nie znałam go. Ale był cały wplątany w krzewy z kolcami.

<Ktoś chętny do dokończenia?>

Nowy członek watahy - Laurentis!


Pragnę powitać Laurentis, nową członkinię watahy. 
Życzę Ci wielu miło spędzonych chwil w nowym gronie. ^^
Netka Sidereum Graphics