niedziela, 30 grudnia 2018

Podsumowanie grudnia

Witajcie w przedostatnim dniu grudnia. Ah, więc wataha istnieje już ponad pół roku..
Post pojawia się dziś, ponieważ jutro nie znajdę już na niego chwili. W końcu sylwester, nieprawdaż? ;)
~~~
Podsumowanie w pigułce:

  • 13 napisanych opowiadań
  • 2 wilki zostały wydalone z watahy
  • 1 wilk dołączył do watahy

~~~
Najwięcej opowiadań napisał w tym miesiącu Levithan, który otrzymuje 3 punkty do wybranych um., po dwa opowiadania zaś napisali Sitri oraz Nimdhir, którzy otrzymują po 2 punkty do wyb. um.
Po jednym opowiadaniu napisali Absolem, Lea, Jung Yunge, Lacerta, Lupo oraz Oriabi.

~~~
Z watahy zostały wydalone dwa wilki jakimi byli Arles, oraz Nibo. Powód: nie pisanie opowiadań.

~~~
On nowego roku regulamin ulegnie zmianom, które wejdą w życie między lutym a marcem. Będą one dotyczyć głównie zmiany czasu na napisanie opowiadania (ulegnie on skróceniu).

~~~
24.12 nasz Lupo obchodził urodziny. Z tej okazji otrzymuje 3 FL.

~~~
Zawarliśmy także sojusz z nowo założoną Watahą Najskrytszych Marzeń!
Zapraszam :) watahanajskrydszychmarzen.blogspot.com

~~~
W trudem muszę przyznać, że w własnej watasze zaczęłam się mniej odnajdywać, niż w innych do których należę. No trudno, miejmy nadzieję, że niedługo ten fakt ulegnie zmianie.
W tym miejscu dopiero chciałabym życzyć Wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, zdania wszelkich testów, które przed Wami stoją, powodzenia w szkołach i pracach, jak i oczywiście w sprawach rodzinnych, miłosnych... oraz dużo, dużo zdrowia. Bo to chyba najważniejsze, nieprawdaż?

Ten rok przyniósł nam wiele... powstała wataha, poznaliśmy się...
Przez watahę przewinęło się dwadzieścia jeden wilków, z czego szesnaście dalej w naszych szeregach jest. Tylko jedna wadera odeszła z własnej woli, reszta niestety została z niej wyrzucona z powodu braku aktywności. Oj słabiutko..
Zdecydowanie najbardziej aktywnym miesiącem był lipiec, w końcu wakacje, jak i wiele wilków dołączyło.
Najwięcej opowiadań napisał Levithan, który w watasze jest od jej początków. Tuż za nim w rankingu wypada Riley, która niestety z naszych szeregów odeszła.
Oby kolejny rok był lepszy dla nas wszystkich. Powodzenia!


Pozdrawiam i do "zobaczenia" w nowym roku :)

czwartek, 27 grudnia 2018

Od Oriabi c.d.Fornax'a

Super się bawiliśmy. Na prawdę. Było trochę śmiechu i zauważyłam, że Volans starał się mi zaimponować. Cóż na pewno doprowadził mnie do śmiechu, przez co zaświeciły mu się oczy i dalej pobiegliśmy nad wodospad. Brat Volansa - Fornax ucieszył się z tego pomysłu i potruchtał przodem, prowadząc nas na miejsce. W międzyczasie opowiedziałam 2 żarty, które dobrze się przyjęły. Były to żarty typu dziwnych kształtów i skąd się wzięły, ale jednak każdy się zaśmiał. Kiedy byliśmy na miejscu, postanowiłam zaproponować zabawę.
- Hmm może będziemy wskakiwać do wody na mój znak, a ten kto wskoczy ostatni, będzie groźnym rekinem. My natomiast będziemy skakać przez wodę, po różnych kamieniach, a on będzie musiał nas chociaż lekko dotknąć. Jeśli kogoś dotknie, to wchodzi za niego. I jak? - uśmiechnęłam się i pomachałam ogonem.
Wszyscy się zgodzili i zaczęliśmy wskakiwanie. Skończyło się na tym, że mój brat został rekinem, a wszyscy śmiali się i dobrze unikali jego dotyku, ale w końcu ja dostałam i się z nim zmieniłam. Zaczęłam warczeć na niby, żeby dodać grozy bycia rekinem, ale śmiałam się dalej. W końcu usłyszałam głos mamy, która była niedaleko.
- Oriabi! Elver! Wracajcie już! - krzyknęła.
- Już idziemy mamo! - odkrzyknęłam. - Było super. Dzięki, że pozwoliliście nam się ze sobą pobawić.
- Nie ma sprawy. To pa. - odparła Sagitta.
- Papa. - powiedział Elver i pobiegliśmy do mamy.
- Hej moje maleństwa. - powiedziała mama.
- Hejka! - odparłam wesoło i opowiedziałam jej, co się zdarzyło.
Potem malowaliśmy jeszcze po ścianie jaskini i lekko ciągaliśmy się za uszy. Następnie pod wieczór udaliśmy się na dach jaskini, żeby popatrzeć na księżyc i gwiazdy. Były takie piękne! Chciałabym kiedyś jakiejś dotknąć. Razem z bratem i mamą udaliśmy się na spoczynek z uśmiechami na pyszczkach.

sobota, 22 grudnia 2018

Przerwa Świąteczna

Witajcie towarzysze! Boże Narodzenie już za rogiem, a więc pragnę życzyć Wam wszystkim zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt.
Z racji iż większość z nas obchodzi wyżej wymienione święta i myślę, że nie będzie miała czasu na takie rzeczy jak wataha, ogłaszam świąteczną przerwę. Wszelkie opowiadania, zapytania itd można dalej wysyłać, lecz zostaną dodane one z opóźnieniem.
Przerwa potrwa do około 28 grudnia. :)

wtorek, 18 grudnia 2018

Od Sitri'ego c.d.Lei

-Nic mi nie jest, powtarzam po raz ostatni...- westchnąłem chcąc uciec jak najdalej od Alfy, Lacerty i Absolema. Jung Yunge katowała mnie swoim przerażonym lamentem od ponad godziny, oczywiście nie do końca wiedząc co się stało. -Obiecuję, że popracuje nad zwinnością. - dodałem chcąc ją jakoś obłaskawić.
Jednak to nie przekonało zmartwionej wilczycy, która coraz bardziej się nakręcała. Wytykała wszystko co tylko mogła aby zatrzymać mnie w jaskini chociaż na parę dni. Ostatecznie nie miałem innego wyjścia jak tylko skapitulować pod groźbą związania i unieruchomienia na amen.
-Na trzy dni zostajesz zwolniony z obowiązków. W tym czasie masz odpoczywać i pod żadnym pozorem się nie przemęczać. Będę Cię sprawdzać!- warknęła zła gdy pozostali opuścili już moją kwaterę.- A teraz łaskawie wyjaśnisz mi co się stało?
Tego dnia przegrałem dwa razy. Najpierw z nadopiekuńczością Alfy, potem z jej przenikliwym wzrokiem...

~Trzy dni później.~

Wraz z Lupo i Theor`em otrzymaliśmy zadanie, którym było sprawdzenie naszych granic tuż przed śnieżycą. Jung Yunge chciała mieć pewność, że wataha będzie bezpieczna podczas gdy większość traktów zamieni się w zaspy. W ostatnim czasie na naszych terenach mogło zagnieździć się "coś", o czym nie mieliśmy pojęcia. Na dodatek po śnieżycy utknęli byśmy z tym "czymś" aż do wiosny, więc bez problemu zgodziliśmy się z Alfą. Oczywiście nie obyło się od szczególnych wytycznych, z których nie odpowiadała mi jedna decyzja, a mianowicie ta, która zakazywała mi walki. Przełknąłem jedynie ślinę, nie chcąc grabić sobie u Jung jeszcze bardziej. Co za uparta wilczyca...
Najpierw ruszyliśmy przez las w kierunku pustkowia, by jak najszybciej dotrzeć do granicy. Biały śnieg pomagał dostrzec wszelakie tropy a wiatr działał na naszą korzyść. Niestety zanim zdążyliśmy opuścić rozległy las, dotarły do nas opady śniegu. Mimo to brnęliśmy dalej, mając na względzie bezpieczeństwo watahy. Pod wieczór postanowiliśmy rozbić prowizoryczny obóz . Nazbieraliśmy nieco opału a Lupo rozpalił ognisko. Temperatura spadała więc postanowiliśmy rozgrzać się przed dalszą wyprawą. Nie zdążyłem dobrze rozgrzać zmarzniętych łap, gdy ni stąd ni zowąd Lupo zaczął kłócić się z ... szczeniakiem? Nie miałem pojęcia skąd młoda wilczyca wzięła się tutaj a na dodatek kompletnie sama. Zabrałem więc młodą damę na stronę by porozmawiać z nią sam na sam a Theor w tym czasie uspokajał Lupo. Poznawszy Lee, wypytałem ją o najważniejsze rzeczy. Byłem w szoku, gdy usłyszałem, że młodziutka waderka przybyła sama, nie do końca wie gdzie się znajduje a na dodatek miała czelność zadzierać nosa i oskarżać nas o niszczenie śniegu.
-Chciał bym Cię z kimś poznać. Należymy do Watahy Lodowego Księżyca i myślę, że nasza Alfa nie będzie miała nic przeciwko, jeżeli zechcesz zostać z nami.- zaproponowałem, szukając najbardziej odpowiednie wyjście z sytuacji. Lea zamrugała kilkakrotnie po czym w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki. Mimo to zgodziła się z lekkim uśmiechem. Wróciliśmy więc do pozostałych aby się przegrupować.
-Zabiorę naszą młodą damę do Jung i zdam raport a wy zajmiecie się ukończeniem misji?- zaproponowałem na co Theor zgodził się bez przeszkód. Jedynie Oblivion mruczał coś pod nosem co drugi wilk szybko mu wyperswadował szturchnięciem łapą w bok.
Pożegnawszy się z towarzyszami, ruszyłem w drogę powrotną. Lea wydawała się być pewną siebie wilczycą. Mimo wszystko była jednak tylko szczeniakiem, przez co w połowie drogi zauważyłem, jak zaczynają plątać jej się łapki a odgłos ziewania zwiększył częstotliwość.
-Wezmę Cię na grzbiet. Będzie Ci cieplej a ponadto dotrzemy szybciej do Watahy.-zaproponowałem.
-Nie ma mowy! Sama sobie poradzę! Pokaże Ci jaka jestem silna-ahh!- naburmuszyła się, ziewając po raz kolejny.
-Nie twierdzę iż jesteś słaba. Uważam jednak, że lepiej się pospieszyć.- odparłem chcąc ją jakoś przekonać.
Lea jednak dalej upierała się przy swoim, więc ruszyliśmy dalej. Po kilku kilometrach zmęczona waderka potknęła się, przez co wylądowała w zaspie. Prychnąłem widząc jedynie wystający z śniegu, machający w wszystkich kierunkach ogon. Wyciągnąłem samiczkę z zaspy, która teraz wyglądała nie tylko na zmęczoną ale bardzo zmarzniętą.
-Ponawiam propozycję młoda damo.- rzuciłem kładąc się obok wilczycy.
-Dobrze ale jesteś dla mnie tylko transportem!- zaznaczyła wdrapując się na mój grzbiet.
-Wedle życzenia.- zaśmiałem się, przyspieszając kroku.
Po parunastu minutach poczułem jak Lea wtula się w moje gęste, zimowe futro. Otulona nim zasnęła spokojnie. Uważając więc na śpiocha, maszerowałem przed siebie, przedzierając ciemną, śnieżną noc.
Kiedy dotarliśmy do watahy, oboje przypominaliśmy bałwanki. Nie budząc malucha skierowałem się do Yunge , która właśnie czytała jakąś księgę.
-Witaj.- szepnąłem- Przyniosłem małą wojowniczkę, która miała czelność kłócić się z Lupo.
Przedstawiłem Alfie naszą nową członkinie po czym oddałem malucha w jej łapy.

niedziela, 16 grudnia 2018

Od Lupo - Quest Świąteczny #3

Moje picie herbaty z Fiołków Brylantowych (Tak z Questa) przerwało pukanie, a raczej walenie w drewniane drzwi. Zdenerwowany zeszedłem na dół, aby sprawdzić co, a raczej kto dobijał się do mnie. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie zastałem. Zrobiłem krok, aby wyjrzeć czy jakiś szczeniak nie robi sobie żartów i wtedy poczułem coś pod moimi łapami. Spojrzałem, aby zobaczyć, na co stanąłem. Był to list ładnie zapakowany. Podniosłem go i zamknąłem drzwi. Wróciłem do stołu. Otworzyłem delikatnie kopertę oraz wyjąłem list. Przeczytałem go bardzo szybko.
~... Czyli Zaprosili cię na wigilię? A mnie nie...~ Głos mojej towarzyszki przybrał delikatnie smutnej barwy.
-Bo gdyby ciebie zaprosili to by szczeniaki nie przyszły straszydło - obejrzałem się na nią. Zobaczyłem jeszcze do koperty. Była tam jakaś karteczka, którą wyjąłem. "Na święta dajemy sobie również prezenty. A teraz proszę wylosowaną osobę: Katana" Zadziwiony przeczytałem jeszcze raz. O Jezu. Spojrzałem na datę. O nie. Czas do jutra! Wstałem szybko i wziąłem sztylet. - Wychodzę - rzekłem na odchodne. Po chwili wybiegłem z domu. Idę do Teneko.
Chwilę Później
Wszedłem do jaskini Teneko wilczyca patrzyła się na swoje pociechy bawiące się. Powolnym krokiem podszedłem do niej. - Hej... - powiedziałem cicho i zobaczyłem zdziwiony wzrok szaro żółtej. - P-potrzebuje pomocy... - pierwszy raz prosiłem kogoś o pomoc. To takie dziwne. - Dzieci zaraz wrócę - powiedziała spokojnie do swoich wilczków. Po czym wstała i machnęła ogonem, abym poszedł za nią. Gdy już odeszliśmy usiadła.
- Co Chcesz? - zapytała spokojnie.
- Co lubi Katana? - spojrzałem na swoje łapy. Eght jakie to żałosne. Wilczyca nie ukryła zdziwienia.
-Ale że kwiaty? Czy ogólnie? Bo tak ogólnie jest łuczniczką więc... - powiedziała zdziwiona moim pytaniem. A no tak. Łuczniczka.- Dziękuje! - rzekłem i zostawiłem jednego kwiatka przy wilczycy. Po czym odbiegłem. Szybko prze teleportowałem się do drzewa z fiołkami brylantowymi zwanego Czarnym Brylantem. Miało bardzo wytrzymałe drewno więc zacząłem szukać wielkiej gałęzi i zbierałem parę małych. Z wielkimi zapasami czarnych patyków świecących różnymi kolorami. Wziąłem pierwszą lepszą książkę o smokach. I zacząłem szukać pewnego gatunku. Od kiedy ja się tak angażuje - zadałem sobie pytanie, nad którym zastanawiałem się już jakiś czas. W końcu natrafiłem na daną stronę. "Smok wodolodowy - Smok występujący w wodzie. Zamieszkuje czeluście mórz i jezior. Przy powierzchni jest tylko w zimę. Bardzo pożądanym produktem od niego jest włos sprężysty i wytrzymały" Wziąłem sztylet i Luustiano moim kierunkiem było Jezioro Trzeciej Nocy.
Jakiś czas potem
Gdy już doszedłem do jeziora było ciemno. Szybko zażyłem eliksir, po czym wskoczyłem do wody. Dziwnym uczuciem było, gdy uświadomiłem sobie, że mogę oddychać. Zacząłem pływać w poszukiwaniu niebieskiego gada. W pewnym momencie poczułem jak coś miota mną o ścianę, po czym przygniata do niej ogonem. Zobaczyłem Gada patrzącego na mnie przeszywającym spojrzeniem. Ciemność panująca wokół dodawała mu groźności. Poczułem jak kładę po sobie uszy. Jedna z nie licznych sytuacji, których się przestraszyłem.

- Czego chcesz?! - zapytał wyraźnie zły i zirytowany
- J-ja.. - zatrzymałem się i przełknąłem ślinę - Możesz mnie puścić? - zapytałem delikatnie pewniej.
- Mogę - przybliżył się do mnie - ale nie muszę. Dalej mów - warknął zirytowany.
-Bo ja chciałem twój włos - powiedziałem i wziąłem oddech.
-Więc tak po prostu sobie przychodzisz i chcesz go wziąć? - zapytał - Odważnie. Możesz go wziąć, ale jesteś mi winny przysługę. Przysługą tą będzie, że musisz w ciągu miesiąca wykonać dwa moje żądania. - Poczułem jak smoczysko puszcza mnie. - Rozumiesz? - zapytał. Na co kiwnąłem głową. Wyrwał włos i podał mi go. Po czym wypchnął mnie na powierzchnię. A ja zdziwiony i zmieszany prze teleportowałem się do domu. Odłożyłem podarunek od gada a sam poszedłem się wytrzeć. Gdy to zrobiłem wziąłem sztylet podszedłem do czarnego drewna. I zacząłem skrobać.
Parę godzin później około czwartej
Gdy skończyłem swoje arcydzieło do perfekcji dorobiłem do niego sznurek z włosa i koniec! Efekt był taki, jakiego pragnąłem - Mistyczny i tajemniczy.

Strzały też były idealne i z trudno zniszczalnego materiału, którego miałem nie sety mało więc zrobiłem 6 sztuk. Teraz moim jedynym marzeniem było położyć się spać. Nawet nie zdążyłem odejść od łuku a błogi sen mnie objął. Gdy obudziłem się mistycznego łuku nie było.
- CO JEST! - wystraszony warknąłem. - MERRY CO ZROBIŁAŚ Z MOIM ŁUKIEM - zapytałem a moja towarzyszka się pojawiła.
~... To nie ja!...~ zaprotestowała. Zobaczyłem, na którego oknie nie zamknąłem ślady łapek jakichś gadów. Już wiedziałem co jest nie tak. Przeteleportowałem się na skraj lasu przy łąkach. Zobaczyłem młode ogniste stworki - fiouny pędzące z moim łukiem na pustynie.

Ruszyłem za nimi. - EJ WY - odwrócili się na mnie. - TO MOJE! - krzyknąłem i zobaczyłem, że stają i szykują rogi do walki. - Oh. - wyciągnąłem pazury. Zobaczyłem, że na mnie szarżują - 6 osobników. Uderzyłem jednego pazurami a reszta uderzyła mnie rogami odpychając. - A więc to tak.- warknąłem strzepnąłem krew z barku. Byłem pobijany, ale rzuciłem się na nich co za skutkowało wystraszeniem się młodych i ich ucieczką. - Łatwo poszło - powiedziałem naprzeciw mojemu wyglądu. Miałem wypalony kawałeczek futra oraz wiele ranek i obdarć. Zabrałem szybko mój łuk ze strzałami. Nie miałem czasu na nic więcej niż na doklejenie karteczki z napisem: Dla Katany. Przeteleportowałem się do miejsca spotkania te zaczęło się już. Więc odłożyłem mój prezent pod choinkę - Wolałem zostać anonimem. I niezauważenie zająłem sobie miejsce. Alfa po jakimś czasie gadania powiedziała: „Czas na dawanie sobie prezentów.” Wszystkie wilki zerwały się, aby dać sobie prezenty. Ja tylko spojrzałem na katanę, która już zdążyła znaleźć swój prezent oraz uśmiechnąć się. Mimo wolne również się uśmiechnąłem. - Spodobał jej się mój prezent jej - pogratulowałem sobie cicho.

Od Lacerty c.d.Absolema

Trzeba przyznać, że rzadko bywałam w tak abstrakcyjnych sytuacjach. Bo bycie gonionym przez… króliki, jednak nie jest typowe. Zastanawiałam się co właściwie mogłyby mam zrobić? Wyprychać albo za miziać puchatymi pyszczkami? No błagam… Najgorsze jednak było to, że nie miałam odwagi się zatrzymać i na własnej skórze przekonać o słuszności moich poglądów. Mogłam pocieszać się jedynie, że Absolem również nie ma ochoty stawać pyskiem w pysk z bandą małych zającowatych.
- Absolem co robimy?- Zapytałam biegnącego koło mnie wilka. Poniewczasie zorientowałam się, że nie może mi odpowiedzieć skoro, w pysku trzymał jednorożca. Rudy kot, siedzący teraz na grzbiecie basiora, rzucił mi zirytowane spojrzenie. A ja uznałam, że, to jednak dobrze, że szczenięta zostały w Osadzie.
Gdy tylko ta myśl przemknęła mi przez głowę, wiedziałam już gdzie biegniemy. Wataha poradzi sobie z królikami, choćby nie wiem jak wściekłymi. Nie byłam jednak pewna, czy rzeź, która miał nastąpić z podoba się Absolemowi. Miałam co do tego wątpliwości, było to jednak najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Puchate kulki był naprawdę wściekłe, a wystarczyło tylko przekroczyć rzekę i w zasadzie byliśmy w Osadzie. Rzeka… Woda… Zatrzymałam się tak nagle, że o mało co nie straciłam równowagi i nie runęłam na ziemię. Spojrzałam do tyłu i bardzo szybko wróciłam do pełnego galopu. Małe potworki było coraz bliżej, co w zasadzie nie powinno być możliwe.
Myśli o nietypowym zachowaniu królików zostawiłam na później, teraz musiałam poradzić się mojego towarzysza w dość pilnej sprawie.
- Absolem, czy króliki umieją pływać?* - zapytałam basiora, gdy tylko się z nim zrównałam. Absolem przekrzywił łeb z zaciekawienie, a po chwili potrząsnął głową w jednoznacznej odpowiedzi.
- Świetnie - wysapałam. - Biegnijmy nad rzekę.
I ruszyłam pędem w kierunku potoku, przecinającego tereny watahy. Po kilku minutach byliśmy już odgrodzeni, od puchatej furii na czterech łapach, spokojnym nurtem rzeczki. Króliki wydawały niepokojące odgłosy, a mój towarzysz raz po raz się skrzywiał.
Widząc mojej zaciekawione spojrzenie, zaczął tłumaczyć, położywszy kota i jednorożca na trawę.
- Lacerto, one uważają, że jestem mordercą. Cokolwiek bym nie zrobił na moich podwieczorkach giną ich współbracia. Nie wiem dlaczego.
- Jesteś pewien, że nie podałeś im niczego trującego?- zapytałam patrząc jak zgraja szaraków powoli zaczyna się rozchodzić.
- Piłem i jadłem dokładnie to, co one- basior westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to, co nie jest trujące dla wilka, może być trujące dla królika?

[Absolem? Szukamy rozwiązania zagadki umierających królików na twoich przyjęciach;)?]

*Teoretycznie króliki, jak większość innych zwierząt, umieją pływać. Ale no.

sobota, 15 grudnia 2018

Od Levithana do Nimdhir

Nastała chwila ciszy. Wadera delikatnie się uśmiechnęła, choć w tym wyrazie była nuta niepewności, bądź zmieszania.
- A tak. Racja... to bardzo ciekawe. - spojrzałem w ziemię. - Chociaż to nie aż takie dziwne.. nie spędzam wiele czasu wśród innych. Pierwsze miesiące wręcz nigdy mnie nie było w pobliżu...

Zaśmiałem się pod nosem. Przypomniało mi się, że odkąd wataha istnieje byłem tutaj ja i Riley. Od samego początku... i obojgu nas nigdy nie było gdy byliśmy potrzebni. Następnie po odejściu wadery izolowałem się wręcz, a ostatnie dwa dni spędzałem z Sitrim prawie na końcu watahy.
Zdałem sobie sprawę, że wadera wpatruje się w zamyślonego mnie już ponad pół minuty, a ja patrzyłem cały ten czas w ziemię. Położyłem lekko uszy po sobie na wznak zawstydzenia.
- Nie znam tu wielu wilków, chociaż należę od samego początku istnienia tejże watahy. - obróciłem oczami. - Słyszałem nawet o szczeniętach, mimo iż nigdy na oczy ich nie widziałem, haha.


< Nimdhir? >

piątek, 14 grudnia 2018

Od Nimdhir c.d.Levithana

Nie powiem, pytanie basiora nieco mnie zaskoczyło. Popatrzyłam na niego niepewnie, nie do końca pewna, jak odpowiedzieć.
- Tak, to od urodzenia. – stwierdziłam, poruszając uszami nerwowo. Nie byłam zbytnio przyzwyczajona do takich „wyznań” tuż po poznaniu, ale w końcu Levithan nie pytał mnie o nic strasznie osobistego, więc to raczej nie stanowiło problemu. Chyba. – Myślę, że to przez moją matkę. Była szamanką i po części parała się magią, więc może jakaś część „tego” – zagryzłam wargę. – przeszła na mnie.
„Zapewne tak jak te wizje” – dodałam w myślach, obserwując reakcje basiora. Tamten tylko rzucił mi pojedyncze, zaciekawione spojrzenie i usiadł na ziemi.
- Wiesz, ciekawe, że się wcześniej nie poznaliśmy. – próbowałam kontynuować tą nietypową wymianę zdań. Levithan spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu i wziął głęboki oddech, chcąc zacząć kolejną wypowiedź, lecz po chwili znów zamilkł, wbijając we mnie nieobecny wzrok. Już chciałam zapytać czy wszystko dobrze, ale basior nagle przełknął ślinę i wyprostował się.
- Mówiłaś coś? Przepraszam, nie słyszałem. – zapytał spokojnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, nadal nieco zszokowana tym nagłym „zawieszeniem”.


Levithan? Przepraszam, że krótko, ale moja wena postanowiła wyjechać na ferie do ciepłych krajów :)

Od Jung Yunge - Szum 1, #1

Chłodny, spokojny dzień. Od kilku dni prószy śnieg, który delikatnie szczypie Jung Yunge, alfę tutejszej watahy w opuszki, z każdym kolejnym krokiem nasilając się. Rozgląda się dookoła - las wygląda naprawdę ładnie, gdy otuli go biały puch. Po wzięciu głębokiego oddechu odczuwa, jak mroźny jest dzień. Wadera wypuszcza siwą parę z nozdrzy, po czym czuje jak dreszcz ogarnia Jej drobne ciało. Jung nie przepada za zimą, bardzo łatwo marznie.
Ostatnimi dniami niespokojne sny nękają samicę bardziej niż ostatnio, co odbija się na Jej funkcjonowaniu. Można dostrzec, iż jest delikatnie osowiała, oraz mogłoby się także wydawać - iż mniej czujna. Momentami, jeżeli lubisz samotnie powędrować po miejscach watahy gdzie wiele wilków raczej nie zagląda, można dostrzec jak alfa ucina sobie drzemki, a to na gałęzi pewnego drzewa, a to na jakiejś półce skalnej.
Niedawno dobry przyjaciel wadery - Levithan - przyniósł do niej samej poszkodowanego dość wilka. Był to nikt inny jak Sitri, a więc Jung Yunge nie odczuła aż tak ogromnego zdziwienia faktem, że przy Levithanie coś mu się stało. Samica czując w tedy własną słabość jedynie nadzorowała oględziny szamanów, medyka jak i zielarzy, który starali się pomóc basiorowi. Alfa dostrzegła, iż moc od dawna skrywana w głębi serca Levithana zadziałała i tutaj, na wnętrzu potężnego basiora.
Wstała ociężale i bez słowa oddaliła się tam, gdzie ponosiły ją łapy. Siedząc przed potężną lipą w lesie, podszedł do niej basior, którego serce choć delikatnie pokruszone - wciąż dobre, troskliwe.
- Mam wrażenie, że coś jest z Tobą nie tak. - stwierdził, przysiadając się przy prawym boku wadery.
- To te sny. Nie wiem czym są, co znaczą i dlaczego w ogóle.. eh - westchnęła wadera ciężko, jakby ze szczyptą nadziei, że wdechem wyrzuci z głowy wszystkie myśli, które ją wręcz przytłaczały.
- Może pora podążyć za krukiem ze snów? - odparł po chwili Levithan.
- Być może, lecz co jeżeli tam nic nie ma? - spojrzała na niego wzrokiem mającym wręcz charakter prośby. Co jeżeli wadera naprawdę potrzebowała pomocy?
- Zawsze można sprawdzić. - odparł samiec polizawszy Jung po czubku ucha.
- Masno ni. - prychnęła delikatnie wadera, jakby myślami była z innym świecie, a ciałem w jeszcze innym.
- Tylko musisz zdecydować kogo wybierzesz ze sobą w wędrówkę. - zaznaczył basior, choć odpowiedź Jego drogiej przyjaciółki była już mu dobrze znana...
- Sama. - odparła stanowczo alfa.

Levithan mógł jedynie spojrzeć na waderę błagalnie. Czyn ten może okazać się nieodpowiedzialny, a bynajmniej pewne jest, że byłby wręcz ryzykowny. Niestety Levithan znał Jung Yunge od dziecka. Samica była zawsze uparta, często stawiała na swoim i dążyła do tego, co we własnej głowie ustaliła. Nie słuchała bardzo często nikogo, oraz będąc niespełna rocznym szczenięciem uciekała poza tereny watahy w której przyszła na świat. Wbrew cechom typowej, nieusłuchanej nastolatki, wadera okazała się być wierną przywódczynią, oraz niezwykle silną psychicznie jak i fizycznie samicą.


Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 13 grudnia 2018

Od Levithana c.d.Nimdhir

Idąc spokojnym tempem podziwiałem ośnieżony las. Kto by pomyślał, że przez coś tak zwykłego jak śnieg, ten las może się aż tak przemienić. W niedalekiej odległości dostrzegłem choć jedno ujście z wodą, która nie przemieniła się jeszcze w lód. Schyliłem się, aby nawilżyć gardło. Podczas rozkoszowania się przyjemnie zimną wodą, wyczułem zapach, który już kojarzyłem, lecz nie do końca znałem. Wyprostowałem się i powoli obróciłem. Na odległość około siedmiu metrów stała niewielkiej postury wadera, o jasnym kolorze futra. Tym, co zwróciło mą uwagę był ogon, a raczej trzy ogony.
- Hmm... - mruknąłem.
- Halo? Kim jesteś? - zapytała niepewnie, przystępując z nogi na nogę. Zimno Jej, czy się obawia? Mnie? Tfu.
- Levithan. Jeden z tutejszych członków watahy, a Ty jeżeli dobrze kojarzę także należysz do naszych szeregów. - uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc nieco sprawić, by wadera nie była aż taka spięta.
- Fakt. Jestem Nimdhir. - wadera podeszła dwa kroki bliżej.
- Masz ciekawe ogony. - wypaliłem wprost. Sam nie wiem co mnie posunęło do tego, lecz odczułem potrzebę poznania istoty tejże niespotykanej cechy.
- Oh - odwróciła głowę, by sprawdzić co mam na myśli. - są po prostu trzy.
- Masz tak od urodzenia, tak? To bardzo ciekawe. - powiedziałem z typowym dla siebie spokojem.

< Nimdhir? >

Od Levithana c.d.Sitri'ego

Widok basiora przygniecionego przez drzewo wprawił mnie w kompletne osłupienie, zaś głębokie smugi z których sączyła się delikatnie krew, a sam samiec wyglądał niezwykle marnie - w lekką panikę. Sitri zaproponował odpoczynek, a czyste sumienie nakazało mi spełnić prośbę starszego. Po chwili jednak basior przymknął oczy i odpłynął na jawę. Przypuszczałem, że może się to źle skończyć, więc postanowiłem zaryzykować. Samiec był od mnie znacznie większy, a my byliśmy daleko od watahy. Prędzej przeniósł by się na inny świat, niż dotarłbym z nim na plecach bliżej centrum watahy, gdzie mógłby ktoś doświadczony w tej dziedzinie udzielić mu pomocy.
Położyłem się obok i skupiłem jak tylko mogłem. W mej głowie pojawił się okrąg świateł, podobnie, gdy uwalniałem Riley spod głazów. Dostrzegłem mięśnie basiora, kolejno żebra, płuca, oraz inne organy, aż po pojedyncze nici nerwów. Odpłynąłem z tym co robię, widziałem w tej głowie jak samca żebra wracają na swe miejsca, podobnie jak płuco, które zalało się delikatnie krwią, przez co odpadło do dołu. Krwiak... krew znalazła ujście przy gardle, zaś z całego stanu, który jest mi wciąż niezmiernie obcy, wybudził mnie delikatny jęk. Basior unosił się z pięć centymetrów nad ziemią, po czym opadł. Z pyska sączyła mu się krew, co wprawiło go w delikatny szok po otwarciu oczu. Podniósł się ociężale.
- Coś Ty, tfu - wypluł mieszankę krwi i śliny - zrobił?
- Wydaje mi się, że pomogłem. - stwierdziłem z pewnością w głosie. Spojrzałem na Jego bok. Z głębokich wcięć pozostały blizny.

Postanowiliśmy powoli udać się w kierunku watahy. Sitri delikatnie kulał, oraz momentami pluł krwią, choć z każdym kwadransem dostrzegałem, że częstotliwość wykonywania tego czynu przez basiora zdecydowanie zmalała.
Po dotarciu do watahy oddałem Sitri'ego alfie, która postanowiła zabrać samca dalej do szamanów, medyka i zielarza. Dalszych losów basiora nie znam obecnie niestety, lecz wierzę, że niebawem się spotkamy.

środa, 12 grudnia 2018

Od Lei

Pada śnieg pada śnieg - mówiłam skacząc i łapiąc na język. Zima! Ah ta piękna pora roku! Przez moje zamyślenie zawirowałam w powietrzu i wywróciłam robiąc parę fikołków. W skutek tej sytuacji leżałam rozpłaszczona na ziemi z łapami na wszystkie strony świata. A mała śnieżynka wylądowała mi na nosie. Wstałam oraz otrzepałam się. Nagle coś mi mignęło. Zobaczyłam błysk. Bez zastanowienia i z milionem pytań podeszłam tam. Przybliżając się zobaczyłam czarne postacie oraz ciepły pomarańczowo-czerwono-żółty błysk tak zwany ogień. Ojojo! Wilki! Nie wiedziałam że tu jakieś są. Ale po chwili zastanowienia zezłościłam się. Przez nich topnieje śnieg! To nie dorzeczne. Szybkim krokiem podeszłam do zbiorowiska.
- Przepraszam państwa - Powiedziałam i poczułam spojrzenia wilków. Wszystkie zdziwione moim przyjściem. Niektóre zawarczały wrogo a inne patrzyły na mnie i mój wygląd - Dlaczego państwo niszczą śnieg i tak piękną pogodę! Jeszcze państwo coś zniszczą - powiedziałam zdenerwowana. Po chwili usłyszałam śmiech. - Oh małe dziecko będzie się wymądrzać! Jakiesz to urocze! - Zmierzyłam czarnego wilka wrogo wzrokiem - Nie waż się do mnie pyskować. - rzekłam chłodnym głosem a mój wesoły humor znikł. Basior podszedł do mnie. - Będę robił co chcę po za tym idiotów nie słucham. - Spojrzał się na mnie z góry. Już miałam coś powiedzieć. Ale coś a raczej jakiś mądry wilk przerwał.
- Oblivion uspokój się! Ja z nią porozmawiam. - Popatrzyłam na mówcę. Niestety w blasku nie mogłam zobaczyć czy to basior czy Wedra. Zobaczyłam że machnął ogonem abym poszła za nim. Gdy odeszliśmy od tłumu usiadł i dał znak abym zrobiła to samo.
-Jak się nazywasz? - zapytał gdy już wygodnie usiadłam. Nie znają mnie tu?! Nie wieżę.
-Jestem Lea - Odpowiedziałam a w mojej głowie mnożyły się pytania - A ty?

<Ktoś? I Wiem że krótkie ale nie miałam dziś weny>

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Nowy członek watahy - Lea!

Design commission by griffsnuff

Z początkiem jakże chłodnego, lecz pięknego dnia jakim jest wtorek, pragnę powitać oraz przedstawić wszystkim nową członkinię watahy o imieniu Lea
Jest to roczna wadera, stworzona w... laboratorium. ;)

czwartek, 6 grudnia 2018

Od Absolema c.d.Lacerty

Porcja suszu herbacianego wylądowała na wyciągniętej łapie Lacerty i już po chwili została poddana dokładnej wzrokowej analizie. Absolem obserwował badającą mieszankę wilczycę niemal cały czas, w przerwie tylko pochłaniając dwa ciasteczka z kolorowym lukrem. Po dłuższej chwili wyraz skupienia na pysku wadery zastąpiła pokerowa mina. Nie zdradzając nic w żaden sposób, Lacerta oddała popielatemu basiorowi liście. Wilk schował je do woreczka, po czym dokładnie zawiązał go rzemykiem.
– I jak, oględziny się udały? – zapytał, posyłając towarzyszce delikatny uśmiech. Odpowiedziała tym samym gestem, chociaż wydawała się być nieco zmieszana.
– Och, tak, tak. Co to za roślina? – zapytała nieco zbyt szybko.
– Oglądałaś susz jednej z czerwonych herbat – wyjaśnił Absolem. – Tak jak czarna herbata różni się od zielonej, tak czerwona różni się od nich obu zarówno smakiem, jak i zapachem. Możliwe, że po prostu nigdy jej nie piłaś.
– Rozumiem – odparła Lacerta, po czym upiła łyk brunatnego naparu. Tymczasem gospodarz nachylił się i chwycił pudełko z ciasteczkami, po czym przysunął do swojego gościa.
– Ciaste... – przerwał w pół słowa, dostrzegając za wilczycą niemałą grupę zbliżających się postaci. – Do białej herbatki, nie mogli wybrać innego dnia?
– O co chodzi? – zapytała Lacerta, odwracając się. Przez rozległą równinę kicało ku nim całkiem spore stado królików. Niewielkie wierzęta wydawały się być mocno wnerwione, co nie zdziwiło Absolema ani trochę. Już nieraz te puchate stworzonka nawiedzały go w trakcie herbatek, domagając się zadośćuczynienia za śmierć ich kolegów, braci, sióstr, kto wie, kogo jeszcze? Fakty były dwa: pierwszy – króliki zawsze ginęły na podwieczorkach Absolema, niezależnie, co im zaproponował i drugi – reszcie przedstawicieli tego gatunku nigdy się to nie podobało.
Nie, żeby śmierć bliskich powinna podobać się komukolwiek, ale wilk nie rozumiał, dlaczego musiały odwiedzić go akurat w trakcie świętowania zaparzenia największej herbaty na Pustkowiu. Dotychczas akceptował sporadyczne przerywanie mu picia zwyczajnych herbat, ale to zaszło już trochę za daleko.
– Problemy z królikami – wyjaśnił Absolem Lacercie. Wilczyca kiwnęła głową, zupełnie jakby dobrze wiedziała o talencie zielarza do zabijania tych stworzeń. Kto wie, może właśnie z obawy o własne życie wadera przyglądała się suszowi?
– Śmierć mordercy! – skandowały dzikie króliki, coraz bardziej zbliżając się do uczestników podwieczorku. Zielona Herbata Bez Cukru zeskoczył ze swojego krzesła, z dezaprobatą przyglądając się nadciągającemu tłumowi.
– Powinny się nauczyć, że to nic nie da – prychnął, machając ogonem i jeżąc nieco sierść na karku.
– Lepiej pójdę i z nimi porozmawiam – stwierdził Absolem, zsuwając się z krzesła.
– Jak chcesz to zrobić? Piszczeć i prychać? – zapytała Lacerta. Dopiero wtedy popielaty basior uświadomił sobie, że wilczyca nie zrozumiała królików, które musiały mówić w swoim własnym języku. Wilk spojrzał na towarzyszkę i posłał jej szeroki uśmiech szaleńca.
– A żebyś wiedziała – odparł i pobiegł truchtem w kierunku nadciągającej fali puchatych braci mniejszych. W połowie drogi jednak gwałtownie wyhamował. Zauważył, że króliki przyspieszyły, wydając bitewne okrzyki, a w ich oczach można było dostrzec niezwykłą dla tych zwierząt wściekłość. Absolem szybko przekalkulował swoje szanse i doszedł do wniosku, że nawet on, szaleństwo i dzbanek herbatki nie będą w stanie zatrzymać stada. Zielarz odwrócił się więc na pięcie i popędził w kierunku stolika. Ku zaskoczeniu wszystkich gości na podwieczorku, błyskawicznie wepchnął mebel wraz z nakryciem do swojego pozaprzestrzennego schowka. W międzyczasie króliki pokonywały ostatnie dzielące je od biesiadników metry. Basiorowi wystarczyło tylko jedno krótkie spojrzenie, by podjąć ostateczną decyzję.
– Wiejemy! – wrzasnął Absolem, po czym chwycił Kocimiętkę i zaczął uciekać, byle dalej od królików. Pozostali na szczęście mieli dobry refleks i już po chwili wszyscy pędzili w kierunku lasu, ścigani przez króliki żądne krwi popielatego basiora. Zielarz nie był zbyt szczęśliwy, że wciągnął w tę abstrakcyjną i absurdalną sytuację osoby zupełnie z nią nie związane, ale jak mógł przewidzieć działania zajęczaków? Teraz pozostawało im tylko uciekać i improwizować. Albo imprezować, co w biegu mogłoby jednak stwarzać problemy.

<Lacerta? Wybacz, że trochę bezwenowo>

wtorek, 4 grudnia 2018

Od Nimdhir

Gdy tylko wyściubiłam nos z mojej jaskini poczułam niewiarygodny chłód.
- Brr! – warknęłam, przyzwyczajona do letnich upałów. Taaaaa… Zima raczej nie jest moją ulubioną porą roku. Mimo, że jeszcze nie spadł śnieg, na karku czuło się mroźny oddech lodowych demonów, w które wierzyła moja poprzednia wataha. Zawsze uważałam to za bajeczki dla dzieci, ale teraz z łatwością potrafiłam wyobrazić sobie wielkie, zimne olbrzymy siedzące w chmurach i próbujące ustalić, który z nich ma mroźniejszy oddech. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaśmiałam się cicho. Co te pory roku robią z wilkiem? Wyszłam na dwór, niuchając powietrze w poszukiwaniu woni świeżej zwierzyny. W podskokach pobiegłam w stronę lasu. Mimo, że dopiero opuściłam wnętrze mojej jaskini, już chciałam do niej wracać. Przystanęłam, po raz kolejny wąchając powietrze. Królik, którego uprzednio wytropiłam, uciekł gdzieś w krzaki, lecz nie to przyciągnęło moją uwagę. Zapach nieznajomego wilka, płci nierozpoznawalnej przez krążące wokół aromaty. Zrobiłam kilka kroków i zaczęłam się przedzierać przez kolcolist. Ciernie nieprzyjemnie smagały moje futro, co chwila zostawiając na skórze płytkie zadrapania. Stanęłam na małej polance nad rzeką. Obcy stał tyłem do mnie i pił wodę.
- Halo? Kim jesteś? – zapytałam niepewnie, przestępując z łapy na łapę.


Ktoś? Coś? Arlesa nie ma, nie wiem do kogo pisać :)

sobota, 1 grudnia 2018

Od Sitri'ego - Quest Świąteczny #1

Na terenach watahy zawitały pierwsze mrozy, przynosząc ze sobą spory balast w postaci śniegu. Nie powiem ażebym był z tego faktu wybitnie zadowolony jednakże to zawsze jakaś odmiana. W końcu biały puch przykrył wszechobecne błota i przegniłe liście, sprawiając iż las wyglądał niczym posypany cukrem pudrem. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominałem sobie jak kilka lat temu w niemalże identycznych warunkach ścigałem się po zamarzniętym jeziorze z kompanami. Ahh to były czasy! Wziąłem kolejny głęboki oddech, gdy nagle ... oberwałem śnieżką!
-Mam Cię Oriabi!- zakrzyknął czarno-czerwony wilczek wyskakując zza krzaków.-Oj... Prze-przepraszam?- zająknął się.
Spojrzałem na niego srogo, marszcząc brwi. Czyżbym znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? Nie zdążyłem nawet nabrać śniegu w łapy gdy oberwałem kolejnymi śnieżkami w plecy. Obróciłem się w kierunku napastnika, który jak się okazało nie pracował w pojedynkę. Teneko wraz z Oriabi właśnie przypuszczały atak na młodego samca a przy okazji na mnie. Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, dołączyłem do zabawy. Wskoczyłem za pobliską zaspę gdzie po kilku sekundach zawitał także Elver, wyraźnie zbombardowany przez wilczyce. Rozchmurzyłem się, nabierając coraz większej ochoty na zabawę. Cóż, aż tak stary jeszcze nie jestem, ha!
-Nasza męska duma właśnie została wystawiona na próbę. Nacieramy w ramach odwetu?- zapytałem z uśmiechem zdezorientowanego szczeniaka, na co ten kiwnął głową zadowolony.
Wyrównawszy szansę przystąpiliśmy do ataku. Ja natarłem od frontu a młodzieniec w tym samym czasie skradał się na terytorium wroga ażeby zaatakować od tyłu. Kiedy dotarł do określonej pozycji rozpoczęliśmy ostrzał z dwóch stron, przez co damy zmuszone były się wycofać w głąb lasu. Walczyliśmy ładnych parę godzin, na zmianę bawiąc się w podchody niczym partyzanci na polu bitwy, jednak kiedy zaczęło się ściemniać, postanowiliśmy zawrzeć chwilowy sojusz. Umówiliśmy się na kolejną bitwę, tym razem chcąc zaprosić do zabawy jeszcze więcej wilków aby zwiększyć poziom radości do maksimum. Odprowadziłem Teneko wraz z maluchami do jaskini po czym udałem się na spoczynek. Jutro miała rozegrać się kolejna, większa bitwa, w której prawdopodobnie weźmie udział cała wataha. Ciekawe czy los będzie nam sprzyjał?
Netka Sidereum Graphics