niedziela, 28 października 2018

Od Oriabi do Teneko lub Theor'a

Ciąg dalszy opowiadania Theor'a.

Spotkaliśmy wielkiego wilka, który nie wyglądał za przyjaźnie, ale zaproponował nam podwózkę do naszej jaskini.
- Okej... - powiedziałam w końcu.
Szybko wdrapaliśmy się i położyłam się na plecach wilka. Obok mnie leżał Elver.
- Ori to nie był dobry pomysł... - burknął niezadowolony.
- Oj nie przesadzaj. Mama na pewno się nie wkurzy. - starałam się być odważna jak wcześniej. Jednak tak naprawdę lekko się bałam na reakcję mamy.
- Jak się pan nazywa? - odwróciłam głowę do wilka, który nas podwoził.
- Jestem Theor, a wy? - odparł.
- Ja jestem Oriabi, a to mój brat Elver. Trochę jest nieśmiały. - uśmiechnęłam się, żeby uspokoić napiętą atmosferę.
- Właśnie widzę. - lekko się uśmiechnął, ale spoważniał i szedł dalej powoli, żebyśmy nie zlecieli. W końcu w oddali zobaczyłam zaniepokojoną mamę...
- O matko jesteście! - podbiegła do nas.
Zeskoczyliśmy i się do niej przytuliliśmy. Przez chwilę panowała cisza...

<Teneko/Theor?>

Ogłoszenie dot. kończącego się terminu wysłania opowiadań

Chciałabym ogłosić, że poniżej wymienionym wilkom kończy się czas na napisanie opowiadania. Całość ma jeszcze jedynie około trzy tygodnie, nim nie spadnie z rangi w dół, na omegę.


  • Arles 
  • Elver 
  • Oriabi 
  • Volans 
  • Sagitta 
  • Fornax 
  • Lupo 
  • Nibo 
  • Sitri 
  • Teneko 
  • Theor 

W przypadku potrzeby wydłużenia terminu napisania opowiadania z jakichkolwiek przyczyn, proszę o wiadomość prywatną, bym mogła to odnotować. 
Przypominam, że jeżeli wilki spadną w randze z powodu nie napisania opowiadania, będę zmuszona nasunąć kolejny termin, po upływie którego (oczywiście w razie nie otrzymania przez mnie opowiadania) wilk zostanie usunięty z watahy.

Z poważaniem, 
alfa Watahy Lodowego Księżyca, 
Jung Yunge

Od Levithana

Jesień. Niebo spowijają ciężkie, deszczowe chmury, zaś las przemierza smętnie gęsta mgła. Brzydota, którą został w tej chwili ogarnięty las, zniechęca większość stworzeń do jakichkolwiek rozochoconych wędrówek. Liście, będące zaledwie kilka dni temu nacechowane artyzmem, o widowiskowych barwach, dziś wręcz zaśmiecają ten niegdyś fenomenalny las. Drzewa są takie nagie, a z każdym kolejnym krokiem wilka - jego łapy coraz to bardziej zanurzają się w podmokłej glebie, brudząc opuszki, pazury oraz palce.
Poranny chłód wtargnął do mej jaskini, skutecznie odbierając mą resztkę szczęśliwości. Delikatny wiatr poszczypał me trawiastej barwy oczy, oraz delikatny, czarny nos, wprawiając mnie w poczucie niesmaku.
Od odejścia Riley, wadery będącej w ostatnim czasie mą ulubienicą, nie minęło wiele czasu. Przyznam , że decyzja tej jakże finezyjnej wadery, była dla mnie delikatnie oszałamiającym doświadczeniem.
Czując poranną gorycz w pysku, oraz pragnienie zwilżenia języka - wstałem. Po ciężkim ziewnięciu, oraz chwilowej, ociężałej serii rozciągnięć, powolnym krokiem ruszyłem ku wyjściu z jaskini. Z nieba padała delikatna mżawka, która w mgnieniu oka zrosiła me delikatnie szorstkie futro, które z nadejściem jesieni stało się ciemniejsze, jak i o wiele bardziej puchate. Nie zastanawiałem się długo dokąd się udać, po prostu ruszyłem tam, gdzie najbardziej lubiłem - nad wodospad. Nie kierowało mną aż tak poczucie suchości w gardle, jak nic innego niż pragnienie bycia w tamtym miejscu, po raz kolejny i kolejny...
- Stary, weź się.. - mruknąłem sam do siebie półszeptem. Bezsens władający mym ciałem stawał się coraz bardziej uciążliwy. Nieograniczony spokój, oraz opanowanie z jakim dotychczas żyłem, nawróciły ze zdwojoną siłą, skutecznie blokując chęci na jakiekolwiek szalone czyny, które jeszcze kilka dni temu wyczyniałem, wraz ze swą utęsknioną towarzyszką.
Usiadłem. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, jak odizolowany od wszystkich jestem. Jak samotność wpływa na wilka i od zawsze rządziła mym życiem, sprawiając, że przestałem cokolwiek czuć. Spuściwszy głowę, usłyszałem jak ktoś do mnie podchodzi. Miałem oczy przymknięte, sam nie wiem dlaczego, ale nie chciałem ich otwierać. Z westchnięciem powoli obróciłem głowę z kierunku przyszłego rozmówcy i smętnie otworzyłem oczy.


< Ktoś? >

sobota, 27 października 2018

Nowa Strona

Z radością pragnę przedstawić Wam, moi kochani, nowiutką stronę!
"Podstrona z Humorem" jest oddzielną stroną, na której znajdować się będą nasze prace, komiczne przeróbki, memy, oraz śmieszne obrazki dotyczące wilków, bądź życia w watasze.
Oczywiście każdy może przesłać mi swoje prace. ;)

Enjoy!

Od Jung Yunge do Sitri'ego

Ciąg dalszy opowiadania Lupo.

Lupo przybył do mnie, a u Jego boku podążał sporych rozmiarów, biały wilk. Basior przedstawił towarzysza imieniem Sitri. Przeanalizowałam wzrokiem obu basiorów.
- Miło Cię tutaj widzieć, nowy towarzyszu. - odrzekłam do białego. - Nazywam się Jung Yunge, jestem alfą tutejszej watahy.
- Miło mi. - skinął głową Sitri.

Spojrzałam na wyczekującego Lupo. Odwróciwszy wzrok - westchnęłam. Ciężkie życie alfy.
- Powiadasz, Oblivion, że Sitri przybył zapolować na niedźwiedzia? - uśmiechnęłam się lekko, chcąc rozładować nieco niepokojący nastrój.
- Owszem. - odparł basior siadając.
- Hm... - zwróciłam się do Sitri'ego. - To może poszukamy razem 'misia'?

< Sitri? >

Pożegnanie


W dniu dzisiejszym chciałabym pożegnać naszą Riley.
~~~
O tym, że Riley odchodzi wiedziałam już kilka dni wcześniej. 
Była z nami od samego początku, w wielu rzeczach mi pomagała i zdecydowanie 
przysłużyła się do istnienia tej watahy i tego, jaka ona jest. 
Riley była drugim administratorem na blogu, "prawą łapą". Jestem Jej niezwykle
wdzięczna na cały wkład oraz samą obecność. 

Będziemy tęsknić i pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziana, kochana. 

niedziela, 21 października 2018

Od Katany do Nibo

Basior o imieniu Nibo, który pod wpływem piekielnej, magicznej kuleczki wręcz oszalał, na jednym wdechu z pasją zaczął zadawać nieskończoną ilość pytań o moją osobę. Oh losie, cóż ja mu powiem, gdy różowe diabelstwo przestanie działać. Spojrzałam na wyczekującego samca. Z westchnieniem usiadłam, chyba nie miałam innego wyjścia, jak prowadzenie dalszej rozmowy.
- Powoli. - odparłam. Nibo usiadł, nie odrywając od mnie wzroku. Fakt, było to nieco.. straszne? Lecz przyznać muszę, że iskry tłumiące się z jego oczach, sprawiały iż zaczęłam niekontrolowanie lekko się uśmiechać. - Tak, jestem łuczniczką. Od małego interesowało mnie to zajęcie, a własne strzały i łuk wystrugałam około pierwszego roku życia.
- Fantastycznie - zaklaskał w łapy Nibo.
- Nigdy nie odkryłam swoich magicznych mocy, podczas gdy inne szczenięta je ćwiczyły, oraz chwaliły się zdolnościami coraz to nowszymi, ja doskonaliłam umiejętności łucznicze. Co do płuc... owszem, mam z nimi problemy. Byłabym wdzięczna, gdybyś pomógł mi ulepszyć moje herbatki. - uśmiechnęłam się szeroko. - Jakie jeszcze pytania zadałeś?
- Oh, wiele ich było! Zobacz jaka wspaniała noc, chodźmy, opowiesz mi więcej po drodze! - nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, basior wybiegł z jaskini. Postanowiłam podążyć za nim.


< Nibo? >

Od Levithana do Riley

Riley popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Trzeba to sprawdzić! - powiedziałem z lekką ekscytacją w głosie. Riley uśmiechnęła się delikatnie. Czas na kolejną przygodę...

Ruszyliśmy truchtem przed siebie, nadsłuchując skąd dokładnie mogło dobiegać wycie. Fakt, że donośny skowyt, który wcześniej usłyszeliśmy, nie powtórzył się, utrudniał sytuację. Rozejrzawszy się na boki, przystanąłem, czując delikatne rozczarowanie, oraz zmieszanie.
- Którędy teraz? - spojrzałem na waderę, która podobnie jak ja, wyglądała na delikatnie zagubioną, jak i zniesmaczoną.

Wręcz jak na zawołanie, wycie powtórzyło się, a moje wnętrze ogarnęło gorące uczucie adrenaliny. Byliśmy blisko.
Oboje jak z procy ruszyliśmy w kierunku dźwięku...

// Riley?

sobota, 20 października 2018

Od Absolema do Lacerty

Pustkowie Watahy Lodowego Księżyca. Miejsce przypominające pustynię tak bardzo, że nawet wczesną jesienią było tu wyjątkowo sucho i ciepło.
– Idealnie – stwierdził Absolem, otwierając swój pozaprzestrzenny schowek. Od kiedy dołączył do wilczego stada, używał go wcześniej niż zwykle. Tym razem wyciągnął stamtąd składany drewniany stolik i obrus w różowo-zieloną kratę. Ostrożnie złożył mebel i nakrył barwną serwetą. Następnie z niemałym trudem postawił na środku olbrzymi czajnik. Do środka wlał gorącą wodę. Potem wskoczył na stół i wyciągnął łapę nad dzbanek.
– A teraz, panie i panowie – oznajmił teatralnym głosem, patrząc na Zieloną Herbatę Bez Cukru, Kocimiętkę i jakąś zabłąkaną panią fenek. – Zobaczycie największą herbatę na całym Pustkowiu!
Wrzucił do parującej wody mieszankę herbaty i z uwagą przyglądał się, jak ciecz powoli zabarwia się na brązowo. Po kilku chwilach spojrzał na swój zegarek. Wskazówki pokazywały 17:37, co dawało mu całe dwadzieścia trzy minuty na przygotowanie poczęstunku. Basior uśmiechnął się do siebie i sięgnął do swojego schowka...
Mimo wysiłku nie potrafił znaleźć w skrytce przygotowanych rankiem ciasteczek. Upewnił się jeszcze, że ozdobnego pudełka na pewno nie ma w schowku, po czym zeskoczył ze stolika na ziemię. Chodząc w kółko, zaczął zastanawiać się, co takiego zrobił ze smakołykami.
– Zostały w jaskini – odezwał się Zielona Herbata Bez Cukru, jakby odgadując myśli Absolema.
– Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś? – zawołał wilk, posyłając rudemu kocurowi pełne wyrzutów spojrzenie. Zielona Herbata Bez Cukru wzruszył po kociemu ramionami, a potem zajął się czyszczeniem swojego ogona. Absolem pokręcił głową z dezaprobatą, po czym popędził ile sił w łapach w kierunku Osady.
W trakcie biegu jego złość na rudego kocura ulotniła się i basior czuł już tylko podekscytowanie. Podwieczorek z największą herbatką, jaką widziało Pustkowie to nieczęste zdarzenie – kto wie, może nawet nikt dotąd nie popijał tam tego cudownego napoju! Chociaż zazwyczaj preferował picie naparów samotnie bądź w kameralnym gronie, teraz Absolem zaczął zastanawiać się, czy nie zaprosić jeszcze jakichś wilków.
Pogrążony w rozmyślaniach nawet nie zanotował obecności Lacerty na jego drodze. Dopiero, gdy mijał waderę, uświadomił sobie, że przecież ona może zostać jego gościem. Dotychczas rzadko ze sobą rozmawiali i podwieczorek byłby idealną okazją do poznania się. Basior wyhamował i odwrócił się w kierunku wilczycy, która wyglądała na nieco zaskoczoną jego zachowaniem.
– Bonjour, Lacerta! Ça va? – przywitał się Absolem, z rozpędu zwracając się do wilczycy po francusku. – Ojej... przepraszam. Nie ważne... Znaczy... Och. Organizuję podwieczorek na Pustkowiu, zechciałabyś wpaść? To będzie za jakieś... – Spojrzał na zegarek. – Szesnaście minut. Możesz wziąć szczeniaki, im nas więcej, tym lepiej! Musiałbym tylko zabrać ciasteczka. To jak?
<Lacerta?>

środa, 10 października 2018

Od Lacerty do Absolema

Byłam na polowaniu, dzieci już od jakiegoś czasu zostawały same w jaskini. Wiedziałam, że Osada jest dobrze, więc niespecjalnie się martwiłam, znaczy, martwiłam się, jak każda matka, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że szczeniaki są bezpieczne i dobrze chronione.
W lesie, jak na jesień, było przyjemnie ciepło, na drzewach złociły i czerwieniły się liście, a w powietrzu czuć było woń wrzosów, jednak gdy wiatr zawiał w moją stronę, woń wrzosów przykryta została zapachem wilka. Absolem wyraźnie podekscytowany biegł w moją stronę. Trzeba przyznać, że rzadko rozmawiałam w tym wilkiem i prawie go nie znałam, więc byłam ciekawa, co takiego chce mi przekazać. Chyba że, biegł tylko w moją stronę, a nie do mnie. Cóż zaraz się przekonamy....

[Absolem?]

Od Nimdhir do Arles

Gwałtownie uniosłam głowę oddychając szybko i prawie krzyknęłam, widząc leżącego obok mnie basiora. „Hearth?” pomyślałam, lecz zaraz westchnęłam ciężko rozpoznając w wilku Arlesa. Delikatnie, by nie zbudzić śpiącego towarzysza odsunęłam się. Wizja zmieniła się, bo go poznałam – uświadomiłam sobie, po czym zarumieniłam się lekko. Arles był przystojny, ale… nie mogę o nim tak myśleć. To wilk jak wilk – nikt więcej. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na zachodzący już księżyc. Pierwsze Widzenie miałam jeszcze jako szczeniak, gdy mieszkałam w Stadzie Siedmiu Wilków znana jako White Fang. Razem z bratem bawiłam się nad rzeką. W pewnej chwili grunt się pode mną osunął, a ja runęłam w dół, prosto do lodowatej wody. Zobaczyłam wtedy urwisko i walczące nad nim wilki. Nie zrozumiałam wtedy o co chodziło. Drugi raz już nie popełnię tego błędu. Potrząsnęłam ramieniem basiora, próbując obudzić go z wręcz kamiennego snu. Wilczur wymamrotał coś pod nosem, przewracając się na drugi bok. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Czemu to mi zawsze trafiają się takie śpiochy?!


Arles?

poniedziałek, 1 października 2018

Pożegnanie

Z przykrością informuję, że Evane została usunięta z watahy, z powodu nie napisania pierwszego opowiadania w wyznaczonym terminie.

Od Theor'a do Oriabi lub Elvera

Ciąg dalszy opowiadania Jung Yunge.


Słuchałem Jung, gdy ta opowiadała mi o ostatnich snach, które zdecydowanie mi się nie podobały. Ja rzadko śniłem, ewentualnie w nocy doganiały mnie wydarzenia z przeszłości, te, o których chciałem raz na zawsze zapomnieć.
- Jung, ja nie znam się na snach, w zasadzie nigdy mnie one nie interesowały - zwróciłem się do Alfy - Wiem jednak, że większość snów pochodzi z naszej podświadomości czy z lęków.
- Wiem, wiem, po prostu obawiam się, jednak może być jakaś zewnętrzna przyczyna - powiedziała Jung cichym głosem i przez chwilę wydała mi się starsza i bardziej zmęczona niż zwykle.
- Alfa, kiedy ostatnio spałaś? - zapytałem, gdy wchodziliśmy do Osady.
- Theor, nie jestem zmęczona - powiedziała tonem, który kończył rozmowę. Miałem trochę inne spostrzeżenia i choć wiedziałem, że nie powinienem, brnąłem w to dalej.
- Alfa, moja matka powiedziała mi kiedyś, że dobra alfa, to silna alfa. Jesteś takim samym wilkiem jak inne i również potrzebujesz snu, gdy będziesz zmęczona to, kto nas obroni? - Wiedziałem, że moje słowa mogą być odebrane jako jawne wyzwanie i sugestia, że się nie nadaje. Był to też sposób, aby Alfa zaczęła bardziej dbać o swoje zdrowie i samopoczucie, więc jeśli przeżyje, może kiedyś ktoś mi podziękuje. Może. Widząc jednak błysk w oku wilczycy, byłem pewny, że Raily jako medyk będzie miała dużo pracy, Jednak poczuliśmy zapach Lupo i jakiegoś obcego wilka, wadera więc nie patrząc na mnie, przeszła krzaki, Ja zaś postanowiłem zejść jej z oczu i zapolować.
Użyłem Cienia i już po chwili otoczył mnie las, świergot ptaków i zapach… szczeniąt Teneko? Co? Zacząłem węszyć, ale wynik pozostawał ten sam - szczenięta Teneko same w lesie, to nie było dobre. Postanowiłem sprawdzić, o co chodzi i po kilkunastu krokach znalazłem się przed przytulonymi do siebie młodymi. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie nawzajem.
- Co tu robicie? Nie wiecie, że las nie jest dobrym miejsce dla szczeniaczków?- zapytałem, lekko się uśmiechając.
Maluchy jeszcze bardziej zbliżyły się do siebie, gdy tylko mnie zobaczyły. No tak, w końcu ja w tej watasze gram rolę ’’Dużego Złego Wilka'', szczególnie że Teneko za mną nie przepadała. No cóż, trudno zdarza się… Popatrzyłem na szczenięta i poczułem się bardzo, bardzo zmęczony. Westchnąłem i zwróciłem się do Oriabi i Elvera:
- Wejdźcie mi na grzbiet. Odprowadzę was do matki, która pewnie szaleje z niepokoju.

[Oriabi? Elver?]
Netka Sidereum Graphics