piątek, 14 września 2018

Od Nibo do Katany

- Mam nadzieję, że szybko się tu zadomowisz i znajdziesz jakiś przyjaciół. –biała wadera posłała mi łagodny, matczyny uśmiech, skończywszy oprowadzać mnie po miejscu, nazywanym „Osadą Główną”.
- I ja również, pani alfo! – przytaknąłem jej wesoło. W końcu do watahy dołącza się, żeby mieć przyjaciół! I przygody!
- Samo Jung Yunge wystarczy – wilczyca uśmiechnęła się trochę bardzo zakłopotana.
Jakby nie patrzeć, przez cały ranek i część popołudnia zwracałem się do niej per pani alfo, mimo jej czynnego oporu.
- Się wie, pani alfo Jung Yunge!
***********
Cóż poradzę, że tak głęboko respektuję władzę w tym kraju? Jung wydała z siebie męczennicze westchnięcie, chyba godząc się ze swoim losem bycia panią alfą w moich oczach już po kres jej dni. Tudzież moich dni.
Od mojej (bardzo bardzo) nieudanej próby nekromancji, przez prawie 4 lata błąkałem się tu i tam. Okazuje się, że jak zaczniesz zadzierać z ożywianiem umarłych, może cię znienawidzić nawet własna rodzina. Taka mała przestroga dla młodszego pokolenia.
Nie oznacza to jednak, że przez ten czas nie urzędowałem w żadnej innej watasze. Myślałem, że nikt nie będzie chciał przyjąć kogoś, kto wygląda jak pierworodny Babadooka z halloweenowym szkieletem, ale wychodzi na to, że jest zupełnie na odwrót. Im bardziej przypominasz Śmierć z wyglądu, tym za silniejszego i bardziej intrygującego uchodzisz. Mi to tam odpowiadało, miałem okazje poznać naprawdę interesujące persony.
Ale ostatecznie zawsze się nudziłem i w końcu opuszczałem każdą z watah.
No.. Może nie zawsze nuda była powodem moich odejść. Kilka razy zdarzyło mi się roztrzaskać serduszka połowy członków jakiejś watahy, przez co wszyscy byli na mnie koncertowo wkur…
Wkurzeni.
Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Taka moja natura i nie mam zamiaru jej zmieniać. Jedyne, co mogę zmienić to moje ubrania, których i tak nie noszę!
Point tej całej gadanki jest taki, że dziś zawędrowałem do nowej watahy, ukrytej praktycznie na wyspie otoczonej z prawie każdej strony wodą. Prywatnie się urządzili.
Pani alfa okazała się być dość młoda, ale bardzo kompetentna, niezwykle urocza i bardzo wyrozumiała. Oprowadziła mnie po niewielkiej ilości terenów (po wszystkich nie mogła, zapewne ma jakieś alfa biznesy do ogarnięcia) i pokazała jaskinię, która od dziś będzie moim domem. Nie żebym w ogóle miał cokolwiek, co bym chciał schować w takowej. Raczej nie biegam po świecie z bagażem, zbędny balast jest po prostu.. zbędny.
Postanowiłem więc trochę pozwiedzać okolice. Najbardziej moją uwagę przykuł twór na północy, który widocznie tu nazywają Górami Gwieździstej Nocy. Rany, jakby po prostu nie można było nazwać gór czymś w stylu „góry” albo „wysokie góry” czy coś.
Pasmo było dość niskie, co w sumie mi pasowało, bo wspinanie się na prawie pionowe skały z odstającymi ostrymi kamieniami jakoś szczególnie mnie nie jarała. Ale na razie podziwiałem sobie góry od dołu. Miały pokryte trawą, lekkie stoki. Pewnie w zimą fajnie by było się tu ślizgać na śniegu.
Nagle pod moje łapy przyturlało się coś niewielkiego, okrągłego i niezwykle przyjemnie pachnącego. Jak truskawki!
Pochyliłem się nad tajemniczym przedmiotem i powąchałem, dokładniej studiując jego przyjemną woń. Mmm, pewnie musi smakować tak samo dobrze jak pachnie. Mama zawsze mówiła, żeby nie brać cukierków od obcych, ale ja nie jestem już szczeniaczkiem i nie ma tu żadnego obcego, który by mi to dał!
Po jednym kłapnięciu szczęk, smakołyk znalazł się w moim pysku. Ohhh, ten smak! Wprost nie do opisania! Jakbym jadł wszystkie rzeczy, które najbardziej lubię na raz! To by było dość obrzydliwe, tak szczerze. Ale ten magiczny cukierek, z zapewne czeluści piekieł, nie smakował ani trochę obrzydliwie.
Gdy przełknąłem, zacząłem się zastanawiać, kiedy ziemia się otworzy a z piekła wyskoczy jakiś demon, który mi powie, że właśnie zaprzedałem moją duszę za ten przysmak bogów. Tak się jednak nie stało. Za to kątem oka zobaczyłem kogoś.
Odwróciłem łeb, żeby ujrzeć waderę leżącą w dość.. ciekawej pozycji. Była młoda. Bardzo młoda, zapewne dużo młodsza ode mnie. Była raczej wątłej budowy i nie wyglądała na kogoś szczególnie śmiałego. Ale.. oh borze. Odczułem potrzebę podejścia do niej. Nie żebym normalnie tego nie zrobił, ale to było inne. MUSIAŁEM do niej podejść. Czułem, jakbym miał oszaleć, gdybym tego nie zrobił.
Powoli ruszyłem w stronę wilczycy, która na mój widok natychmiast się podniosła i cofnęła kilka kroków, kładąc uszy po sobie. Jak uroczo.
Zbliżyłem się do niej tak blisko, że praktycznie stykaliśmy się nosami. Definitywnie była dużo młodsza i mniejsza) ode mnie. Ale miała najbielsze futerko na całym świecie, a jej oczy były sto razy bardziej błękitne niż letnie niebo w południe. W płucach zabrakło mi powietrza, a w gębie słów. Co się zdarza bardzo rzadko.
Jezus, czy ja się właśnie zakochałem od pierwszego wejrzenia?
Wadera nie ruszała się. Stała tylko jak wryta, chyba czymś mocno przerażona/zszokowana. Zgaduję, że jeśli się nie odezwę, to będziemy mogli tu tak stać do wieczora. Odchrząknąłem, żeby przygotować gardło na iście romantyczną przemowę.
- Hej, jestem Nibo i totalnie jestem tu nowy, a ty jak się nazywasz? Nie, czekaj, nie odpowiadaj, sam zgadnę. Jesteś Miłość Mego Życia, czyż nie? Nie? Masz rację, głupie, jestem głupi, nie powinienem, przepraszam. Zacznijmy od nowa. Ja jestem Nibo, a ty? – wypaliłem na wydechu, mówiąc tak szybko, że sam siebie nie rozumiałem. Kompletnie nie wiedziałem, co bredzę. Co jeszcze NIGDY się nie zdarzyło.
To truskawkowe cholerstwo musiało naprawdę być jakimś tworem szatana.



< Katana? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics